Oj, jak bym zjadła winogron!

ks. Wojciech Parfianowicz

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 43/2018

publikacja 25.10.2018 00:00

Co konkretnego można zrobić, żeby uczynić ten świat odrobinę lepszym? – Żyjemy, istniejemy, modlimy się, i to jest jak najbardziej konkret – mówi s. Angelika, karmelitanka bosa z Usole na Syberii.

W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej siostry karmelitanki są w Bornem Sulinowie. Na zdjęciu s. Bernadetta i s. Joanna z tej wspólnoty (druga i trzecia od lewej). W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej siostry karmelitanki są w Bornem Sulinowie. Na zdjęciu s. Bernadetta i s. Joanna z tej wspólnoty (druga i trzecia od lewej).
ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Współczesny świat jest w stanie zaakceptować Kościół, a nawet odrobinę pochwalić, jeśli ten zajmuje się dobroczynnością. Działalność charytatywna Kościoła jest bowiem postrzegana jako coś oczywistego. Dopóki zajmuje się biednymi, wszystko jest w porządku. Podobnie myślą także niektórzy wierzący. Przede wszystkim trzeba działać, działać i działać, ponieważ jest tyle do zrobienia. A życie duchowe, kontemplacja? Owszem, jeśli znajdzie się czas. Nie jest to jednak aż tak bardzo konieczne.

Skąd bierze się takie myślenie? Z błędnego rozdzielania aktywności wierzącego chrześcijanina na działanie i modlitwę. Tak, jakby modlitwa nie była aktywnością, tylko jakąś luksusową przerwą w oderwaniu od rzeczywistości.

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.