Na zupkę do Świętej Rodziny

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

publikacja 21.01.2019 17:49

Dla słupskich seniorów i samotnych przygotowano pierwszy 50-litrowy termos jarzynówki. Zjedzą ją w Domu Świętej Rodziny albo we własnym. Ruszyła przyparafialna jadłodajnia w Słupsku.

Na zupkę do Świętej Rodziny Księża Tomasz Roda i Marcin Iżycki podali gościom pierwsze porcje jarzynowej. Nazajutrz w 50-litrowym termosie ma być pomidorówka Katarzyna Matejek /Foto Gość

Powstała ona w Domu Świętej Rodziny przy sanktuarium św. Józefa. Od 21 stycznia będą tu posilać się starsi, a przede wszystkim samotni mieszkańcy parafii. Ten pierwszy w Słupsku przyparafialny dom z ciepłym posiłkiem otwarty będzie od poniedziałku do piątku od 11.00 do 14.00.

Decyzja o otwarciu jadłodajni kiełkowała od Roku Miłosierdzia, czyli od 2016 roku. - Zdecydowaliśmy wtedy, że ten dom będzie służył osobom potrzebującym, w tym nie tylko ubogim, ale też starszym czy samotnym - powiedział proboszcz ks. Władysław Stec-Sala. - Co więcej, nie zawężamy tej grupy do parafian, ale otwieramy nasze progi dla wszystkich mieszkańców Słupska.

Nie tylko o posiłek chodzi, ale też o to, by tworzyła się tu domowa atmosfera. - By tutaj można też było posiedzieć w gronie innych, porozmawiać, pośpiewać - dodaje proboszcz.

Wolontariusze roznieśli wcześniej 250 zaproszeń do parafian, biorąc póki co pod uwagę seniorów powyżej 76. roku życia. Pozostali też zostali zaproszeni, z tym że bardziej ogólnie - w ramach ogłoszeń, plakatów. Gospodarz parafii liczy, że ta grupa z czasem wzrośnie (dom jest gotowy przyjąć na posiłek powyżej 200 osób dziennie) i że uda się stałych bywalców zintegrować. - Stopniowo będziemy chcieli ich angażować do różnych zadań. W trakcie kolędy widzimy, jak wiele z tych osób jest utalentowanych, ich mieszkania są pełne różnego rękodzieła, liczymy więc, że np. przed świętami zechcą tu, przy parafii, przygotować jakieś ozdoby, kartki świąteczne. Dzięki temu oni poczują się potrzebni, a to bardzo ważne.

Słupska parafia pw. św. Józefa przylega do blokowiska, na którym mieszka wiele osób starszych, chorych. Niektórzy są jeszcze skorzy wyjść z domu, zrobić zakupy, ugotować zupę na dwa trzy dni lub na spółkę z kimś bliskim, jak pani Danuta, która po śmierci męża wspiera się w taki sposób na zmianę ze swoją siostrą. Ale są i tacy, którym już nic się nie chce. Nie wychodzą z domu, nie gotują, bo trzeba by robić świeże zakupy. Także do nich skierowana jest parafialna akcja, ponieważ jej druga odsłona to "Zupa w słoiku", którą będzie można zanieść z jadłodajni do domów takich osób.

- Tu chodzi o troskę nie tylko o ludzi biednych. Kierujemy nasz wzrok także na samotnych, szczególnie tych, którzy już są wiekowi, którzy nie mają siły psychicznej, by zadbać o takie codzienne sprawy, jak świeży ciepły posiłek - wyjaśnia ks. Tomasz Roda, dyrektor diecezjalnej Caritas, obecny na otwarciu jadłodajni wraz z dyrektorem Caritas Polska ks. Marcinem Iżyckim.

Księża dyrektorzy podali gościom pierwsze porcje jarzynowej, w czym wsparła ich młodzież ze Szkolnego Koła Caritas działającego przy ZS Ogólnokształcących nr 4. Ks. Iżycki podkreślił wartość projektów, które łączą pokolenia. - To dzieło bardzo znaczące i potrzebne, bo można coś zjeść, posilić się, ale ważne jest w tym spotkanie z drugim człowiekiem, który bywa przecież samotny, nie ma się do kogo odezwać - stwierdził.

Parafianie o takie miejsce pytali od dawna. - Podpytują o spotkania dla ludzi starszych, sygnalizują potrzebę, by wyjść z domów, w których doskwiera im samotność - stwierdza Elżbieta Mamok. Jako prezes Parafialnego Zespołu Caritas działającego tu od 10 lat liczy, że z biegiem czasu przez spotkania przy zupce seniorzy zadomowią się na tyle, by można było rozwinąć ofertę. - Może wtedy będziemy mogli zaproponować im coś w rodzaju dziennego domu seniora, spotkania z terapeutami zajęciowymi czy formy, dzięki którym będą mogli rozwijać swoje talenty - powiedziała.

83-letnią Danutę Gierkowicz ciągną tu serwowane w soboty wypieki i jeszcze lepsza atmosfera. To drugie jest ważniejsze, bo od 3 lat, czyli po śmierci męża, mieszka samotnie. - To dwie godziny, które spędzamy w gronie innych. I jest naprawdę miło, można sobie porozmawiać, pośpiewać - chwali parafialną inicjatywę.

Ale żeby tu trafić, trzeba się zmobilizować. - Jeśli się tego nie robi, to zostaje narzekanie na samotność, opuszczenie przez ludzi - uważa pani Krystyna. - Są osoby, które nie potrafią się na to zdobyć, nie dadzą żadnego sygnału, a okazuje się, że w domu nie mają nawet chleba. Warto się przemóc i przyjść tutaj.

Proboszcz jest gotowy na pomysły, które z czasem być może zaproponują sami seniorzy. - To byłaby radość, gdyby zechcieli tu przychodzić. Bo chcemy, by się przekonali, że ktoś o nich myśli. Liczymy, że informacja o naszym domu będzie zataczała coraz większy krąg i docierała coraz dalej - mówi ks. Stec-Sala.