Misjonarz z białogardzkiego osiedla

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 05.02.2019 17:50

Przyjaciele, rodzina oraz bracia i siostry z wielu wspólnot modlitewnych pożegnali Jana Zagrabskiego, niestrudzonego animatora, ewangelizatora, człowieka wrażliwego na każdą ludzką biedę.

Misjonarz z białogardzkiego osiedla Jan Zagrabski zmarł 2 lutego w szczecineckim hospicjum Karolina Pawłowska /Foto Gość

Drobnego, choć obdarzonego stalowym charakterem pana Janka doskonale znali nie tylko białogardzianie. Przez prawie 40 lat propagowania Odnowy w Duchu Świętym, prowadzenia seminariów i spotkań modlitewnych dał się poznać diecezjanom. Wielu z nich przyjechało do Białogardu, by towarzyszyć panu Janowi w ostatniej drodze. Nie wszyscy zmieścili się w niewielkim kościele św. Jerzego. Część z przybyłych uczestniczyła w Mszy pogrzebowej poza murami świątyni.

- Żegnamy go w miejscu, które naznaczył swoją obecnością i troską, gdzie był swego rodzaju świeckim apostołem. Gromadzimy się, żeby podziękować za to, że był z nami, że tak wiele dobra dokonał - mówił przewodniczący liturgii pogrzebowej ks. inf. Antoni Kloska.

Jak przyznają ci, którzy go znali, żył bardzo skromnie. - Nigdy nie chciał się afiszować, nawet w kościele codziennie siadał zawsze z tyłu, pod chórem. Był nie tylko ubogi w duchu, ale też materialnie. Niewiele od życia chciał i potrzebował. Nawet kłopot był, co by mu podarować na imieniny, bo wiadomo było, że zaraz odda to komuś, kto - jego zdaniem - potrzebuje jeszcze bardziej - wspomina swojego parafianina ks. Eugeniusz Kaczor, proboszcz białogardzkiej parafii św. Jadwigi.

Nie posiadał wiele, ale był cichym darczyńcą parafii, wspomożycielem wielu wspólnot zakonnych, szczególnym przyjacielem słupskich klarysek i karmelitanek z Bornego Sulinowa. Ale także dobrodziejem wielu odrzuconych społecznie. Jak sam przyznawał, natchnienie do działalności czerpał od św. Matki Teresy z Kalkuty, z którą miał okazję się spotkać. Terenem misyjnym J. Zagrabskiego było jedno z białogardzkich osiedli.

Misjonarz z białogardzkiego osiedla   W 2012 r. Jan Zagrabski został uhonorowany Nagrodą im. kard. nom. Ignacego Jeża Karolina Pawłowska /Foto Gość

- Jego dom był otwarty dla wszystkich. Zbierał z ulicy bezdomnych, głodnych, zagubionych. Każdego nakarmił, z każdym potrzebującym dzielił się wszystkim, co miał, często nie zostawiając dla siebie nic - opowiadają przyjaciele ze wspólnoty "Jezus Ukrzyżowany". Razem chodzili z opłatkiem do bezdomnych na dworzec kolejowy. Przez dziesięciolecia zbierali butelki i puszki, by zarobione w ten sposób pieniądze przeznaczyć na zamawianie Mszy św.

- To zamawianie Eucharystii przez Jana było już legendarne. Prosił o Msze św. przede wszystkim wynagradzające Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi, ale też w przeróżnych intencjach: za Kościół, za kapłanów, o powołania, za konkretne osoby czy w rocznice. Czasami aż się człowiek dziwił, skąd mu do głowy taka intencja przyszła - uśmiecha się ks. Kaczor.

Sprawy powierzone Bogu przez pana Jana będą w parafii św. Jadwigi jeszcze długo "omadlane", bo - przewidująco, zdając sobie sprawę z powagi swojej choroby - zamówił intencje "na zapas".

Działalność pana Jana została w 2012 r. uhonorowana przez  kapitułę Nagrody im. kard. nom. Ignacego Jeża "Radość płynie z nadziei". "Bóg działa wielkie rzeczy, trzeba się tylko zdać na Niego. Dziękuję za łaski, którymi mnie obdarza" - mówił wówczas wzruszony, odbierając nagrodę.

Choć wyniszczająca organizm choroba robiła wielkie spustoszenia i powodowała ogromne cierpienie, pan Jan nie przestawał ewangelizować do samego końca. - Kiedy już wiadomo było, że to śmiertelna choroba, a właściwie, że ten ostatni rok żyje już "na kredyt", powtarzał ciągle, że Pan dał mu pokój serca, że nie czuje lęku. Dziękował Bogu, że jeszcze żyje, wbrew lekarskim orzeczeniom i diagnozom. Ostatni rok był lekcją dla nas wszystkich: znoszenia cierpienia, wytrwałej modlitwy, ufności w Bożą opiekę - mówi ks. Kaczor.

Jan Zagrabski był wielkim czcicielem Matki Bożej. Zmarł w szczecineckim hospicjum 2 lutego, w tradycji polskiej w święto Matki Bożej Gromnicznej, które w tym roku przypadło w pierwszą sobotę miesiąca. Miał 73 lata.