W drodze odkrywa się Boga na nowo. Ze Skrzatusza ruszyła 37. Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

publikacja 01.08.2019 19:31

350 pielgrzymów zmokło na starcie. Pożegnani przez bp. Edwarda Dajczaka nie przelękli się burzy. Ruszyli pod hasłem: "Wierzę w Chrystusa".

W drodze odkrywa się Boga na nowo. Ze Skrzatusza ruszyła 37. Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę Sygnał do wyruszenia w drogę dał pielgrzymom bp Edward Dajczak. Zapewnił o swojej modlitewnej obecności przy nich, niosących diecezjalne intencje do Jasnogórskiej Pani. Katarzyna Matejek /Foto Gość

Jedynie pierwsza grupa - w tym roku była nią kołobrzeska dwójka - wyszła z placu przed sanktuarium w Skrzatuszu suchą nogą. Nad kolejnymi rozpętała się burza. Pielgrzymi jednak dzielnie ruszyli w kierunku Szydłowa, a potem dalej, aż na Jasną Górę, gdzie chcą dotrzeć po 13 dniach rekolekcji w drodze. Towarzyszy im 20 księży, a także klerycy, bracia i siostry zakonne.

W tym roku pielgrzymi, w odpowiedzi na różne akty profanacji w kraju w ostatnich miesiącach, ponieśli na czele pielgrzymki wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej. - Ponadto każdego dnia będziemy odbywać medytację, by odkryć głębię symboliki tej ikony - wyjaśnia ks. Marcin Kościński, dyrektor pielgrzymki. - Przy czym nie chodzi nam o jakąś manifestację, ale o to, by rozkochać się na nowo w Jej wizerunku.

Podczas 13 dni pielgrzymki uczestnicy usłyszą cykl konferencji odnoszących się do jej hasła: "Wierzę w Chrystusa", wyrastającego z motta roku duszpasterskiego: "W mocy Bożego Ducha". - Na trasie będziemy zgłębiać 12 artykułów wiary podanych w Credo - mówi ks. Krzysztof Płuciennik, ojciec duchowny pielgrzymki. - Chcemy zobaczyć, w jaki sposób to, że Jezus istnieje, ma wpływ na całe nasze życie.

Jak zapewnia ks. Płuciennik, w ogóle cały pielgrzymkowy dzień jest duchową formacją, począwszy od porannych Godzinek o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, po wieczorny Apel Jasnogórski. Nadto grupy mają własny program, np. idą jakiś odcinek w całkowitej ciszy lub rozważają kilka razy w ciągu dnia słowo Boże.

Formacją jest również czas dla bliźniego. Ten aspekt pielgrzymowania podkreślają zwłaszcza młodzi, których to właśnie rówieśnicy na pielgrzymkę przyciągnęli, a i po latach do niej przyciągają. Tak było z Olą Terkiewicz z Jastrowia, która po 5-letniej przerwie znów wróciła na szlak. - To także poznawanie ludzi na trasie, rodzin, które nas goszczą w swoich domach - tłumaczy. - To wszystko tworzy piękną atmosferę wiary i choć nogi odmawiają nieraz posłuszeństwa i mówią "dość", to jednak chce się właśnie tak nieść intencje, własne i podarowane przez innych.

- Tu tworzą się takie więzi między ludźmi, że pogoda, lepsza czy gorsza, nie ma większego znaczenia - mówi Makary Woźniak ze Słupska, który pielgrzymuje po raz trzeci.

Anna Loska po raz 14. wyrusza ze Skrzatusza na Jasną Górę. Od 8 lat towarzyszy jej mąż Mateusz, a po raz pierwszy - 8-miesięczny syn Franek (właściwie po raz drugi, bo przed rokiem podróżował pod sercem mamy). - Dziecko jest świetnym pretekstem, by pójść na pielgrzymkę - mówi pani Anna. Liczy, że rekolekcje w drodze pomogą jej dokonać tego, co na etacie młodej mamy jest niemal niemożliwe: uczestniczyć codziennie we Mszy św., adoracji, modlitwie.

- Naszą motywacją jest to, by iść razem, jako cała rodzina - dodaje pan Mateusz. Zauważa, że nie tylko na Śląsku, skąd pochodzi, ale i tu, na Pomorzu, pielgrzymowanie z małymi dziećmi jest coraz popularniejsze. W samej grupie koszalińskiej, do której należą, idą trzy rodziny z wózkami. - Jak spisze się Franek, nie wiemy. Pójdziemy tyle, ile da radę.

Jak zauważa ks. Tomasz Zabielski, przewodnik grupy drugiej, choć trudno namówić młode pokolenie na pielgrzymkę, to ci, którzy jej zasmakują, pojawiają się regularnie.

A warto się przełamać choćby dla prostoty pielgrzymkowego życia, której w ciągu roku trudno zasmakować. - Okazuje się, że żeby spędzić dzień, potrzeba dużo mniej środków, niż się wydaje - przekonuje ks. Zabielski. - Ani komputerów, ani telefonów, wystarczy kawałek trawnika, by odpocząć, łyk wody, by się orzeźwić. I można pięknie przeżyć cały dzień, a co ważne - w modlitwie. Ona zaś nie jest uciążliwa, bo jest właściwie sposobem spędzenia czasu w drodze.

Na tę pielgrzymią przygodę posłał grupy bp Dajczak. Podczas Mszy św. w diecezjalnym sanktuarium pytał, kim jest człowiek wiary, zaś odpowiedzi polecił szukać w Chrystusowym krzyżu i zmartwychwstaniu. Biskup ukazał, że miłość, której człowiek poszukuje, czasem idąc donikąd, wyraża się na trzy sposoby: wobec Boga, drugiego człowieka oraz samego siebie. Lecz tylko z Bożym wsparciem można odkryć jej pełnię, jak i doświadczyć jej osobiście. - Tu chodzi o miłość Bożą, która jest wypisana w Piecie, w miłości pochylonej nad drugim człowiekiem oraz w zdrowym kochaniu siebie - powiedział.

W kazaniu nie brakowało praktycznych wskazówek dla pielgrzymów: by w drodze nie patrzeć na samego siebie, na swoje bóle, okaleczone stopy, ale zająć się zmęczeniem człowieka obok. - Tak, musicie się fizycznie zmęczyć. Ale nie narzekajcie. Gdy czasem będziecie na granicy wytrzymałości, spójrzcie na siebie oczami Jezusa. Wtedy staniecie w prawdzie o sobie - wobec Boga, bliźniego, siebie. Bez zasłony. To Boży skalpel, który nacina wrzód, byśmy doszli do prawdy o sobie, bolesnej, lecz odradzającej.

Pasterz diecezji przekonywał, że takiego sposobu kochania uczy właśnie pielgrzymka, bo ona stawia każdego wciąż w nowej niepowtarzalnej sytuacji. - Nie ma wiary raz na zawsze. Nie uczcie się chrześcijaństwa, w którym ciągle się powtarza to samo. Boga się odkrywa w chwilach dobrych i trudnych, każdego dnia na nowo - tłumaczył.