Karaiby to nie dla nas. 1400 km na rowerze dla Nadii

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

publikacja 02.08.2019 10:27

Emeryci ze Szczecinka ruszyli w 18-dniową podróż rowerową. To prezent dla chorej 11-latki, która potrzebuje wsparcia w rehabilitacji, a dla nich samych sposób na uczczenie 40. rocznicy ślubu.

Karaiby to nie dla nas. 1400 km na rowerze dla Nadii Ta wyprawa to według Włodarczyków najlepszy sposób na uczczenie ich 40. rocznicy ich ślubu. A czy nie kłócą się na trasie? - Jeszcze nie! - parskają śmiechem jubilaci. Katarzyna Matejek /Foto Gość

Józefa i Józef Włodarczykowie wyruszyli ze Szczecinka 1 sierpnia o 6.30. Po paru godzinach złapała ich ulewa. Wszystko zmoczyła, nawet nieprzemakalne torby z ubraniami na zmianę. Pierwsze lokum – a zatrzymali się w Osiekach pod Koszalinem – zamieniło się więc w suszarnię.

Małżonkowie jadą dla swojej krajanki, 11-letniej Nadii Machalskiej, która choruje na nieuleczalną śmiertelną postać mukopolisacharydozy, czyli tzw. syndrom Sanfilippo. Na tę chorobę nie ma lekarstwa, można jedynie opóźnić jej postęp. Nadia i jej rodzice marzą o wyjeździe na turnus rehabilitacyjny do Zabajki.

Włodarczykowie chcą pomóc w realizacji tego marzenia. Znają Nadię, bo chodziła z ich wnuczką Zosią do przedszkola integracyjnego. – Zosia często się nią opiekowała, karmiła. Wyszło to od niej tak spontanicznie, że opiekunki dopytywały, czy w naszej rodzinie nie mamy kogoś z podobną chorobą. Ale nie, Zosia robiła to sama z siebie. Zainspirowała nas – przyznaje babcia.

Stan Nadii się pogarsza.11-latka już przestała mówić i ma problemy z chodzeniem. Dlatego Włodarczykowie spieszą się z rozgłaszaniem celu swojej eskapady, napotkanym rozdają ulotki z kontem na rzecz chorej dziewczynki.

Karaiby to nie dla nas. 1400 km na rowerze dla Nadii   Pani Józefa wiezie z mężem ulotki informujące o chorej Nadii i jej potrzebach. Katarzyna Matejek /Foto Gość

Ludzie są ujęci gestem jubilatów, spontanicznie zaproponowali im niemal wszystkie noclegi na trasie przejazdu. – Jesteśmy zaskoczeni, chętnych jest więcej niż nocy – cieszy się pani Józefa. – Choć zupełnie nas nie znają, zapraszają z ogromną życzliwością. To pokazuje, że są ludzie dobrej woli.

Emeryci ze Szczecinka udowadniają przy okazji coś jeszcze: że jesień życia to dobry czas na odrobinę szaleństwa. Pomysł rowerowej wyprawy "to był piorun": zrodził się 3 tygodnie temu, przygotowania rozpoczęły ledwie półtora tygodnia przed startem. No ale fakt, trasa byłaby dłuższa, gdyby czasu było trochę więcej.

– Początkowo w tę naszą rocznicę miałam chęć pojechać z mężem na rowerach do Częstochowy. Znajoma podpowiedziała nam, że warto przy okazji zrobić coś dobrego. I wtedy już wiedziałam: jeśli mamy jechać dla kogoś, to trzeba ten projekt rozszerzyć, bo do Częstochowy to jednak jakoś… za blisko – tłumaczy pani Józefa.

Najpierw odgrażała się rodzinie, że pojedzie wkoło Polski, w końcu przyznała rację synowi, który stwierdził: mamo, masz za mało czasu. To on siadł z nią nad mapą i opracował trasę przez północno-wschodnią Polskę. A mąż? Musiał się podłączyć. – Powiem krótko: w tej rodzinie to żona kręci – śmieje się pan Józef. – Lubię jeździć, mam na swoim koncie 1200 km, ale na taki daleki wypad zdecydowałem się pierwszy raz. No, ale skoro powiedziała "jadę i żadna siła mnie nie zatrzyma", nie miałem wyjścia.

W każdym z rowerowych koszów zawieszonych na kierownicy Włodarczykowie wiozą emblemat św. Krzysztofa, patrona podróżujących. Niedawno w jego wspomnienie poświęcili rowery i przyczepkę. Za jego wstawiennictwem powierzyli Bogu bezpieczeństwo podróży.

– Modlimy się, by Pan Bóg pomógł nam w tej wyprawie, nie tylko żebyśmy szczęśliwie wrócili na miejsce, ale żeby naprawdę udało się Nadii pomóc – mówi pani Józefa. – Nie możemy nikogo zmusić, by przekazał pieniądze na jej konto, ale wierzymy, że uda się nazbierać pieniądze na te turnusy. Oby choć na jeden się udało.

To według nich najlepszy sposób na uczczenie jubileuszu 40. rocznicy ich ślubu. – Karaiby to nie dla nas, wolimy aktywnie spędzać czas, nawet nad morzem jesteśmy w stanie wytrzymać najwyżej dzień – mówi pan Józef. Dodaje, że najchętniej robią to na górskich wyprawach. – A tutaj możemy zrobić coś dobrego dla kogoś.

Czy się kłócą na wyprawie? – Jeszcze nie! – parskają śmiechem jubilaci. A jeśli dobrze pójdzie, to może… Bo wyprawy dokoła Polski pani Józefa nie odkłada do lamusa. – Na pewno kiedyś ją zrobimy, jeśli tylko zdrowie pozwoli, to za rok. I wtedy wesprzemy inne dziecko.

Wyprawa jest spontaniczna, ale już pomaganie innym to stały punkt w harmonogramie Włodarczyków. Od dwóch lat charytatywnie pomagają w świetlicy "Koniczynka" należącej do stowarzyszenia sportowego "Pomagamy dzieciom", gdzie trafili za sprawą uczęszczającej tam wnuczki.  Pan Józef udziela się jako złota rączka, pani Józefa pomaga dzieciakom – odbiera je ze szkoły, odrabia z nimi lekcje, zabiera na rowerowe przejażdżki. – "Zaraziłam je" rowerem – wyznaje pani Józefa.

O przebiegu trasy piszemy TUTAJ.