Czekać na śmierć jak na siostrę. Nabożeństwo Transitus w Koszalinie

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

publikacja 03.10.2019 23:34

Półmrok i migotanie świec, pełen nadziei śpiew psalmów, teksty sprzed wieków i poczucie wspólnoty. Franciszkanie całej diecezji wspominali śmierć swego założyciela.

Czekać na śmierć jak na siostrę. Nabożeństwo Transitus w Koszalinie W mroku franciszkańskiej świątyni zabrzmiały teksty opowiadające o życiu i śmierci św. Franciszka z Asyżu. Katarzyna Matejek /Foto Gość

Transitus, czyli nabożeństwo upamiętniające śmierć św. Franciszka z Asyżu, odbywa się tylko raz w roku, za to o ile jest w pobliżu kościół franciszkański, to przekraczając jego próg po zmroku 3 października z pewnością się na nie trafi, obchodzą go bowiem wszystkie trzy rodziny franciszkańskie – zakony męskie, żeńskie oraz tzw. trzeci zakon świecki – na całym świecie. To właśnie wieczorem tego dnia 1226 roku ubogi asyżanin odszedł do Pana.

W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej swojemu patronowi towarzyszyli wierni wszystkich parafii franciszkańskich: prowadzonych przez franciszkanów konwentualnych w Kołobrzegu, Darłowie, Darłówku i Koszalinie oraz prowadzonych przez kapucynów w Wałczu i Pile.

Ten wspólnotowy wymiar nabożeństwa Transitus podkreślił o. Stanisław Piankowski, proboszcz i gwardian koszalińskich franciszkanów. – Zobaczmy, że Franciszek był otoczony przy swojej śmierci braćmi, wspólnotą. Jakże to jest ważne. On poprosił, by bracia przeczytali mu Ewangelię, by zaśpiewali mu o siostrze śmierci. To jest zaproszenie dla nas, byśmy byli czujni wobec naszych krewnych, którzy będą z tego świata odchodzić. Byśmy wtedy byli z nimi – powiedział o. Stanisław. – Błogosławimy i uwielbiamy Boga, że dał nam tak potężnego orędownika i wzór kroczenia drogą do świętości.

Wspomnienie ostatnich chwil Biedaczyny z Asyżu jest kanwą nabożeństwa Transitus. Podczas wieczornej uroczystości kapłani w uroczystej procesji wnieśli do świątyni jego relikwie, wierni towarzyszyli im z zapalonymi świecami w rękach. O franciszkową pogodę ducha prosili w hymnach i psalmach, słuchając o niej uprzednio w odczytywanych opisach życia Patriarchy Ubogich, a także samego momentu śmierci, zaczerpniętych z wczesnych źródeł franciszkańskich.

– Kiedy człowiek wsłucha się w te teksty i wejdzie w klimat tamtych chwil, to może dostrzec wiarę Franciszka, że Pan Bóg zajmie się jego zakonem. Bracia wtedy tego w pełni nie rozumieli, ale on wiedział, że to jest Boże dzieło – powiedział o. Przemysław Płaszczyński.

Jak dodał, Transitus jest więc nie tyle świętowaniem śmierci św. Franciszka, co jego zaśnięcia na ziemi i obudzenia się w domu Ojca. – On na siostrę śmierć, jak ją nazywał, czekał i przygotowywał się do niej – mówi zakonnik, który dzięki przykładowi swego zakonodawcy i tajemnicy świętych obcowania sam stara się spojrzeć na śmierć jako przyjaciółkę, która prowadzi duszę do Boga.

Michałowi Koźmie, odpowiedzialnemu za Oazę Dzieci Bożych w parafii, postać świętego Franciszka jest szczególnie bliska m.in. dlatego, że obrał go za swojego patrona podczas bierzmowania. – Urzekające jest to, że święty Franciszek zmarł 1226 roku, a wciąż się o nim pamięta, wciąż przybywa młodych ludzi pragnących iść drogą, którą on podążał – stwierdził. Jak przyznaje, Transitus dobrze oddaje specyfikę Biedaczyny z Asyżu, a podniosłość i wyjątkowość tego nabożeństwa czuje się nawet podczas przygotowań do niego. – A kiedy już w procesji wchodzi wspólnota zakonników, to czuje się łączność duchową z franciszkanami na całym świecie, bo wiadomo, że oni wszyscy tego wieczoru się zatrzymują i wspominają przejście świętego Franciszka do domu Ojca.

Transitus zakończył się błogosławieństwem wszystkich zebranych relikwiami św. Franciszka z Asyżu.

Nabożeństwo poprzedziła Msza św. pod przewodnictwem bp Krzysztofa Włodarczyka. Wybrane fragmenty homilii można przeczytać TUTAJ.