Kazimierz Majchrzak, emerytowany kapitan i instruktor śmigłowcowy, przebył długą drogę od jogi do umiłowania rodziny, sąsiadów, parafii, Boga.
Brygida i Kazimierz Majchrzakowie znaleźli w Darłówku dom, przyjaciół, wspólnotę i miłość.
Katarzyna Matejek /Foto Gość
Gros życia spędził w śmigłowcach do zwalczania okrętów podwodnych. Pochodzi z Radoszyc, ale to Darłówko od 37 lat jest jego domem. Trafił tu jako żołnierz zawodowy. Do tego miejsca chce wracać z Mazur, Bornholmu czy Chin z ukochaną żoną Brygidą – do nadmorskich krajobrazów, serdecznego sąsiedztwa przypominającego stosunki rodzinne, inspirujących spotkań w parafii.
Drogę do pokonania miał długą. Ruszył od odcinającej go od ludzkich więzi jogi. Dziś mówi, że to m.in. z powodu medytacji wschodnich zwyciężał jako sportowiec. – Moje uczucia przypominały wtedy linię prostą: nie znałem miłości, nienawiści, smutku, radości. To dlatego byłem w stanie wygrywać zawody, bo zadania wykonywałem na zimno.
Osiągnięć ma niemało. Jest zdobywcą tytułów mistrzowskich w lotnictwie wojskowym, w sprawnościowych wielobojach pilota, biegach na orientację. W 2010 roku otrzymał statuetkę Ikara za szczególne zasługi w szkoleniu lotniczym. Ma na koncie prawie 3 tysiące godzin nalotu i tytuł Pilota Roku 2004.
Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.