Nie mówimy o końcu, ale o początku nowego życia. Holy Wins w Śmiechowie

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 01.11.2019 02:24

Na śmiechowskiej plebanii w tańcu osypywał się złoty pył z aureol i leciały pióra z anielskich skrzydeł. Ilość świętych, którzy przyszli się pobawić zaskoczył nawet samych organizatorów.

Nie mówimy o końcu, ale o początku nowego życia. Holy Wins w Śmiechowie Na balu w Śmiechowie tort serwuje sam archanioł Michał. Karolina Pawłowska /Foto Gość

Niełatwo w roztańczonym tłumie odnaleźć śmiechowskiego proboszcza. Dobrze znana parafianom twarz znika pod bujną charakteryzacją.

– Ja się przebrałem za św. Piotra. Ale niektórzy mówią, że bardziej wyglądam na Boga Ojca – śmieje się ks. Wojciech Szulczewski, poprawiając niesforną brodę. - Stajemy w kontrze do kultury śmierci. Zamiast mówić o końcu życia, mówimy o początku nowego życia. A to musi budzić radość – dodaje duszpasterz.

Na balu w Śmiechowie bawią się nie tylko dzieci. Ze sporym dystansem do siebie i dużą dawką humoru także dorośli wcielają się w wyniesionych na ołtarze. Jak mówią, tak dają przykład dzieciom i wnukom.

Siostra Faustyna z kardynałem Wyszyńskim na ręku podryguje w rytm skocznej piosenki, tuż obok tańczy o. Dolindo i to podwójny: mały i duży! W kandydata na ołtarze, włoskiego księdza wcielił się tata i syn. – Taki bal to świetna okazja, żeby rozmawiać z dziećmi o świętości. Kiedy szykowaliśmy stroje, Kuba cały czas się dopytywał: „To kim ja będę?”. I wtedy dużo rozmawialiśmy o o. Dolindo, o tym, kim był, i że całą rodziną odwiedziliśmy miejsce jego urodzenia. Jestem pewien, że w ten sposób dzieci znacznie lepiej rozumieją ważne treści – uważa pan Mariusz.

Pani Wiesia szuka pozostawionej gdzieś męczeńskiej palmy. – Jestem św. Barbarą trochę przypadkowo, bo wpadłam na nią podczas poszukiwania balowych inspiracji. Ale to dobrze się złożyło. Była męczennicą za wiarę. Czasy dzisiaj takie, że choć ginąć nie musimy, to jednak w obronie tego, w co wierzymy, łatwo stanąć nie jest. Dzisiejsza zabawa to też świadectwo naszej wiary – mówi Wiesława Barańska.

Matka Teresa nie ma wątpliwości, że bal świętych to strzał w dziesiątkę. – Pierwszy bal, który zorganizowaliśmy w ubiegłym roku, pokazał, że potrzeba nam takich wydarzeń. W tym roku frekwencja jest jeszcze większa – cieszy się Monika Andrzejewska występująca na balu w gustownym habicie. 

– Przyjeżdżają nawet sąsiedzi spoza parafii – dopowiada ze śmiechem św. Tomasz z Akwinu, czyli Jacek Bujny, który na potrzeby stylizacji wyciął sobie tonsurę. 

Ekipa parafialnej Caritas ma powody do radości. Zaproponowana przez nich alternatywa dla halloweenowej mody doskonale przyjęła się w nadmorskiej wspólnocie. Także wśród lokalnych przedsiębiorców, którzy nie szczędzą grosza na balowe atrakcje dla dzieci.

– Bal spełnia swój cel, bo pokazuje to, co dobre, piękne, radosne. To, co prowadzi nas do prawdziwego szczęścia – podsumowuje śmiechowski proboszcz.