Zajrzeć do tornistra z 1936 roku. Projekt historyczny w Słupsku

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

publikacja 28.11.2019 14:43

Słupska biblioteka pomaga "odkopać" przedwojenne dzieje Polaków, tym razem w ramach projektu "Przypomnienie - Barwinek i Boiska Stare".

Zajrzeć do tornistra z 1936 roku. Projekt historyczny w Słupsku Julia Białkowska i Zosia Kaczmarek czytają opublikowane w książce "Przypomnienie" impresje współczesnych uczniów na temat wojennych przeżyć Alinki Kamińskiej z Grodna. Katarzyna Matejek /Foto Gość

Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Dąbrowskiej w Słupsku 28 listopada podsumowała projekt pn. „Przypomnienie – Barwinek i Boiska Stare”, przybliżający dzieje pokoleń, które osiedliły się po wojnie na Pomorzu. To kolejna odsłona "Detektywów historii". Tym razem do współpracy zaproszono najmłodszych słupszczan – uczniów podstawówek: SP 2, SP 6 i SP 8. Wzięli oni udział w eksperymencie edukacyjnym polegającym na "oswojeniu" odnalezionego na strychu przedwojennej kamienicy Słupska tornistra należącego w 1936 r. do 10-letniej Alinki Kamińskiej, dawnej mieszkanki Grodna. Ich zadaniem było wczucie się w rolę ich przedwojennej rówieśnicy i opisanie jej uczuć, co zostało utrwalone w publikacji zawierającej m.in. opis losów Alinki. Podczas spotkań edukacyjnych z rówieśnikami dwie szóstoklasistki wcielały się we właścicielkę tornistra – zawierającego zeszyty, podręczniki (opatrzone znaczkami w cenie 10 groszy), wypracowanie "O Panu Prezydencie Ignacym Mościckim", egzemplarz tygodnika "Płomyk", rysunki.

– Inspiracją projektu było odnalezienie owego tornistra – wyjaśnia jego pomysłodawczyni Danuta Sroka, kustosz biblioteki. – W nim zostało zamknięte życie uczniowskie, przycupnęło gdzieś na strychu w oczekiwaniu odkrycia. Jest jak stempel.

W Słupsku mieszka wiele osób, które w wyniku zawieruchy wojennej z własnej woli lub na skutek przesiedleń (m.in. akcji Wisła, akcji HT – Hrubieszów – Tomaszów) osiedliły się w tym mieście na stałe. Wśród osadników znajdują się osoby przybyłe z wielu zakątków Polski, również z Kresów Wschodnich, co czyni miasto wielokulturowym.

Te dzieje ocalają projekty osadnicze realizowane przez bibliotekę. D. Sroka zauważa, że na Pomorzu odczuwalny jest głód tematów z zakresu tamtej historii i potrzeba ukazania unikalności wydarzeń. – Takie działania „odkopują” pamięć, wymagają pewnego skupienia, przypomnienia dawnych wojennych niepokojów – wyjaśnia. – Świadkowie historii związanej z II wojną światową i przesiedleniami, powoli żegnają się z ziemskim światem, zaś pokolenie, które przez lata słuchało wspomnień, odczuwa potrzebę utrwalenia subiektywnych relacji.

Wcielająca się w Alinkę podczas żywych lekcji historii Zosia Kaczmarek wyobraża sobie strach swojej bohaterki, gdy we wrześniu 1939 roku Niemcy spuścili bomby na Grodno, a po kilkunastu dniach atak na miasto przypuścili Sowieci. – Nagle obcy wchodzi bez zaproszenia do naszego domu i nakazuje nam wynosić się z niego – domyśla się współczesna słupszczanka. – Wszystko się zawaliło. Pojawiły się emocje, strach, rozpacz.

– Zabrała tornister szkolny i kilka sukienek. Pocieszała siostrę, matkę i siebie, odeszły przerażone w nieznany świat – dodaje Julia Białkowska, druga z alter ego Alinki.

Oprócz tornistra – którego dziejów dzieci się domyślały – realia przedwojennej szkoły i dramatu wojny pomógł im zrozumieć Karol Kalwejt, dziś słupszczanin, a w 1939 roku uczeń Szkoły Powszechnej im. Stefana Batorego w Grodnie. Atak Sowietów, który określa jako "dzicz", na jego oczach stał się impulsem do reakcji Polaków – nie tylko żołnierzy i dorosłych mieszkańców, ale też uczniów, studentów, harcerzy, którzy z butelkami wypełnionymi benzyną szli na czołgi. – Tylu nas zginęło – wspomina K. Kalwejt trzydniową obronę Grodna. – Ojczyzna wam zapłaci, słyszeliśmy…

Przemysław Skrzypiec, nauczyciel historii szóstoklasistek z SP 8, przyznaje, że taki "żywy" sposób przyswajania wiedzy jest skuteczny. – Dla uczniów trudne jest wyobrażenie sobie jak wyglądało życie 20 lat temu, a co dopiero 80 – mówi, wyjaśniając, że tornister sprzed wojny bardziej pobudza wyobraźnię niż wkuwanie dat. Wartością projektu jest według niego również to, że inspiruje on dzieci, które jeszcze nie są na etapie zainteresowania regionalizmem. – To przychodzi z czasem.

– Poznanie siebie nawzajem, poznanie przeżyć i wspólnych potrzeb jest dobrą drogą do tego, byśmy się wzajemnie szanowali, nie dopuszczając do siebie agresji. Nigdy więcej wojny – podsumowuje D. Sroka.