Dzieliły ich kilometry i kontynenty, połączyły – Światowe Dni Młodzieży

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 2/2020

publikacja 09.01.2020 00:00

Gdy tysiące młodych świętuje w Portugalii, przypominamy historię Eli i José, która zaczęła się na ŚDM odbywających się w Polsce.

▲	Ich miłość cementowała wspólna modlitwa odmawiana codziennie przez półtora roku. ▲ Ich miłość cementowała wspólna modlitwa odmawiana codziennie przez półtora roku.
archiwum domowe

Historia Eli i José jest jak scenariusz romantycznego hollywoodzkiego filmu. Są w nim i wielkie uczucie, i piętrzące się trudności, i szczęśliwe zakończenie. A także – już nieco mniej medialne – przekonanie, że warto swoje życie budować na Bogu.

Z końca świata

W życiu José wiara jest ważna. Studiując na uniwersytecie jezuickim inżynierię, rozważał nawet, czy nie wstąpić do zgromadzenia. – Zastanawiałem się nad tym na poważnie. Dwa lata byłem w programie przygotowawczym, dostałem pozytywną opinię od przełożonych – opowiada młody Nikaraguańczyk. Wyprawa do Polski na Światowe Dni Młodzieży miała być czasem decyzji. Podczas spotkania z papieżem Franciszkiem i milionami młodych chrześcijan miał ostatecznie zdecydować, jaką drogą powołania pójdzie.

– Przygotowywałem się do tego wyjazdu naprawdę intensywnie. Musiałem nauczyć się angielskiego, którego w ogóle nie znałem, zebrać fundusze, bo to kosztowna wyprawa. Ale przygotowywałem się też duchowo. Wymagało to sporej dyscypliny. Wstawałem o 5 rano, szedłem pobiegać, potem na Mszę św. I ostatni miesiąc przemodliłem cały na różańcu, prosząc właśnie, by ta podróż przyniosła dobre owoce – przyznaje José i zaraz dodaje: − Ale wszystko zaczęło się od mojej siostry, która bardzo chciała jechać na ŚDM. Ja nigdy wcześniej nie słyszałem o tych spotkaniach, nie wiedziałem, o co chodzi. Tyle że rodzice powiedzieli, że samej jej nie puszczą w tak daleką drogę – rozpoczyna opowieść o serii zdarzeń, dzięki którym historia obrała właściwy kierunek.

Przypadki? Tylko w gramatyce!

Oboje nie mają wątpliwości, że to był Boży plan napisany specjalnie dla nich. – Mieliśmy spore szanse na to, żeby się minąć. Gdyby Pan Bóg nie zadziałał, nawet byśmy się nie spotkali – przyznaje Ela. O tym, że kilka dni pobytu w Koszalinie przed krakowskim spotkaniem José i jego siostra spędzą w rodzinnym domu Eli, oczekująca gości rodzina dowiedziała się niemal w ostatniej chwili. – Kiedy brat zgłosił naszą gotowość do przyjęcia pielgrzymów, dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć u siebie gości ze Szwajcarii. Tydzień przed przyjazdem okazało się, że jednak będzie zmiana, przyjadą do nas goście z Nikaragui. Dla mnie zupełnie egzotyczna sprawa, bo nawet dokładnie nie wiedziałam, gdzie to państwo leży. Geografia nigdy nie była moją najmocniejszą stroną. No i wcale nie miałam zamiaru brać udziału w Światowych Dniach Młodzieży – śmieje się Ela.

W tym czasie studiowała w Katowicach i o przyjeździe nad morze nie było mowy. Martwiła się jednak, że straci okazję zobaczenia się z rodziną, dlatego część stażu postanowiła odbyć w koszalińskim szpitalu. Dzięki temu miała okazję poznać gości z drugiego końca świata, którzy na kilka dni stali się częścią jej rodziny. – Tyle wystarczyło, bo to naprawdę była miłość od pierwszego wejrzenia – przyznają młodzi.

Ze świętymi pod rękę

Ela męża wymodliła. U św. Józefa. Jako świeżo upieczona żona od czterech miesięcy cieszy się owocami tej modlitwy. – Ale trwało to 6 długich lat! – zastrzega ze śmiechem. – Miałam chyba 18 lat, kiedy mama podsunęła mi tę modlitwę do opiekuna rodzin z prośbą o dobrego męża. To zawsze było dla mnie ważne, żeby moja przyszła rodzina była katolicka, żeby człowiek, którego pokocham, wierzył w Boga. Modlitwa nie była długa, kilka zdań, więc bez problemu odmawiałam ją codziennie. Ale z czasem zaczęły przychodzić wątpliwości: tyle czasu się modlę i… nic – opowiada. Dwie nieudane próby sprawiły, że o miłości postanowiła na razie nie myśleć wcale. Dać czas sobie i Panu Bogu. Spotkanie z José sprawiło jednak, że serce zabiło szybciej. Kilka spędzonych w Koszalinie dni spowodowało, że małe ziarenko zaczęło kiełkować.

– Coś tam się we mnie zadziało, ale kiedy w poniedziałek pielgrzymi wyjechali z Koszalina, ja dalej wcale nie planowałam wyjazdu do Krakowa. Dwa dni później José przysłał wiadomość. Napisał, że jest piękny dzień, że nigdy nie widział tylu młodych ludzi modlących się razem, połączonych wiarą, i że muszę przyjechać. I że nie wie, czy mnie kiedykolwiek jeszcze zobaczy… − opowiada Ela, odszukując w telefonie romantyczną wiadomość, po której razem z mamą i siostrą spakowały się i ruszyły do Krakowa. José kiełkujące uczucie złożył w najlepsze ręce Matki Boskiej i powierzył sprawę św. Janowi Pawłowi II, patronowi Światowych Dni Młodzieży. – Cały pobyt w Polsce modliłem się w tej intencji, szczególnie zaś w Wadowicach, gdzie „wszystko się zaczęło” – parafrazuje papieża, bo i dla nich na poważnie wszystko się tam zaczęło. Swój wkład z nieba dołożył i św. Ignacy Loyola. – Bo kiedy spotkaliśmy się na Campus Misericordiae, przypadało akurat wspomnienie założyciela jezuitów – tłumaczą ze śmiechem. I to wcale nie przypadek, że rodzinnej parafii Eli, w której młodzi ślubowali sobie miłość małżeńską, także patronuje święty jezuita, a jedyny wolny termin przypadał 15 sierpnia.

Kilometry różańcowe

Zanim jednak historia osiągnęła happy end na ślubnym kobiercu, trzeba było zmierzyć się z realiami. Kilkudniowa znajomość ma niewielkie szanse wobec tysięcy kilometrów. Przeszkód było wiele: różne kontynenty, odmienne języki, inna kultura i zwyczaje. Łączyła ich jednak wiara, miłość i nadzieja, że wszystkie bariery da się pokonać. Wszystko, co najważniejsze, ustalili w jeden wieczór poprzedzający wyjazd José z Polski: od tego, że chcą być parą, po to, że są zdecydowani na siebie czekać. – Mieliśmy mało czasu, trzeba było się spieszyć – śmieje się José, który już wtedy podjął decyzję o studiowaniu w Europie. − Najważniejszy krok już zrobiliśmy, potem zostało już tylko współpracować z łaską – tłumaczą.

Najtrudniejsza była odległość. Dzielący ich dystans skracali Różańcem. Przez półtora roku codzienna wspólna modlitwa cementowała ich związek. – Kiedy u mnie był późny wieczór, tam był środek dnia. Wtedy José przerywał pracę. Albo ja wstawałam wcześnie rano, żeby zdążyć na wieczór w Nikaragui. To nie było łatwe, ale bardzo się staraliśmy. Ja czasami miałam pokusę, żeby odpuścić, że może nie teraz, może jutro, ale José bardzo pilnował, żebyśmy nie przerywali – opowiada Ela, dziękując mężowi za doping do modlitwy. Rozważając kolejne tajemnice, poznawali się coraz lepiej. Na przykład przez intencje, które chcieli przedstawić Bogu. Jednego dnia modlili się, bo José miał trudną sytuację w pracy, innego – za egzaminy Eli. Modlili się za rozwiązanie problemów w rodzinie. – Każde z nas mogło się modlić osobno, ale dzięki temu, że modliliśmy się razem, daliśmy sobie czas na poznanie się. Można być bardzo blisko fizycznie i wcale się nie znać, my duchowo byliśmy coraz bliżej siebie, choć dzieliły nas kilometry – dodaje José.

Falochron

Świeżo upieczeni małżonkowie mają przed sobą całą przyszłość. Jeszcze nie wiedzą, jak i gdzie potoczą się ich losy. Może w Poznaniu, gdzie José kończy studia, a Ela pracuje, a może w Koszalinie, do którego ich ciągnie. Jak zmieni się ich życie, gdy pojawią się dzieci? Czy łagodnie przetrwają życiowe zakręty? Wiedzą jedno: mają mocny fundament, którego nie podmyją byle burze. − Jako ludzie sami jesteśmy słabi. Tylko z Bogiem możemy być silniejsi – tłumaczy José. – Małżeństwo jest łaską i warto o nie walczyć na kolanach – dodaje Ela.

Także teraz starają się, by Różaniec był ich wspólną małżeńską modlitwą. – Tak rozwiązujemy problemy, tak podejmujemy ważne decyzje. Na każdy nadchodzący tydzień przygotowujemy sobie wspólny plan i zawsze przed jego ustaleniem łapiemy za różańce. Przed tą rozmową też odmówiliśmy Różaniec. Wysiłek, który wkładamy w jego odmówienie, jest nieporównywalny z dobrami, które otrzymujemy. W małżeństwie dzięki tej modlitwie mamy dla siebie więcej cierpliwości, jesteśmy mniej leniwi, potrafimy… bardzo kochać – tłumaczą na dwa głosy. •

Dostępne jest 3% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.