Nie boją się wilków. Pielgrzymka piesza z Człopy do Skrzatusza

ks. Wojciech Parfianowicz ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 01.02.2020 16:24

Pieszo, po ciemku i w deszczu, a jednak coś ich ciągnie, żeby iść. Nie ma w diecezji drugiej takiej parafii, która w taki sposób świętowałaby pierwsze soboty miesiąca.

Nie boją się wilków. Pielgrzymka piesza z Człopy do Skrzatusza Pielgrzymka odbywa się w ramach obchodzenia pierwszych sobót miesiąca. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

W piątek o godz. 21 gromadzą się pod krzyżem przy kościele parafialnym w Człopie. Po odśpiewaniu Apelu Jasnogórskiego wyruszają w drogę.

Nie boją się wilków. Pielgrzymka piesza z Człopy do Skrzatusza   Piątek, godz. 21.15. Wyjście sprzed kościoła parafialnego w Człopie. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Pogoda nie ma znaczenia. Przyzwyczaili się już do tego, że nie jest najlepsza. Nie zrażają się tym.

- Tak się składa, że za każdym razem towarzyszył nam deszcz - mówi ks. Marcin Sypka, wikariusz w parafii w Człopie, inicjator nocnej pieszej pielgrzymki do Skrzatusza.

Padało również i tym razem. - Odbieram to jako znak Bożego błogosławieństwa dla tego dzieła - przyznaje ks. Sypka.

Pielgrzymka, która odbyła się w nocy z 31 stycznia na 1 lutego, wyruszyła z Człopy do Skrzatusza już po raz szósty. Dystans około 40 kilometrów pątnicy pokonują mniej więcej w 11 godzin. Między 8 a 9 meldują się w Skrzatuszu, uczestniczą we Mszy św., a następnie spędzają czas na agapie przy kawie i cieście.

W skrócie wygląda to tak:

Pielgrzymka Człopa-Skrzatusz.
Gość Koszalińsko-Kołobrzeski

Doświadczenie trudu drogi, który przypomina o pielgrzymim wymiarze całego ludzkiego życia, nie jest jedynym celem tej konkretnej pielgrzymki. - Jest nim wynagradzanie Niepokalanemu Sercu Maryi w ramach odprawiania pierwszych sobót miesiąca - wyjaśnia duszpasterz. Parafia w Człopie jest jedyną w diecezji, która nabożeństwo pierwszych sobót organizuje w taki niecodzienny, bo - dosłownie - nocny sposób.

Dlaczego w nocy? - W ciągu dnia ludzie mają mnóstwo obowiązków w pracy, w rodzinie. Nie każdy może poświęcić cały dzień na to, żeby wybrać się na pielgrzymkę. To jest jakaś alternatywa - przyznaje ks. Sypka.

Nie boją się wilków. Pielgrzymka piesza z Człopy do Skrzatusza   Sobota, godz. 8.25. Grupa dochodzi do Skrzatusza. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Z inicjatywy cieszy się ks. Mariusz Kałas, proboszcz: - Ta pielgrzymka jest prowokująca. W tym sensie, że niektórych pozytywnie drażni to, że ci ludzie, w różnym wieku, idą przez całą noc do Skrzatusza. Ta inicjatywa powoduje Boży ferment. W Człopie się o niej mówi.

Proboszcz z uznaniem patrzy na parafian, którzy co miesiąc decydują się, żeby wyruszyć w drogę. Tym razem było ich kilkunastu. Przeważnie - około 30. - Nie boją się wilków. Kupili profesjonalną tubę, idą i śpiewają, strasząc w lesie wszystkie stworzenia. Może to te wilki bardziej boją się ich - śmieje się ks. Kałas.

Nie boją się wilków. Pielgrzymka piesza z Człopy do Skrzatusza   Sobota, godz. 8.45. Msza św. u stóp łaskami słynącej piety. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Pani Janina idzie pierwszy raz. - Jestem przerażona. Tak daleko jeszcze nie chodziłam - przyznaje na chwilę przed wyjściem. Nad ranem w Skrzatuszu na jej twarzy widać zmęczenie i może lekki zawód. - Nie dałam rady i trochę musiałam podjechać. Ale warto było. Myślę, żeby wybrać się za miesiąc - przyznaje.

Również pani Krystyna, która szła po raz trzeci, za pierwszym razem musiała skapitulować. Nie poddała się. - Kiedy pielgrzymka się kończy, ja już nie mogę doczekać się następnej - mówi.

Dla pani Anny nocna pielgrzymka już zawsze będzie kojarzyć się z wielką radością. - Kiedy poszłam pierwszy raz, po powrocie dowiedziałam się, że moja córka jest w ciąży. A lekarze twierdzili, że nie będzie miała dzieci. Rozpłakałam się. Szłam wtedy m.in. w tej intencji. Jestem bardzo szczęśliwa.

Kolejna pielgrzymka z Człopy do Skrzatusza odbędzie się w nocy z 6 na 7 marca.

Nie boją się wilków. Pielgrzymka piesza z Człopy do Skrzatusza   Sobota, godz. 10. Agapa w herbaciarni "La Speranza". ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość