Ślub w czasach zarazy. Błyskawiczny, tuż przed północą!

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

publikacja 27.03.2020 11:21

Nikola i Patryk. Nie chcieli czekać do końca pandemii. W ciągu 40 minut podjęli decyzję: dzisiaj. Zdążyli w ostatnim momencie, przed wprowadzeniem kolejnych obostrzeń epidemicznych.

Ślub w czasach zarazy. Błyskawiczny, tuż przed północą! Niespodziewanej uroczystości towarzyszył jednak pokój serca. - Po prostu wiedziałam, co idę zrobić. Że nie mam się czego obawiać - mówi panna młoda. Piotr Sołtysiak

Nikola i Patryk to instruktorzy działający w koszalińskim Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. Są parą od 7 lat i zamierzali związać się przed Bogiem węzłem małżeńskim w umówionej od miesięcy porze, czyli 18 kwietnia.

Tego jednak nie mogli przewidzieć: że 24 marca, tuż przed północą, będą w ekspresowym tempie ubierać się w ślubny strój, zwoływać bliskich, ustalać szczegóły z księdzem. I pędzić do kościoła pw. św. Kazimierza Królewicza w Koszalinie. Sytuacja błyskawicznie się zmieniła, gdy rząd zapowiedział nowe obostrzenia, m.in. ograniczenie ilości uczestników obrzędów religijnych do 5 osób.

– Kiedy usłyszałam o tej rządowej zapowiedzi, zadzwoniłam do syna. Co dalej?  – mówi pani Sylwia, mama pana młodego. – Jego pierwsza myśl była taka: dziś bierzemy ślub. Ale nie obyło się bez wahania, bo było wiele za i przeciw.

– Nie wiedzieliśmy, jak długo potrwa sytuacja związana z koronawirusem, nie chcieliśmy przesuwać ślubu, tym bardziej, że rozpoznaliśmy nasze powołanie i długo się przygotowaliśmy do tego momentu – mówi Patryk, pan młody. – Nieważne było wesele, nieważna była oprawa tego wydarzenia, tylko udzielenie sobie nawzajem sakramentu małżeństwa. Chcieliśmy w tym trwać z Bogiem, w piękny sposób.

Jak dodaje pani Sylwia, także dla rodziców państwa młodych decyzja o przyspieszonym ślubie nie była łatwa. – Patryk czekał na naszą zgodę do ostatniej chwili, najdłużej namyślał się mój mąż, Piotrek. Po godzinie naprawiania samochodu i rozważania tego dylematu, wrócił do domu i powiedział: nie będę stał na przeszkodzie ich szczęściu i… wskoczył w wyjściowy garnitur. Tę zgodę przekazaliśmy Patrykowi… niecałą godzinę przed ślubem! Jeszcze jadąc do kościoła, dzwoniliśmy do najbliższej rodziny, żeby do nas dołączyli.

Niektórych trzeba było wyciągać z łóżek, innych.. spod prysznica.

Ostatecznie w uroczystości, która rozpoczęła się o godzinie 23, wzięło udział kilkanaście osób.

– To wszystko działo się jak w filmie. Narzeczeni zazwyczaj przygotowują się całe miesiące, jeśli nie lata, do ślubu. Ja miałam na to 40 minut – przyznaje Nikola, pani moda. – Szukaliśmy odpowiedzi, modliliśmy się o światło, jak postąpić. Czuliśmy, że to jest moment, by dokonać tego, o czym od wielu lat marzyliśmy. Pojawiały się jednak różne przeciwności. Kiedy zapadła decyzja, że przesuwamy ślub nazajutrz, zaczęłam szykować się do spania. I zaraz, po 22.00, zadzwonił Patryk. Nawet nie pytał, tylko poinformował mnie: o 23 wszystko zaczyna się w kościele!

W błyskawicznych przygotowaniach pomogła młodej świadkowa. – Makijaż, fryzura, strój, wszystko zeszło na drugi plan. Na szczęście dzień wcześniej odebrałam suknię ślubną – śmieje się Nikola – ale gdybym jej nie miała, niczego by to nie zmieniło. Poszłabym pewnie w mundurze harcerskim!

Ekspresowy ślub poprzedziła spowiedź, a kiedy młodzi stanęli przed ołtarzem, poczuli wielki pokój serca. – Pomógł nam też kapłan, ks. Łukasz, który zna nas od lat i jest naszym duchowym tatą. Słowa, które do nas kierował, były piękne, trudno w ogóle wyrazić, jak piękną była cała ta uroczystość – mówi Nikola. – Czułam, że to co robię, jest tym, co powinnam, że to jest moje powołanie. Że właśnie tak miało być, bo to, co sobie w życiu planujemy, i tak weryfikuje Pan Bóg. Wielkie przygotowania, które trwały od miesięcy, zeszły na drugi plan, a my poszliśmy za tym, co najważniejsze: za Bogiem.

Takiego ślubu nie da się zapomnieć. – Byliśmy my, nasza najbliższa rodzina i Bóg. To było dla nas najważniejsze – mówi pan młody. – Natomiast we wrześniu zaprosimy wszystkich gości, których nie zdążyliśmy teraz, na wesele.

Rodzice młodego pana nie kryją radości z chrześcijańskiego wymiaru tej spontanicznie podjętej decyzji. – Na koniec powiedzieliśmy synowi i synowej: jesteśmy z was dumni, że w tej sytuacji nie wesele było dla was ważne, ale sakrament – podsumowują.