Autostrada Bożych zmian

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 29/2020

publikacja 16.07.2020 00:00

– Boję się wysokości. Ale z Jezusem pójdę nawet w góry – przyznaje ze śmiechem s. Jolanta Styczyńska na chwilę przed wyjazdem na nową placówkę.

▲	Siostra Jolanta w progu drawskiego domu, który opuszcza  po 26 latach. ▲ Siostra Jolanta w progu drawskiego domu, który opuszcza po 26 latach.
s. Anna Kozera

O sobie mówi: twarda babka z Mazur. Drugą połowę serca zostawiła jednak w Drawsku Pomorskim, gdzie spędziła ponad ćwierć wieku.

Dobrze, że już jesteś

Bez wahania przyznaje, że drawszczanie ją uformowali. – Od nich wszystkiego się uczyłam. Tu kształtowało się moje człowieczeństwo, moja kobiecość i siostrzana duchowość – mówi sercanka. Do miasteczka ukrytego między pomorskimi lasami i polami przyjechała w 1994 roku. – 17 sierpnia – mówi bez zaglądania w kalendarz. – Pamiętam doskonale, bo siostra przełożona powitała mnie w progu słowami, które zostaną mi w sercu na zawsze: „Dobrze, że już jesteś. Czekałyśmy na ciebie”.

Te proste słowa okazały się niezmiernie istotne. Sprawiły, że poczułam się jak w domu – wspomina. W nadmorskiej diecezji siostry ze Zgromadzenia Córek Najczystszego Serca NMP mają dwa domy: w Kołobrzegu i Drawsku Pomorskim. Dla młodej zakonnicy, rok po pierwszych ślubach, małe miasteczko było wyzwaniem. – Nagle zrobiło się bardzo… ciasno – przyznaje ze śmiechem. I to wcale nie dlatego, że w kamienicy, w której mieszkają siostry, brakowało miejsca. – To było prowincjonalne miasteczko. Ludzie przyglądali się, obserwowali. Tym bardziej że jesteśmy siostrami bezhabitowymi, a nasz charyzmat kieruje nas na zewnątrz, do pracy z dziećmi. Chciałam na tyle wrosnąć w to środowisko, żeby nikt nie czuł się skrępowany i zdumiony obecnością siostry zakonnej obok siebie. Chyba się udało, bo nie zauważyłam, kiedy te 26 lat minęło – opowiada.

Dzieci moich dzieci

Niełatwo się rozstawać z zaprzyjaźnionymi osobami i miejscami. Drawszczanie z żalem żegnają katechetkę. – Przez ten czas udało mi się dochować dzieci moich dzieci. To niesamowite, kiedy uczniowie mówią: „a siostra uczyła moją mamę, mojego tatę”. Śmieję się, że jeszcze chwila i będą mówić, że uczyłam babcię i dziadka. Tak szybko to mija. Ale to bardzo przyjemne widzieć, jak moje dzieci dorosły i same są rodzicami. Spotykam na ulicy swoich dorosłych uczniów, zaglądam do wózka i już wiem, że zaraz będę tego malucha uczyć – śmieje się sercanka. – Mówiłam swojej następczyni: nie wiedza, a nawet i nie wiara, ale pierwsza rzecz to serce. Okaż tym dzieciom serce, a bez problemu wykorzystasz swoją wiedzę i przekażesz wiarę – dodaje. Siostra Jola nie ma wątpliwości, że na każde dziecko jest jakiś sposób. – To nie było nieustające pasmo sukcesów, zdarzały się problemy i porażki, i to one mnie mobilizowały – zastrzega. Ale to przecież sukcesy, nawet te najmniejsze, zapisują się w sercu najbardziej. – Jest taka ulica w Drawsku, po której przejście to sztuka, zwłaszcza wieczorem. Miło usłyszeć, kiedy się nią idzie: „Pochwalony!”. Trzeba stanąć, zagadać, co tam słychać. Albo w markecie na cały głos pozdrowienie: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Oczywiście wszystkie głowy się obracają. Pytam: „Co tam u ciebie?”. „Właśnie wyszedłem z kryminału, proszę siostry” – pada odpowiedź. No pięknie – myślę sobie, ale mam poczucie, że jednak coś tam dobrego w sercu udało się zasiać – opowiada.

Na autostradę

Wyjeżdża jednak bez niepokoju czy żalu. – Telefon od matki generalnej zadzwonił w najlepszym momencie. Dorosłam do zmiany, nie zostawiam za sobą żadnych niepozałatwianych spraw. Z pokojem w sercu mogłam odpowiedzieć: „Tak, jestem gotowa”, choć bardzo nie lubię zmian – mówi s. Jolanta. Jedną nogą jest już w Buczkowicach, nieopodal Szczyrku, gdzie za chwilę zacznie nowy rozdział zakonnego życia. – A przecież boję się wysokości. Ale skoro Jezus zaprasza, to z Nim mogę i w góry – dodaje zawadiacko. Lata spędzone w jednym miejscu mają swoje zalety, choć i zagrożenia. – To dobre znajomości, a nawet przyjaźnie, wypracowane schematy. Ale one też niosą niebezpieczeństwo pójścia na łatwiznę, odpuszczenia sobie, bo przecież wszystko to wiem, wszystko potrafię. Zwolniłam tempo. Czułam, że jadę już tylko na trzecim biegu. Więc Jezus zaprosił mnie na… autostradę. A wiadomo, tu potrzeba więcej uwagi i skupienia. A także umiejętności, które zdobywałam, jeżdżąc po drawskich drogach – mówi z uśmiechem.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.