Dzieci(ństwo) utracone

ks. Wojciech Parfianowicz

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 43/2020

publikacja 22.10.2020 00:00

– Urodziłem się 15 lat po… urodzeniu – mówi mieszkaniec Połczyna-Zdroju. Jego historia nie jest tylko opowieścią o przeszłości.

Tak dzisiaj wygląda sanatoryjny budynek, w którym mieścił się ośrodek „Lebensborn”. Tak dzisiaj wygląda sanatoryjny budynek, w którym mieścił się ośrodek „Lebensborn”.
ks. Wojciech Parfianowicz /foto gość

Ze zdaniem, że państwo „musi głosić prawdę o tym, że dziecko jest najcenniejszym skarbem narodu”, trudno się nie zgodzić, szczególnie jeśli komuś bliskie są idee ochrony życia. Podobnie pewnie, np. w kontekście dyskusji nad zasadnością wprowadzenia programu 500 Plus, jego zwolennicy z aplauzem przyjęliby i to stwierdzenie: „Państwo musi skończyć z tchórzliwą i nawet kryminalną obojętnością, z jaką traktowany jest problem udogodnień społecznych dla dużych rodzin, i musi być najwyższym obrońcą tego największego błogosławieństwa, jakim człowiek może być obdarzony”.

Jednak momentalnie mina rzednie, kiedy okazuje się, kto jest autorem tych słów – pochodzą one z dzieła „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Dla przywódcy III Rzeszy dzieci były ważne, pod warunkiem jednak, że spełniały kryteria czystości rasowej i były zdrowe. Dlatego w 1936 roku w nazistowskich Niemczech powstała instytucja o wdzięcznej nazwie „Lebensborn”, czyli „Źródło życia”, za którą odpowiadał sam Heinrich Himmler. Bydgoszcz, Kraków, Łódź, Otwock, Smoszew i Połczyn-Zdrój to miejsca na mapie Polski, wtedy okupowanej lub przyszłej, gdzie to źródło biło.

Temat funkcjonowania specjalnych ośrodków „Lebensborn” nie jest nowy, jednak, choćby w kontekście obchodzonego 15 października Dnia Dziecka Utraconego, warto go przypomnieć. Przewrotność tej zbrodniczej idei wciąż może nam wiele powiedzieć, być może nawet o nas samych, tu i teraz.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.