150 lat temu, czyli... dzisiaj

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 44/2020

publikacja 29.10.2020 00:00

O tym, w jaki sposób XIX-wieczni francuscy rodzice mogą być inspiracją dla rodziców żyjących w XXI wieku w Polsce, mówi o. Andrzej Cekiera, karmelita bosy z Przemyśla.

Relikwie św. Zelii i Ludwika Martin, których córką była św. Teresa od Dzieciątka Jezus, zostały uroczyście wprowadzone do kościoła Mariackiego w Szczecinku 25 października. Rekolekcje przygotowujące do tego wydarzenia poprowadził o. Cekiera OCD. Relikwie św. Zelii i Ludwika Martin, których córką była św. Teresa od Dzieciątka Jezus, zostały uroczyście wprowadzone do kościoła Mariackiego w Szczecinku 25 października. Rekolekcje przygotowujące do tego wydarzenia poprowadził o. Cekiera OCD.
ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Ks. Wojciech Parfianowicz: Państwo Martin zostali świętymi, ponieważ byli rodzicami św. Teresy od Dzieciątka Jezus, wielkiej świętej, doktora Kościoła?

O. Andrzej Cekiera OCD: Kościół odkrył ich świętość dopiero po czasie, ale myślę, że proces był tu odwrotny, tzn. przez to, że oni byli świętymi rodzicami, wydali piękny owoc w postaci swoich córek, w tym św. Teresy.

To ciekawe, że zostali beatyfikowani i kanonizowani razem.

Ich procesy rozpoczęły się niezależnie i dopiero po jakimś czasie połączono je w jeden. Kościół chciał ukazać w ten sposób, że małżeństwo jest drogą do świętości. Dzisiaj, w dobie kryzysu małżeństwa, potrzebujemy takiego znaku.

Co małżonkowie z XIX wieku mogą powiedzieć dzisiejszym?

Na początku myślałem, że może lepiej poszukać wzorców bardziej współczesnych. Ale gdy zacząłem przyglądać się ich sposobowi życia, wyzwaniom, jakim musieli sprostać, zrozumiałem, że to są święci bardzo nam bliscy. Doświadczali podobnych problemów, choćby zdrowotnych. Zelia umarła na raka piersi. Ludwik pod koniec życia zmagał się z chorobą psychiczną. Wymagał opieki, podobnie jak osoby cierpiące np. na alzheimera. Państwo Martin mieli też problemy związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Ludwik był zegarmistrzem. Miał własny warsztat. Zelia produkowała koronki, bardzo znane, rozprowadzane po całej Francji. Firmę założyła już w wieku 19 lat, odważnie.

Rak piersi, alzheimer, problemy z firmą... Brzmi bardzo współcześnie. Pewnie utrzymanie takiej rodziny łatwe nie było. Może dzisiaj państwo Martin korzystaliby z karty dużej rodziny.

Mieli dziewięcioro dzieci, z których czworo zmarło bardzo wcześnie.

Strata dziecka to także problem, o którym dzisiaj coraz częściej się mówi. Jak Zelia i Ludwik przeżywali śmierć swoich dzieci?

Zelia w swoich listach używa nieraz wręcz szokujących wyrażeń, jakby straciła sens życia. Kluczem do przetrwania tych doświadczeń było oparcie w Bogu i poczucie, że dzieci nie są jej własnością. Zelii i Ludwikowi zawsze towarzyszyło przeświadczenie, że dziecko jest Bożym darem. Pomocne były też więzi rodzinne, przekonanie, że wciąż jest dla kogo żyć i że spotkają się ze swoimi zmarłymi dziećmi w niebie.

Przekonanie o tym, że „dzieci nie są moją własnością” to także bardzo współczesna kwestia.

Wszystkie pięć córek wybrało życie zakonne.

Niektórzy by powiedzieli: „Tragedia!”.

Oni modlili się o to, żeby Pan Bóg wskazał im drogę. Chcieli zapewnić dzieciom godne życie i przyszłość, ale rozeznając wolę Bożą. Cieszyli się więc tym, że córki odkryły powołanie zakonne.

Czy to oznacza, że ich córki były dziećmi idealnymi?

Nie urodziły się zakonnicami. Szczególnie jedna z nich – Leonia – której proces beatyfikacyjny właśnie się toczy, sprawiała spore problemy wychowawcze.

Czy Zelia i Ludwik doświadczali kryzysów małżeńskich?

Oni byli niesamowicie zgodnym małżeństwem. Czasami kłócili się czy spierali, ale to, co chroniło ich przed wielkimi kryzysami, polegało na pielęgnowaniu ducha służby i daru z siebie.

Bardzo ładnie to brzmi, ale jak konkretnie to wyglądało?

Ludwik był bardzo zdecydowanym mężczyzną, synem wojskowego. Rozwijał swój zakład zegarmistrzowski, ale kiedy zauważył, że nie dają rady z dwoma niezależnymi biznesami, był w stanie poświęcić swoją dobrze prosperującą firmę, żeby rozwinąć firmę żony. Podporządkował swoje pasje temu, żeby ona mogła zrealizować swoje.

Chyba nawet współczesne feministki przyklasnęłyby takiej postawie.

On był niezwykle szarmancki, ale tutaj chodziło bardziej właśnie o ducha służby.

Przeżywamy teraz czas pandemii. Czy Zelia i Ludwik mówią nam coś ważnego w tym kontekście?

Jesteśmy przyzwyczajeni do wysokich standardów medycznych, a tu nagle wracamy do sytuacji jakby z XIX wieku, sprzed wynalezienia antybiotyków. Mamy szansę doświadczyć kruchości życia, zrozumieć, że jest ono darem, który z pokorą trzeba jak najlepiej wykorzystać. Oni żyli w takim kluczu. Samo ich doświadczenie choroby, troski o zdrowie, ale nieprzesadnej, jest wskazówką, że istnieje coś więcej niż zdrowie, a nawet życie. Oni zawsze, także swoim dzieciom, ukazywali horyzont wieczności. Ich życie nie było spłaszczone tylko do wymiaru doczesnego.

Czego znakiem są relikwie, które umieszczamy w kościele?

Są one pamiątką, namacalnym dowodem, że ci święci rzeczywiście istnieli, zrealizowali ideały świętości w realnym życiu, a zatem jest to możliwe także i dla nas.•

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.