Taki zwyczajny, taki "od pracy"

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

publikacja 09.01.2021 15:16

W Mścicach i Koszalinie odbyły się uroczystości pogrzebowe ks. Włodzimierza Milewskiego.

Taki zwyczajny, taki "od pracy" Bp Włodarczyk przewodniczył uroczystościom w kościele w Mścicach i na cmentarzu komunalnym w Koszalinie. Tam ciało śp. ks. Włodzimierza Milewskiego zostało złożone jako pierwsze w nowym grobie kapłańskim przygotowanym przez kurię diecezjalną. Katarzyna Matejek /Foto Gość

Uroczystości pogrzebowe zmarłego 4 stycznia ks. Włodzimierza Milewskiego, proboszcza parafii pw. św. Antoniego Padewskiego w Mścicach, odbyły się 9 stycznia w kościele parafialnym oraz na cmentarzu w Koszalinie, gdzie złożono jego ciało do grobu w nowej kwaterze księży. Mszy św. przewodniczył bp Krzysztof Włodarczyk, a koncelebrowało ją 30 kapłanów.

Na jej zakończenie biskup Włodarczyk podkreślił niespodziewane okoliczności śmierci ks. Milewskiego i przekazując zalecenie ordynariusza, zachęcał parafian z Mścic, by sytuacja oczekiwania na nowego proboszcza stała się dla nich przyczynkiem do wzmożonej modlitwy o nowe powołania kapłańskie z tej wspólnoty.

Homilię wygłosił ks. Andrzej Korpusik, kolega rocznikowy i przyjaciel zmarłego. Przywołując postaci tego i wielu innych zmarłych kapłanów święconych dla naszej diecezji w 1981 r., podkreślił wagę Eucharystii jako największego daru, jaki można ofiarować za zmarłego kapłana i jakiej pragnął sam ks. Milewski od parafian przy okazji obchodów rocznic swoich święceń kapłańskich. Ks. Korpusik wyraził więc nadzieję, że mieszkańcy miejscowości, w których przez cztery dekady sprawował on funkcje kapłańskie – z Białego Boru, Nowej Wsi Lęborskiej, Łącka, Sławna, Sławska, Koszalina i Śmiechowa i przez ostatnich 17 lat z Mścic – będą ten eucharystyczny dar wdzięczności składać.

Mówiąc o ks. Włodzimierzu Milewskim, ks. Korpusik podkreślił jego pogodę ducha i to, że nie był osobą kolekcjonującą zaszczyty, ani utrwalającą pamięć o sobie –  do tego stopnia, że nie udało się znaleźć zdjęcia ks. Włodzimierza, którym można byłoby opatrzyć nekrolog. – Pozostał taki anonimowy. Z jednej strony było go wszędzie pełno, jego wesołość udzielała się nam wszystkim, ale kiedy trzeba było sięgać po godności, tytuły, to tam Włodzia nie było. Pozostał taki zwyczajny, taki "od pracy" – wspominał przyjaciel. Tę zwyczajność cechowała  ufność i wierność, a także dbałość o porządek, zarówno w sprawach urzędowych, kanonicznych, jak też w trosce o świątynię. – Pobożność wyraża się porządkiem. Taki był ks. Włodzimierz.

Zaprzyjaźnieni z ks. Milewskim parafianie Elżbieta i Zenon Frankowscy wspominają zmarłego nagle proboszcza jako człowieka bardzo życzliwego, serdecznego i potrafiącego żartować także z siebie samego. To pani Elżbieta, po interwencji parafianina, który w poniedziałek bezskutecznie próbował się skontaktować z proboszczem, była jedną z osób, które znalazły ciało zmarłego kapłana. Okoliczności i opinia lekarza wskazują, że duszpasterz zmarł we śnie w nocy z niedzieli na poniedziałek. – Jedną z ostatnich Mszy św. odprawił w intencji naszej rodziny, bo tak wyrażał nam wdzięczność za to, że pomagaliśmy w pracach na terenie kościoła – mówi pani Elżbieta. – Ale i my także mogliśmy liczyć na niego, w każdej sytuacji.

Jak dodaje, kapłan służył im radą, pomocą, czasem, własnym samochodem, nawet jeśli wymagało to wyprawy na drugi koniec Polski. Pan Zenon zawdzięcza proboszczowi życie. – To ksiądz proboszcz nalegał, by mój mąż zrobił sobie badania – mówi pani Frankowska. – Nawet nie mieliśmy pojęcia, że takie badania należy zrobić, a on wszystkiego się dowiedział, pomógł znaleźć lekarza. Okazało się, że był to nowotwór złośliwy, ale leczenie podjęte na czas przyniosło skutek. Tylko dzięki niemu mój mąż żyje.

Leszek Lenarcik, emerytowany dyrektor szkoły podstawowej w Mścicach, wspomina śp. ks. Milewskiego jako osobę otwartą i działającą na rzecz współpracy różnych środowisk. Działo się to m.in. przy okazji organizowanych przez szkołę pod patronatem KUL-u konferencji naukowych w ramach Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Gimnazjalnego. – Ks. proboszcz udostępniał nam wówczas kościół, pomagał w nawiązywaniu kontaktów z biskupami, kapłanami z regionu, ale i sam chętnie przychodził na teren szkoły. Nie tylko na poważne uroczystości, ale też na spotkania z rodzicami czy bale. Był wyrozumiały, starał się nas raczej przekonywać, niż nakazywać, co środowisko szkolne doceniało.

Elżbieta i Adam Kryszyłowiczowie cenią proboszcza za to, że potrafił przyznać się przed parafią do błędu. – Tym nas sobie zjednał – przyznają małżonkowie. Pan Adam jako szafarz podkreśla troskę proboszcza o kościół. – Widzieliśmy, jak bardzo księdzu na tym wszystkim zależy, zarówno jeśli chodzi o remonty, jak i sprawy do załatwienia, które zlecał służbie ołtarza. Nie zawsze to było łatwe do przyjęcia, bo ostatecznie wszystkiego sam musiał dopilnować. Ale ludzie to w nim cenili.