Posługa przerwana?

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 10/2021

publikacja 11.03.2021 00:00

Działo się to 25 lat temu, w piątek trzeciego tygodnia Wielkiego Postu. 15 marca 1996 roku w warszawskim Centrum Onkologii w wieku 66 lat umierał na raka bp Czesław Domin.

◄	Ingres do konkatedry w Kołobrzegu  – 1 marca 1992 r. ◄ Ingres do konkatedry w Kołobrzegu – 1 marca 1992 r.
Archiwum diecezjalne

W odezwie do wiernych diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej z 12 listopada 1995 roku biskup pisał: „Przykuty jeszcze do łóżka szpitalnego, ale na najlepszej drodze do wyzdrowienia, zwracam się do was z serdecznymi wyrazami wdzięczności za wasze tak gorliwe modlitwy zanoszone przed tron Boga miłosiernego z prośbą o moje wyzdrowienie. Jestem świadom, że dzięki z serca płynącym modlitwom tak wielu ludzi Pan Bóg zachował mnie przed dalszą chorobą, prowadzącą do straszliwie bolesnej śmierci. Niech wam Bóg w swoim miłosierdziu stokrotnie wynagrodzi za te modlitwy. Niech powrót Waszego biskupa – da Bóg – za kilka tygodni do posługi pasterskiej w diecezji przyczyni się do pomnożenia chwały bł. s. Faustyny oraz do jeszcze większej chwały Najświętszej Maryi Panny, którą czcimy również pw. Uzdrowienia chorych”.

Cztery miesiące później biskup już nie żył. Do diecezji, wbrew ogromnemu pragnieniu, powrócić nie zdołał. Historia sprzed ćwierć wieku może wydawać się nieco odległa. Jednak rzeczywistość covidowa ponownie czyni ją niezwykle aktualną.

Zawsze nie w porę

Choroba zazwyczaj pojawia się nagle, w najmniej odpowiednim momencie. Zawsze coś niweczy, wymusza zmianę planów. Nieważne, czy chodzi o COVID-19, o raka, czy o zwykłe przeziębienie. Nieważne też, czy chodzi o matkę, ojca, biskupa, czy kierowcę ciężarówki. Choroba jest gościem nieproszonym, który przychodzi nie w porę.

„W sierpniu 1995 roku przypadał jubileusz 25-lecia jego sakry biskupiej. Było dużo zagranicznych gości, był wesoły, zadowolony, bardzo gościnny. Nic jeszcze nie wskazywało na aż tak poważną chorobę” – wspominała s. Osmunda Bugla, wieloletnia współpracowniczka biskupa, która opiekowała się nim w czasie choroby i była przy jego śmierci, która nastąpiła zaledwie kilka miesięcy po tej uroczystości.

Biskup Czesław Domin był człowiekiem bardzo aktywnym. Przychodząc do Koszalina w roku 1992, zabrał się do ciężkiej pracy, jakby chciał zdążyć zrobić jak najwięcej, choć przecież nie mógł wiedzieć, że przed nim zaledwie cztery lata.

Szczególnym rysem jego posługi było miłosierdzie, które rozumiał nie tylko jako przebaczenie grzechów, ale także jako działalność charytatywną na rzecz potrzebujących. Był gorliwym czcicielem Bożego Miłosierdzia według objawień udzielonych s. Faustynie. Chciał, aby w każdym kościele w diecezji wisiał obraz namalowany według jej wskazań. Zachęcał do odmawiania koronki. Utworzył w diecezji pięć parafii pw. Bożego Miłosierdzia i jedną pw. s. Faustyny. Zainicjował kilka dzieł miłosierdzia, z których niektóre – jak np. Bursa dla Młodzieży w Szczecinku – działają do dzisiaj. Mógł zrobić o wiele więcej, ponieważ pomysłów miał sporo. Ciągle patrzył w przyszłość i nawet już w poważnym stanie, jak wspomina ks. Wacław Grądalski, żywo interesował się postępami prac przy remontowanym wtedy ośrodku w Podczelu.

Będzie cud?

Biskup Czesław Domin liczył na to, że będzie. – Wierzył mocno, że jego uzdrowienie posłuży do kanonizacji s. Faustyny – mówi ks. Wacław Grądalski, prezes fundacji charytatywnej imienia biskupa. „Był tego prawie pewny. Lekarzom kazał zbierać wszystkie badania, zdjęcia, bo będą to rzeczowe dowody cudu” – czytamy we wspomnieniach s. Osmundy.

Biskup nie chciał bowiem odgrywać roli cierpiętnika. Nie prosił się o ból. Jak każdy człowiek próbował go raczej uniknąć. Zarówno siostra, jak i ks. Wacław, zgodnie podkreślają, że w modlitwach biskupa nie było jednak nic z postawy wymuszania łaski. – Miał wielkie zaufanie do Pana Boga. Niektórzy modlą się o zdrowie, mówiąc – albo nastąpi uzdrowienie, albo Boga nie ma. U niego w ogóle tego nie było widać. On był przekonany, że Pan Bóg mógłby taki cud uczynić, jeśli tylko byłoby to potrzebne, np. do kanonizacji s. Faustyny – wspomina ks. Wacław.

Chory biskup ufał też w szczególną moc modlitwy dzieci. Wyraził to w specjalnym liście pasterskim do najmłodszych, odczytanym w diecezji na trzy miesiące przed jego śmiercią.

„Chociaż wdzięczny jestem wszystkim Diecezjanom za ich pamięć modlitewną, to jednak ufam, że modlitwy dzieci są najbardziej skuteczne i miłe Panu Bogu, ponieważ one bezgranicznie Mu ufają” – pisał biskup, dziękując najmłodszym za wsparcie.

Mówił też wtedy do nich o sakramencie namaszczenia chorych, w którego moc głęboko wierzył: „Gdy dowiecie się, że ktoś z waszych krewnych lub znajomych czy przyjaciół ciężko zachorował, wówczas nie tylko módlcie się o jego wyzdrowienie, ale spróbujcie go też przekonać do przyjęcia tego sakramentu. Biskup, który pisze do was te słowa, nie tylko pokładał nadzieję w waszych modlitwach, ale i przed wyjazdem na kolejną serię naświetlań, poprzedniego dnia, poprosił swego biskupa współpracownika, by mu udzielił sakramentu namaszczenia chorych, co też miało miejsce w Koszalinie 9 grudnia 1995 roku”.

Chory w centrum?

Ksiądz Grądalski wspomina swoje ostatnie spotkanie z biskupem – trzy lub cztery dni przed jego śmiercią: – Był bardzo obolały. Pielęgniarki przestrzegły mnie, żeby go w ogóle nie dotykać. Opowiadałem mu o remoncie w Podczelu: „Jak ksiądz biskup przyjedzie, to zobaczy”. On odpowiedział: „Ja już tego nie zobaczę, ale cieszę się, że to powstaje”. Nastąpił moment niezręcznej ciszy. Stałem nad nim, nie wiedziałem, co powiedzieć, nie mogłem go dotknąć. W pewnym momencie on uśmiechnął się i usłyszałem: „Co by ci tu wesołego powiedzieć?”.

Prezes fundacji imienia biskupa wciąż nie może się nadziwić takiej jego postawie w stanie choroby. Mimo ogromnego, także fizycznego cierpienia, bp Czesław nie stał się zgorzkniałym, schorowanym egocentrykiem. – Nie pamiętam ani razu, żeby narzekał czy mówił, że go bolało, a spotykałem go dość często. Było wiadomo, że chorował, ale to nie było w ogóle tematem rozmów. Praktycznie nie rozmawialiśmy o chorobie, tylko o sprawach, planach, czy modliliśmy się. Nie skupiał uwagi na sobie – wspomina ks. Grądalski, który zapamiętał jeszcze dwa inne obrazy.

– Jeśli już mówił o chorowaniu, to zazwyczaj wesoło. Pamiętam, kiedy przyjechał do seminarium po tym, jak nowotwór się uaktywnił, i powiedział do kleryków: „Muszę wam się przyznać, że wasz biskup prowadzi podwójne życie”. Wszyscy zrobili wielki oczy. Chodziło mu o to, że wewnątrz jego organizmu rozwija się obce ciało, czyli nowotwór. Pamiętam go jeszcze ze Sławna, kiedy przyjechał do parafii i szedł przez kościół. Widać było, że cierpiał. Miał takie jakby ściągnięte usta, ale mimo to uśmiechał się do ludzi. Uśmiechał się przez ból – opowiada ks. Wacław.

Trudne pytania

Choroba nie tylko przychodzi nie w porę, ale także nie zważa na to, czy ktoś jest pobożny, wierzący, czy żyje tak, jakby Boga nie było. W herbie bp. Czesława widniały słowa: „Któż jak Bóg”. Dla niego, faktycznie, nie tylko w słowach, Pan Bóg był najważniejszy. Jego ciężka choroba przeczy obecnemu nieraz także wśród wierzących przekonaniu, że przyjaźń z Bogiem oznacza brak kłopotów.

Czy Pan Bóg nie mógł go jednak zachować na kolejne lata? Działał tak dynamicznie, więc kto wie, co by jeszcze dzięki niemu w diecezji powstało? Czy moc sakramentu, który z wiarą przyjął, oraz wszystkie modlitwy zanoszone przez wstawiennictwo s. Faustyny albo przez dzieci, pozostały bezowocne? Po co ten cały duchowy wysiłek tylu pobożnych ludzi?

A może warto zadać inne pytanie: czy istnieje posługa chorowania – albo wręcz umierania? Jeśli tak, to misja bp. Czesława Domina w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej została nie tylko brutalnie i przedwcześnie przerwana przez chorobę, ale i do końca przez niego wypełniona, w dodatku w takim, a nie innym stylu.

„Nagle głębiej nabrał powietrza i zsunął się na poduszkę. To był koniec. Ani nie zachrapał, ani nie jęknął – spokojnie, godnie zmarł, tak majestatycznie” – wspomina s. Osmunda, która była jedynym świadkiem tej chwili.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.