Dla kobiet z Centrum Kryzysowego radość Dnia Matki miesza się z goryczą osamotnienia.
W placówce do dyspozycji dzieci są bawialnia i plac zabaw, ale nie ma opiekunek. Mama musi się sama zająć swoją pociechą.
Katarzyna Matejek /Foto Gość
Dla mieszkanek Centrum Kryzysowego Caritas w Koszalinie macierzyństwo to trudne pojęcie. Wolą opowiadać o nim w trzeciej osobie, bo bycie matką ma dla nich wiele odcieni, często ciemnych. Oznacza bowiem bycie matką dzieci wychowywanych bez ojca, matką dzieci pochodzących od wielu ojców, matką pozbawioną dzieci, matką z podciętymi skrzydłami, zniechęconą. Matką, która sama musi postarać się o pracę, alimenty, zasiłki, zdobyć kwalifikacje zawodowe, dach nad głową i miejsce pracy. Matką, która przede wszystkim musi znaleźć w sobie motywację, by chcieć walczyć o rodzinę.
W Centrum Kryzysowym obecnie przebywa sześć kobiet i dziewięcioro maluchów. Dzieci byłoby sporo więcej – każda z pań jest mamą czworga lub więcej (nawet siedmiorga) dzieci – jednak część pociech przebywa w rodzinach zastępczych lub placówkach opiekuńczych. O odzyskanie niektórych z nich kobiety jeszcze walczą, o pozostałe (np. adoptowane przez inne rodziny) – niekoniecznie. Najpierw muszą jednak spełnić odpowiednie warunki: mieć zapewnione utrzymanie, dach nad głową, uregulowane sprawy w urzędach. Ich wysiłki kończą się różnie: to złe powroty do domu z przemocą i nałogami lub dobre kroki w nowe życie – w zdrowe środowisko, powrót na studia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.