Bardziej dom niż ośrodek. 30 lat MOW w Trzcińcu

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 10.09.2021 14:44

To miejsce zbudowane z pogmatwanych historii wychowanków, ofiarowywanego im serca i przekonania, że nikogo nie wolno skreślać. Od 30 lat w podczaplineckiej wsi trudna młodzież dostaje szansę, żeby zacząć od nowa.

Bardziej dom niż ośrodek. 30 lat MOW w Trzcińcu Jubileuszowe świętowanie połączone zostało z inauguracją roku szkolnego w placówkach prowadzonych przez Towarzystwo Salezjańskie w całej inspetorii pilskiej. Karolina Pawłowska /Foto Gość

Wychodzenie na prostą to zorganizowane działanie całego sztabu specjalistów: księży, wychowawców i nauczycieli, zespołu diagnostyczno-resocjalizacyjnego psychologów, terapeutów, pedagogów, dla których ośrodek to więcej niż praca. A dla wielu spośród trafiających tu wychowanków Trzciniec to dom. Pierwszy, jaki naprawdę mają.

Historia Domu Młodzieży im. św. ks. Jana Bosko zaczyna się jednak od tragedii. - Byłam wówczas kuratorem sądowym i prowadziłam w swoim mieszkaniu spotkania dla trudnej młodzieży. Z czasem grupa się rozrosła tak, że nie wszyscy mogli się na spotkaniu zmieścić. Tak się zdarzyło, że zabrakło miejsca dla chłopaka, który bardzo potrzebował pomocy. Powiesił się. To mnie bardzo poruszyło. Zaczęłam się gorąco modlić o dom, w którym zmieściliby się wszyscy potrzebujący - wspomina Zofia Langowska.

Mieszkanka Czaplinka porwała się na szalony plan. Pałac, który otrzymała dla młodzieży, to była ruina. Kopuła była zawalona. W środku brakowało urządzeń sanitarnych, a nawet okien i drzwi. Spróchniałe legary, załamujące się podłogi, przegniłe elementy więźby dachowej. I żadnych dotacji. - Była późna jesień, minus 18 stopni, żadnego ogrzewania, żadnej łazienki, tylko latryna, którą chłopcy wykopali w parku. Przyjechali urzędnicy, żeby skontrolować warunki. Ja z nimi pertraktowałam, a kilkunastu chłopców, z różańcami w ręku, chodziło wokół domu, prosząc Matkę Najświętszą, żeby nie zamknęli domu. To "zdrowaś, Maryjo" będę słyszeć do końca życia. Jestem pewna, że to ich modlitwa ocaliła ten dom - opowiada ze wzruszeniem pani Zosia.

Jak przypominał podczas świętowania jubileuszu placówki ks. Tadeusz Itrych, inspektor salezjańskiej inspektorii w Pile, bez jej zaangażowania, trudu, miłości do młodego człowieka salezjańskiego Trzcińca by nie było. Bo to właśnie salezjanie podjęli się poprowadzenia dzieła, zainicjowanego przez panią Zosię. Pierwszym dyrektorem Domu Młodzieży im św. Jana Bosko został kończący urzędowanie w Czaplinku charyzmatyczny kapłan ks. Kazimierz Lewandowski.

- Zosia namawiała ks. Kazimierza: "Ksiądz, będziesz dyrektorem". Ten odpowiadał z przekąsem: "Jak będę jeździł białym mercedesem". Samochód miał. Nie biały, tylko szary, z solidnym przebiegiem, i nie mercedes, tylko polonez. Ale dyrektorem został. A dla chłopców był jak ojciec. I - jak ojciec synów - uczył ich jeździć tym samochodem. Jednego dnia przyjmował u siebie jakichś gości, a nagle krzyk: "Księże Kazimierzu, a Rafał jeździ samochodem po Broczynie!". Spokojnie poczekał, aż Rafał wrócił. Najpierw była złość: "Oddawaj kluczyki!". Ale zaraz potem: "Nic ci nie jest?". A nieco później słyszę: "A jednak nauczyłem gówniarza jeździć". Najpierw pojawiła się złość, zaraz potem troska, a na koniec duma. Był naprawdę dumny ze swoich chłopaków - opowiada o zmarłym kapłanie Władysław Woś, który razem z żoną Ewą związany jest z ośrodkiem od samego początku. Oboje zostawili w Trzcińcu duży kawałek swoich serc. Podobnie jest z innymi pracownikami Domu Młodzieży.

- Niekiedy trzeba było podjąć decyzję o tym, czy nie zmienić chłopakowi ośrodka. Zbierał się zespół wychowawców i głosował. Jak było tak 5 do 3, żeby zmienić, to ks. Kazimierz mówił, żebyśmy poszli do kaplicy. Modliliśmy się, wracaliśmy i... podejmowaliśmy decyzję, że zostaje. Ksiądz Kazimierz w każdym pokładał nadzieję, wierzył, że każdemu trzeba dać szansę. Choć nie zawsze się udawało - W. Woś wyjaśnia, na czym polega specyfika ośrodka wychowawczego w Trzcińcu.

Schedę po ks. Lewandowskim przejął ks. Leszek Zioła. Jego kadencja upłynęła pod znakiem otwarcia się ośrodka na lokalną społeczność, zainicjowanie Święta Radości i rozbudowę infrastruktury. - Po takich gwiazdach jak pani Zosia i ks. Kazimierz przychodzi młody, nieopierzony gość, więc nie miałem łatwo na początku. Ale spotkałem wspaniałych ludzi, zakochanych w młodzieży, od których uczyłem się ducha salezjańskiego - mówi duszpasterz.

Do Trzcińca chłopcy trafiają z całej Polski. Z postanowienia sądu - za pogłębiającą się demoralizację, wagary, konflikt z prawem. Mieszkańcy Domu Młodzieży to zbuntowane nastolatki, o krok od poprawczaka. Kręgosłup moralny mają zwichnięty, nadwerężony, a czasami w ogóle go brak. Księża salezjanie próbują go nastawiać. A do założeń tego typu ośrodków o rodzinnej atmosferze, z kształceniem zawodowym i rozwijającym pasję, dokładają system prewencyjny swojego założyciela. Obecność patrona ośrodka czuje się tu na każdym kroku. Czasami dosłownie.

- Po całej naszej prowincji odbywała się peregrynacja relikwii ks. Bosko. Trzciniec nie znalazł się na ich drodze. Peregrynację poprzedzał sejmik młodzieży - dzieło zainicjowane przez ks. Kazimierza, które ks. Jacek Grochowski przeniósł ze Skrzatusza do Trzcińca. Doszło do pewnego zdarzenia. Główne nabożeństwo prowadził kapłan diecezjalny z Koszalina. Podczas modlitwy zobaczył przechadzającego się między młodzieżą niewysokiego księdza. Kiedy po nabożeństwie poszliśmy na kawę, rozpoznał go na wiszącym na ścianie zdjęciu. To był ks. Bosko. Opowiedziałem to ówczesnemu inspektorowi. Trasę peregrynacji zmieniono. Można powiedzieć, że ks. Bosko upomniał się o miejsce w sercach młodych ludzi z ośrodka - wspomina z uśmiechem ks. Tomasz Kościelny, kolejny z dyrektorów ośrodka. Za jego kadencji odbyły się pierwsze międzynarodowe sympozja resocjalizacyjne, które rozsławiły ośrodek w Trzcińcu. A także zainaugurowana została liga piłki nożnej Don Bosco Cup, ciesząca się do dzisiaj niesłabnącą popularnością.

- Często rozmawialiśmy o tym, jaki ma być ten ośrodek. Doszliśmy do wniosku, że nie ma to być najlepszy ośrodek na świecie, wyposażony w najlepsze sprzęty, ale dom dla naszych chłopców. To był nasz największy wysiłek. Stąd też położony został nacisk na etykietę: w domu się nie przeklina, nie stosuje się przemocy, jesteśmy konsekwentni wychowawczo, ale robimy to jak ks. Bosko - z uśmiechem i miłością - opowiada jego następca ks. Arnold Zimnicki.

Obecnie ster placówki dzierży ks. Wiesław Psionka. - Mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Miałem przyjemność po nowicjacie być asystentem w Trzcińcu, przyglądałem się pracy ks. Kazimierza i ks. Leszka. Pięć lat temu ksiądz inspektor powiedział: "Trzciniec się zwalania, rozumiem, że przyjąłeś tę propozycję". Ksiądz Leszek, który był w radzie inspektorialnej, powiedział mi: "Wiesiek, idź tam i kochaj tę młodzież". No to robię, co mogę - śmieje się salezjanin. - Sam bym nic nie mógł. To zasługa wielu ludzi, którzy dodają skrzydeł, pocieszają, kiedy jestem bezradny. Dziękuję wszystkim, dzięki którym to dzieło jest salezjańskie. Zaglądajcie do nas, do Trzcińca, często, żeby zobaczyć, jak tu u nas jest - zaprasza.

30-lecie placówki było okazją do wspomnień, ale także do dziękczynienia za salezjańskie dzieło w Trzcińcu. Za wszystkich, którzy przyczynili się do jego rozwoju dziękował Bogu przewodniczący Eucharystii bp Krzysztof Włodarczyk. Jubileuszowe świętowanie połączone zostało z uroczystą inauguracją roku szkolnego w placówkach oświatowych prowadzonych przez Towarzystwo Salezjańskie w Inspektorii Pilskiej.

- Potrafimy być uprzejmi, gdy spotyka nas dobro; potrafimy załatwić coś komuś, kto sobie na to zasłużył; potrafimy kochać, gdy spotka nas miłość. Wymowa dzisiejszej Ewangelii jest taka: to nie wystarczy. Idź dalej. Kochaj, nawet gdy nie jesteś kochany; dawaj także wtedy, gdy zostałeś wcześniej oszukany; czyń dobro także temu, kto - według twojej oceny - na nie nie zasłużył. Taka jest Boża ekonomia. Chodźmy, czyńmy podobnie. Niech pomagają nam w tym święci patronowie: bł. Laura Vicuna, która pokazuje, że z łaską uświęcającą nie ma rzeczy niemożliwych, św. Dominik Savio, który pokazuje, że nie trzeba być dorosłym, żeby osiągnąć doskonałość, i św. ks. Bosko, który pokazuje, że święci wychowują świętych, dobrzy wychowują dobrych - przypominał w kazaniu ks. Itrych.