Ziarno siostry Berthy

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 45/2021

publikacja 11.11.2021 00:00

„Bóg zabiera pracowników, ale ich dzieło pozostaje”. Czy mówiąc te słowa, umierająca przełożona koszalińskiego zgromadzenia przeczuwała, że to, co rozpoczęła, przetrwa i będzie owocować nawet po stu latach?

	W październiku na ścianie jednego z budynków szpitalnych zawieszona została tablica przypominająca o siostrze von Massow – protestanckiej diakonisie. W październiku na ścianie jednego z budynków szpitalnych zawieszona została tablica przypominająca o siostrze von Massow – protestanckiej diakonisie.
Karolina Pawłowska /Foto Gość

Większość współczesnych koszalinian nigdy o niej nie słyszało. Nie poznali kobiety o niezwykłym harcie ducha, konsekwencji i uporze, która wybudowała ich szpital – obecnie największą w regionie placówkę.

Pierwszy przystanek

Wędrówkę po śladach Berthy von Massow trzeba więc zacząć od szpitala. Imponujący rozmachem kompleks nawet dzisiaj budzi należny szacunek dla tej, która go stworzyła. – Była wizjonerką, która konsekwentnie realizowała swoją wizję – przyznaje Iwona Sławińska, pedagog, historyk, miłośniczka dziejów Koszalina i jedna z „fanek” przełożonej zgromadzenia służącego przedwojennym mieszkańcom miasta. Na odręcznie rysowanym planie zaznacza kolejne budynki, które powstawały u stóp Góry Chełmskiej: szpital na sto łóżek, dom macierzysty, pastorówkę, dwa domy dziecka, dom dla emerytowanych sióstr, nowe skrzydło szpitalne. Nie tylko chorzy znajdowali tu opiekę, a dzieci schronienie. Z powodzeniem funkcjonowały szkoła gospodarstwa domowego, diakonisy kształciły też opiekunki dziecięce i pielęgniarki. – Budynki były zelektryfikowane, posiadały centralne ogrzewanie, telefony, nowoczesne laboratorium, kuchnię, także dietetyczną. Siostry prowadziły własne gospodarstwo hodowlane oraz ogrodnictwo – wylicza. Były w placówkach w Sławnie czy Darłowie. Pod koniec 1928 roku pracowało na terenie Pomorza 110 diakonis; 102 były w nowicjacie i 60 w okresie próbnym.

Salem znaczy pokój

Na ścianie budynku administracji szpitala, gdzie dawniej mieszkały siostry emerytki, od niedawna wisi tablica przypominająca o Berthcie. To zasługa Koszalińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego. – Zebrało się paru miłośników historii, którzy zaczęli się zastanawiać, co ze starego Koszalina trzeba upamiętnić. Odezwał się we mnie duch nauczycielski: trzeba upamiętniać tych, którzy swoją postawą przekazywali uniwersalne wartości. Bertha von Massow wydaje mi się najlepszym tego przykładem – podkreśla Iwona Sławińska.

Z racji wieloletniej pracy w Zespole Szkół Medycznych bada dzieje koszalińskiej opieki zdrowotnej. Tak trafiła na zgromadzenie Salem – pokój. Diakonissenanstalt Salem powstał w 1868 roku w Szczecinie. Jak trafiła do niego wywodząca się ze szlacheckiej rodziny córka prawnika i starosty insterburskiego, do końca nie wiadomo.

– Wydaje mi się, że jej ojciec mógł być sponsorem Salem i dzięki temu Bertha weszła do dyrektorium, rodzaju zarządu, jako osoba mająca koordynować działania pod względem prawnym, a także trochę finansowym. To potwierdza przypuszczenia o jej dobrym wykształceniu, choć nie mamy informacji o tym, czy skończyła studia – mówi historyk. Pewne jest jedynie, że po śmierci założycielki zgromadzenia, Thekli von Hünerbein, trzydziestojednoletnia Bertha rozpoczyna kierowanie Salem, a 8 lipca 1904 roku zostaje wyświęcona na diakonisę i obejmuje funkcję przełożonej. Będzie ją pełniła do śmierci. – Z lektury pozostawionych listów Bertha jawi się jako osoba niezwykle skromna, nie eksponuje swojej osoby. Dziękuje wszystkim, nie pomija nikogo, nawet ogrodnika czy szofera, pisze o każdym – nie o sobie – opowiada pani Iwona. – Koszaliński współpracownik, szef szpitala, powie o niej, że była niezwykle opanowana. Miała silny charakter, ale nigdy nie doszło miedzy nimi do konfliktu. Umiała rozmawiać – dodaje.

Jest też mocno osadzona w słowie Bożym. W biblijnych cytatach znajduje potwierdzenie dla wszystkich zamierzeń, działań, wypowiedzi. Także w udzielaniu pomocy pierwszowojennym jeńcom czy późniejszym robotnikom przymusowym.

Mały cmentarz

Wkrótce Szczecin okazuje się za mały dla jej planów. Ambitne zamierzenia potrzebują dużo wolnej przestrzeni. Bertha znajduje ją w Koszalinie. W 1912 roku, po rocznych rokowaniach, podpisze umowę z powiatem koszalińskim, który na ofiarowanym przez miasto gruncie na skraju lasu Góry Chełmskiej zbuduje szpital. W tworzeniu tego dzieła wspierają przełożoną lekarze: stojący na czele szpitala dr Walter Rohleder i szef interny dr August Knorr oraz kolejni pastorzy: Detwig von Oertzen, Paul Evers, Paul Schiller. Ten ostatni w 1943 roku zostanie pochowany na cmentarzyku znajdującym się na skraju kompleksu. To kolejny przystanek.

O tym, że pod złotymi liśćmi spoczywają ludzie, przypomina jedynie ukryty nieco za niskim żywopłotem kamień. Zaprojektował go koszaliński rzeźbiarz Zygmunt Wujek. Tuż obok okaleczony z inskrypcji niewielki nagrobek, przy którym pali się listopadowe światełko. Teren nie znajduje się w rejestrze cmentarzy, ale ekshumacji nigdy nie przeprowadzono. – Nie ma problemu za znalezieniem chętnych do zadbania o to miejsce, ale nie możemy pojawić się nagle na czyimś terenie. Dawniej był to grunt należący do szpitala, obecnie właścicielem jest wspólnota mieszkaniowa – tłumaczy pani Iwona. Po listopadowym święcie na cmentarzyku nie ma zarastających chaszczy ani puszek. Zniknęły jeszcze w październiku, gdy na uroczystość odsłonięcia tablicy przyjechały współsiostry Berthy von Massow.

Ostatni przystanek

Diakonisy zniknęły z miasta wraz z jego niemieckimi mieszkańcami. Ich przełożona jednak pozostała w Koszalinie na zawsze. Zginęła w ostatnich dniach wojny, broniąc młodszych sióstr przed zdobywającymi miasto radzieckimi żołnierzami. – Kiedy front zbliżał się do Koszalina, Bertha zarządziła ewakuację. W tzw. transportach sanitarnych odprawiła do Flensburga ok. 1000 osób: dzieci, pacjentów, większość z ok. 300 diakonis, pastorów z rodzinami. Kiedy Rosjanie wkroczyli do miasta, jednym z pierwszych obiektów, które zajęli, był szpital – opowiada I. Sławińska.

O tym, co się zdarzyło, opowiada kilka wersji. Dzisiaj nie sposób ich już zweryfikować. Jasne jest natomiast, że poturbowana, ranna i chora na czerwonkę przełożona, razem z kilkunastoma towarzyszącymi jej ostatnimi diakonisami, znajduje schronienie w dużym, ceglanym Domu Urliki. Koszalinianie znają go dzisiaj jako Dom Miłosierdzia. Umiera 7 kwietnia 1945 roku o godz. 19.37. Pięć dni później, w ostatniej drodze na drugą stronę ulicy, na której zlokalizowany był stary cmentarz, towarzyszą jej trzy siostry i dwóch jeńców wojennych, niosących trumnę.

Tego przystanku w wędrówce po śladach Berthy von Massow już nie ma. Nekropolia została zrównana z ziemią. Dzisiaj jest tu biblioteka i park. – Brama główna znajdowała się na wysokości dzisiejszego zakładu szklarskiego – podpowiada pani Iwona, nadając kierunek wędrówce. W 2008 roku to, co zdarzyło się w ostatnich dniach wojny i gdzie pochowano diakonisę, miało ustalić śledztwo IPN. – Zygmunt Wujek utrzymywał, że siostry wskazały mu dokładne miejsce pochowania Berthy von Massow. Śledztwo jednak zostało umorzone. Okazało się, że posiadane przez niego informacje są równie ogólne jak te, które znamy z dokumentów przechowywanych w Salem – tłumaczy historyk. – Mamy jedynie informację, że Bertha została pochowana w jakimś grobowcu rodzinnym, trzecim przy głównej alei, po lewej stronie. Więcej nic – dodaje.

Krzyż od księżnej

Mimo urazu głowy oraz czerwonki Bertha von Massow odchodziła z tego świata przytomna. Diakonisy zanotowały jej ostatnie słowa: „Bóg zabiera swoich pracowników, ale ich dzieło pozostaje”. – Nasze zgromadzenie zostało założone 153 lata temu w Szczecinie. Tam zostało rzucone w ziemię ziarno. W Koszalinie ziarno to było podlewane i pielęgnowane przez przełożoną zgromadzenia. Przekazała je potem siostrom na daleką podróż. Dzięki temu mogłyśmy w 1950 roku w Minden zacząć od nowa. Gdyby siostra Bertha była dzisiaj z nami, niewątpliwie byłaby dumna z tego, jak pięknie to ziarno wykiełkowało, wyrosło i jaki przyniosło owoc – mówi Andrea Brewitt, która przyjechała na uroczystość z Minden, gdzie po wojnie osiadły diakonisy Salem, stając się jednym z większych pracodawców w regionie.

Szósta w historii przełożona Zgromadzenia Salem na szyi nosi krzyż, który należał do Berthy. Srebrny krucyfiks, pokryty błękitno-fioletową emalią, ma swoją historię. To prezent otrzymany z okazji dekady przewodzenia diakonisom przez Berthę od księżnej Zofii Charlotty von Oldenburg, żony Wilhelma Eitela Friedricha, księcia Prus, syna ostatniego cesarza Niemiec Wilhelma II.

„Zielony” dom

Kilka lat temu zburzono znajdujący się w centrum miasta budynek – dawny szpital Elżbiety. Służył diakonisom na początku ich posługi w Koszalinie. Ale jest jeszcze inne miejsce na trasie wędrówki śladami Berthy von Massow, do którego warto dotrzeć. – Jest z nim związana historia, której jeszcze do końca nie znamy – podpowiada I. Sławińska. Starsza z odwiedzających w październiku diakonis wspomniała o domu „zielonym” i „żółtym”. Dziwiła się, że miłośnicy przeszłości miasta też o nich wiedzą. – Ten „żółty” to Piłsudskiego 82, niegdyś Danzigerstrasse 78. Od 1937 roku jego właścicielem był dr August Knorr, internista, ordynator oddziału wewnętrznego szpitala, a przy tym bardzo aktywny członek Kościoła Wyznającego, zdelegalizowanego w 1934 roku ze względu na antyfaszystowski charakter. Jego założycielem był Dietrich Bonhoeffer, a najbliższym współpracownikiem koszaliński pastor Fritz Onnasch. Sąsiednia willa pod numerem Danzigertrasse 80 (dzisiaj Piłsudskiego 84) była własnością diakonis i zamieszkiwali ją pastorzy, ale nie posługujący w Salem – opowiada historyk.

Kiedy nazistowskie władze zdelegalizowały seminarium Kościoła Wyznającego w Szczecinie Zdrojach, to właśnie Koszalin stał się jednym z ośrodków kształcenia pastorów. – Czy diakonisy należały do Kościoła opowiadającego się zdecydowanie przeciwko nazistowskiej dyktaturze? Oficjalnie na pewno nie. Nie mogłyby prowadzić swojej działalności. Ale może te domy są częścią tej nie do końca jeszcze poznanej przez nas historii? – zastanawia się.

Dostępne jest 1% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.