W ciągu 24 godzin byliśmy gotowi

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

publikacja 11.03.2022 10:47

Uchodźców z Ukrainy goszczą w domu w Starym Krakowie rodziny z Fundacji "Po Piąte".

W ciągu 24 godzin byliśmy gotowi Już w pierwszych dniach okazało się, że potrzeba kredek, zabawek, gier dla dzieci (zdjęcie ilustracyjne). Józef Wolny /Foto Gość

Szybką reakcją na kryzys uchodźczy wykazała się Fundacja Po Piąte, którą tworzą rodziny okolic Sławska w części skupione wokół ruchu skautowskiego. Głównym celem fundacji jest troska o życie poczęte i rodzinę, dlatego masowa ucieczka ukraińskich matek z dziećmi z ojczyzny poruszyła ich serca. – Wykorzystaliśmy to, że jesteśmy dość dobrze zorganizowani, mamy stworzoną przez lata sieć kontaktów i możemy liczyć na zaangażowanie kilkunastu rodzin – mówi koordynator fundacji Dariusz Wasylew. Jak dodaje, to się stało jak zwykle: przy kawie. – Był problem, trzeba było działać. Szybka narada: ile osób i gdzie jesteśmy w stanie przyjąć. I w ciągu 24 godzin byliśmy gotowi.

Domem dla Ukraińców stał się wolnostojący niezamieszkany dom w Starym Krakowie z trzema mieszkaniami, mogący pomieścić co najmniej 20 osób. Obecnie mieszka tu 18 osób – jedna pełna rodzina oraz matki z dziećmi. Najmłodsze dziecko ma 2,5 roku, najstarsze 16 lat. Pochodzą z Kijowa, Charkowa, Winnicy. Liczba przyjętych osób powiększa się. Uchodźcy przyjęci zostali także na terenie parafii w Sławsku, w najbliższych godzinach do Wielina trafi niepełnosprawny chłopiec na wózku z rodziną.

Dzieci są wciąż przestraszone. Dorośli już mniej, zwłaszcza że przekonali się, że mają tutaj dobre warunki. Widać że chcą żyć, zaczynają rozmawiać o podjęciu pracy, chcą się zaaklimatyzować. Nie chcą siedzieć bezczynnie.

Wolontariusze odwiedzają ich codziennie, przywożą potrzebne rzeczy, produkty, zabawki dla dzieci. Są wśród nich osoby mówiące w języku ukraińskim lub rosyjskim, co ułatwia gościom komunikację w różnych sprawach, w tym urzędowych. Domownicy sami dbają o czystość budynku i obejścia, gotują, a dzięki udostępnionemu internetowi śledzą wiadomości z ojczyzny. No i rozglądają się za pracą.

Wojna to czas, gdy wolontariusz nie może oczekiwać, że jego działania przebiegną według określonego scenariusza. Przekonały się o tym już na starcie osoby, które ruszyły po Ukraińców na granicę. – Trzeba się liczyć z tym, że nie każdy z nich zechce zamieszkać na wsi, z dala od miasta, czy też że w ogóle będzie chciał pojechać w zachodnie tereny naszego kraju – zauważa Dariusz Wasylew.

Ponadto niektórzy chcą skorzystać z pomocy na krótko – na kilka godzin lub dwie doby, by wyruszyć dalej, np. do Niemiec. Inni poszukają swoich znajomych w pobliskich miejscowościach i tam się przenoszą, tak zrobili np. goście fundacji, którzy już odjechali do większego miasta na Pomorzu. – Ważne, by udzielać tej pomocy tak, jak każdy tego potrzebuje, bez pretensji o to, że coś idzie inaczej niż założyliśmy – mówi nasz rozmówca.

W pierwszej kolejności myśli się o dachu nad głową i jedzeniu dla nich. Już w pierwszych dniach wyszło, że potrzeba kredek, zabawek, gier dla dzieci albo wózka i wanienki dla niemowląt, gdy pod dach w Starym Krakowie trafiło 1,5-miesięczne dziecko.

Utrzymanie Ukraińców finansowane jest ze środków fundacji oraz pieniędzy jej członków. Na początkowy apel w mediach społecznościowych, by wspomóc to dzieło darami finansowymi lub rzeczowymi odpowiedziało sporo osób, ale oczywiste jest, że będzie to pomoc długofalowa, dlatego zbiórka trwa nadal. Dzięki nawiązanym kontaktom Fundacja Po Piąte wspiera też ukraińskich żołnierzy. – Udało nam się kupić specjalną tkaninę na odzież wojskową. Transport wysłaliśmy w głąb Ukrainy, tam są ludzie, którzy zajmą się szyciem – zapewnia Dariusz Wasylew. Lada chwila wyruszy następny transport – ze śpiworami, matami, latarkami, środkami opatrunkowymi.

Fundacja Po Piąte świadczy pomoc uchodźcom we współpracy z OSP Sławsko, Szkołą Podstawową i Stowarzyszeniem Kobiet Wiejskich w Sławsku.