Karmel nie jest dla herosów

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 17.07.2022 19:34

O strzałach prosto w serce, duchowym wspomaganiu i luksusie klauzury z s. Agnieszką Teresą od Maryi – Miłującej Obecności – karmelitanką bosą z Bornego Sulinowa.

Karmel nie jest dla herosów 16 lipca 2022 r. s. Agnieszka Teresa od Maryi - Miłującej Obecności złożyła śluby wieczyste. Karolina Pawłowska /Foto Gość

Karolina Pawłowska: Który święty przyprowadził siostrę do Karmelu?

s. Agnieszka Teresa od Maryi – Miłującej Obecności: Teresa od Jezusa. Koleżanka wyciągnęła mnie na dni skupienia prowadzone przez karmelitę i karmelitankę. Tam pierwszy raz dostałam „Twierdzę wewnętrzną” do ręki. Otworzyłam, zaczęłam czytać i to było jak grom z jasnego nieba! Strzał prosto w serce. A kiedy pierwszy raz zobaczyłam habit karmelitański pomyślałam: „Wow! Ja też tak chcę”.

Czyli miłość od pierwszego wejrzenia?

Tak. Chociaż najpierw jedynie czułam, że to właściwy kierunek.

Ale jeszcze nie powołanie?

Ono pojawiło się później, ale bardzo konkretnie. Na którymś kolejnym wyjeździe do klasztoru w Czernej jakaś pani z ławki obok dała mi fragment z Pisma Świętego, mówiąc „To dla ciebie, od Jezusa”. Czytam, a tam fragment z Izajasza:  Bo jak oblubieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie poślubi”. Pomyślałam: „Panie Jezu, to o to Ci chodzi?”.

I już było bez żadnego „ale”?

A skąd! Wiedziałam, że to konkretne wezwanie, ale… chciałam potwierdzeń. Wracam do Wrocławia, idę do kościoła, a ksiądz całą homilię o powołaniu mówi. Myślę: „Dobra, poproszę jeszcze jeden znak”. Kiedy przyjechałam do Bornego Sulinowa, poprosiłam o znak właściwie niemożliwy i… dostałam go. Aż mój kierownik duchowy powiedział: „Ty zważ, o co prosisz”. (śmiech). Nie było wątpliwości, że Pan mnie woła. Wątpliwości dotyczyły jedynie tego, czy dam radę, czy to dla mnie, czy wytrwam. Ale te pewnie nie przestaną się pojawiać i teraz. Pan Bóg zadbał o „wspomaganie”. Od samego początku moja rodzina bardziej wierzyła w moje powołanie niż ja sama. Nawet nie to, że kibicowali, czy popychali, ale przyjęli moją decyzję z przekonaniem, że skoro mam powołanie, to idę do zakonu. To umacniało mnie przez lata w wyborze, niosło mnie.  

Kościół i zgromadzenie w swojej mądrości dają sporo czasu do namysłu zanim powie się to ostateczne, wiążące „tak”. 

U mnie trwało to jakieś 8-9 lat. To dość czasu, żeby doświadczyć życia we wspólnocie… Przepraszam, muszę to powiedzieć. Cud! Słońce wyszło!.

No, pogodę Pan Bóg siostrze mógł rzeczywiście dać trochę lepszą do świętowania… To chyba najbrzydszy dzień lipca.

Jak ze św. Teresą, która spada z wozu, idzie w błocie i zimnie, a Jezus mówi do niej: „Tak traktuję swoich przyjaciół”. Ja to słyszę w uszach dzisiaj od samego rana. I myślę sobie: „No dobra, przyjaciół może i tak traktujesz, Jezu, ale tu są dzieci!”. Pan się w końcu zmiłował nad nimi i dał słońce (śmiech).

Wracamy więc do wspólnoty. Życie klauzurowe jest tak trudne, jak powszechnie się myśli?

To inkubator! Klauzura nie jest dla herosów, ale dla wymagających specjalnej opieki.  Jak ktoś jest taki słabiutki, cherlawy, to Pan Bóg wsadza go do zakonu, żeby dać mu specjalne warunki, bo bez nich by sobie nie poradził. Takie jest moje doświadczenie. Powtarzam moim siostrom, które są żonami i matkami, że wejdą przede mną do nieba. Ich miłość ofiarna jest tak wielka! One tak bardzo modlą się codziennymi obowiązkami. Ja na przykład w luksusie mogę spać w nocy spokojnie, one – wstały już do dzieci przynajmniej kilka razy.

Ale bycie w zamkniętej wspólnocie jest wymagające?

Nie żyjesz wśród aniołów. To było to jedno „ale”. Jak już się zdecydowałam, to jedyne, co trochę mnie powstrzymywało, to obawa, że z jednego babińca wchodzę w drugi. Wychowałam się w domu, w którym było nas pięć sióstr. I mama szósta. Ja wiem, jak się żyje w stadzie.  A tak serio, wspólnota to łaska, to bardziej bycie obdarowanym, niż oddawanie czegoś. Nasze konstytucje dają nam przestrzeń samotności, ale śmiejemy się, że samotność w celi polega na tym, że cela jest samotna, bo nikogo w niej nie ma od rana do nocy.

A dlaczego Borne Sulinowo?

Kiedy już się zdecydowałam, że chcę iść do Karmelu, spotykałam obce osoby - obce! - które powtarzały mi: Borne Sulinowo. A mnie się nawet ta nazwa zupełnie nie spodobała! Pojechałam na spotkanie dla osób posługujących modlitwą wstawienniczą, był tam ojciec-charyzmatyk. Co mnie zobaczył, mówił: „Borne Sulinowo”. Jak mi to 148 raz powtórzył, to się zaparłam. O nie, wszędzie, tylko nie tam! Żaden facet nie będzie mi mówił, jak ja mam życie układać! Borne Sulinowo przekreślone raz na zawsze! Po obronie magisterki wybrałam się z kolegą na piwo. A tu nagle jakaś dziewczyna mówi do mnie: „Borne Sulinowo”. Nawet tu?! Nawet teraz?! Co miałam robić? Żeby nie było, że stawiam opór łasce, wygooglałam to Borne… Załamałam się: nawet strony internetowej Karmelu nie ma! Ale dobra, skoro Jezus się upiera, napisałam maila. I cisza. Ucieszyłam się, bo przecież wiedziałam, że nie chcę do Bornego Sulinowa. Po pięciu miesiącach siostry się odezwały, przeprosiły, że problemy z internetem i zaprosiły do siebie. Przyjechałam i… powiedziałam: albo tu, albo nigdzie!

Karmel to jednak odosobnienie od świata. Choć zastanawiam się, która z nas jest za kratą…

Prawda? Na bieżąco wiemy, co dzieje się w świecie. Bardzo ten świat omadlamy. Docierają do nas wiadomości, ale i czujemy tę duchową walkę, która toczy się za murami klasztoru. Czujemy ją niemal fizycznie, prosząc w intencjach, o które proszą nas ludzie. A z drugiej strony mam poczucie, że włączamy się w modlitwę Jezusa i tak możemy zrzucić ten ciężar. O to chodzi w modlitwie, żeby Jemu oddać nasze sprawy, Jemu je powierzyć i odetchnąć z ulgą.

No właśnie, modlitwa – karmelitańska specjalizacja…  

Czy Jezus nie wie, czego nam potrzeba? Wie doskonale, ale potrzebuje, żebyśmy z tym do Niego przyszli, powiedzieli: „Jezu, ty się tym zajmij”. To niesamowite, że Bóg tak uwzględnia wolną wolę człowieka, a zarazem chce obsypywać go łaskami, prawda? Jak Teresa od Dzieciątka Jezus martwiła się, żeby spadająca na ziemię krew Ukrzyżowanego się nie marnowała, tak powinniśmy się starać nie uronić Bożej łaski. I to jest całkiem proste. Wystarczy rano oddać dzień Jezusowi, żeby stał się modlitwą. A to może każdy, nie tylko mniszka klauzurowa.