Obietnica sprzed 525 lat

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 15.09.2022 10:34

Darłowianie wyszli na ulicę, by prosić Boga o pomyślność dla miasta i opiekę nad jego mieszkańcami. Tak jak wówczas, gdy wielka fala spustoszyła nadbałtycki gród.

Obietnica sprzed 525 lat Jak przed wiekami ulicami Darłowa przeszła procesja pokutno-błagalna. Karolina Pawłowska /Foto Gość

Nad tym, czy było to tsunami, naukowcy dyskutują do dzisiaj. Bez wątpienia jednak była to najpoważniejsza powódź w historii królewskiego miasta Darłowa, o której pamięć trwa nieustannie od ponad pół tysiąca lat. Kataklizm z 1497 r. nazwano „Niedźwiedziem morskim” od przerażającego huku nadciągającej wielkiej fali.

Zgodnie z przekazem proboszcz i burmistrz ślubowali wówczas, że każdego roku po nabożeństwie ku czci Boga, Najświętszej Maryi i wszystkich świętych będą przechodzić z procesją wokół miasta. Tradycję tę przywrócił trzy dekady temu franciszkanin o. Janusz Jędryszek, ówczesny proboszcz parafii Mariackiej.

Zgodnie z obietnicą rady miejskiej sprzed pół tysiąca lat, współcześni włodarze miasta ufundowali woskową świecę, zaś zamiast jałmużny dla biednych, przygotowano pamiątki dla uczestników - woreczki zawierające słodki upominek i muszelki. 

- Te muszle, znajdowane podczas prac budowlanych w mieście, są dowodem na to, że tsunami naprawdę nawiedziło Darłowo - mówi Daniel Frącz z biura burmistrza miasta.

W tym roku procesja wyruszyła po uroczystych nieszporach odprawionych w kościele Mariackim w centrum miasta. 

 - Idziemy, żeby wypełnić tamte śluby, ale jednocześnie prosimy Boga o ocalenie od współczesnych powodzi: alkoholizmu, demoralizacji, obojętności - mówi ks. Bogusław Fortuński, proboszcz parafii św. Gertrudy.

Dedykowany świętej mistyczce kościół stoi na wzniesieniu, na którym mieszkańcy Darłowa mieli schronienie przed wdzierającym się w głąb lądu morskim żywiołem. Tu też odbyła się kończąca przemarsz Msza św., której przewodniczył bp Zbigniew Zieliński. Tegoroczna procesja połączona została ze świętem Podwyższenia Krzyża Świętego.

- Śmierć, która dokonała się na krzyżu to nie tylko cierpienie i nienawiść, ale też miłość, która przez ten krzyż przemówiła. Takie wydarzenia, jak to sprzed 525 lat uzmysławiają, czym może być potop spowodowany złem i grzechem. O ile nieszczęścia świata stworzonego nie zależą od nas, dramaty obyczajowe to wynik naszej niewierności. To dużo większe tsunami, gdy funduje je sobie sam człowiek - podkreślał hierarcha.