Wyjechali ze Skrzatusza bogatsi nie tylko o własnoręcznie wykonane prace. Bez wahania przyznają także, że tworzenie wizerunku Maryi pod Jej czułym spojrzeniem i w gościnnych progach Jej domu to więcej niż tylko szkolenie warsztatu.
Uczestnicy pracowali nad ikoną Matki Bożej Fatimskiej.
Karolina Pawłowska /Foto Gość
Późnym wieczorem, po pięciu dniach wytężonej pracy grupa może odetchnąć: ikony czekają już tylko na pobłogosławienie. Satysfakcję z dobrze wykonanego zadania i owocnie przeżytego czasu zakłóca jedynie świadomość, że… to już koniec. – Tu dziwnie inaczej płynie czas. Miałam wrażenie, że ciągle jest pora jedzenia. Bo wtedy jakbyśmy budzili się i musieli zejść do zupełnie innego świata – śmieje się Iwona Wszółkowska.
Pomoc z góry
Ustecka ikonopisarka przyznaje, że każde spotkanie z ikoną jest wyjątkowe, ale prowadzenie warsztatów w Skrzatuszu było nietuzinkowym doświadczeniem. – Nawet tak przyziemne sprawy jak słaby zasięg – co sprawia, że nie docierają do nas sprawy ze świata, nie przeszkadzają nam, nie wybijają z modlitewnego rytmu. Potem czas, który pozwalał wszystko przemodlić. I wyjątkowość tego miejsca. Wiele dni przed warsztatami prosiłam Maryję, żeby naprawdę tutaj z nami była. Jestem pewna, że dotykając deski pędzlem, nasze ręce miały pomoc z góry – opowiada Iwona.
Dostępne jest 26% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.