Spacer po plaży, gorąca czekolada w kawiarni, kilka godzin spędzonych z przyjaciółmi. Jeden dzień w miesiącu ofiarowany tym, których niepełnosprawność zamyka w domu.
Każdy wyjazd dostarcza niezapomnianych wrażeń zarówno niepełnosprawnym wędrowcom, jak i ich opiekunom.
Archiwum Rycerzy Kolumba z parafii NSJ w Słupsku
Stojące przed kościołem mamy łatwo rozpoznać. Zbijają się w grupę, śmieją, rozmawiają. Ale i nerwowo przestępują z nogi na nogę, coraz niecierpliwiej spoglądają na zegarki. Bus się spóźnia. Gdy tracą z pola widzenia dzieci, nauczone wypatrywania czyhających wszędzie zagrożeń rodzicielskie serca biją trochę szybciej. Choć ich dzieci już dawno dziećmi nie są.
– Pamiętam, jak mi serce drżało rok temu, przy pierwszym wyjeździe. Mieli być o 15.00, jest 15.30, a jeszcze ich nie ma. A ja od 14.00 siedziałam w kościele i próbowałam koronkę odmawiać, ale nie mogłam się skupić i słowa mi się plątały – przyznaje – dziś ze śmiechem – Wioletta Czarniak. Wtedy nikt nie wiedział, jak to będzie wyglądać: niepewni swoich możliwości rycerze, rodzice pełni obaw i tylko dzieci szczęśliwe, że szykuje się przygoda.
Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.