Benedykt XVI - teolog i kontemplatyk

ks. Wojciech Parfianowicz ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 04.01.2023 20:37

O zmarłym papieżu seniorze mówi z ks. prof. Janusz Bujak, dogmatyk, autor licznych publikacji teologicznych, wykładowca.

Benedykt XVI - teolog i kontemplatyk Ks. prof. Janusz Bujak. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Ks. Wojciech Parfianowicz: Gdy porównuje się pontyfikaty Benedykta XVI oraz jego poprzednika i następcy, zwraca się uwagę na rys duszpasterski Jana Pawła II i Franciszka w kontraście z rysem bardziej naukowym zmarłego papieża. Czy to właściwa perspektywa?

Ks. prof. Janusz Bujak: On sam podkreślał, jeszcze jako wykładowca, że najpierw był księdzem, a później profesorem. Wymiar kapłański jego życia był dla niego niezwykle istotny. Oczywiście, jego temperament i zaplecze historyczno-intelektualne było inne od tego, które miał Jan Paweł II, czy ma Franciszek.

Zmarły papież żył aż 95 lat. Czy można to długie życie podzielić na jakieś etapy, które pokazałyby pewną drogę?

Myślę, że można je podzielić na 4 etapy. Pierwszy nazwałbym profesorskim, z krótkim epizodem biskupstwa w Monachium, drugi to etap rzymski i piastowanie funkcji prefekta Kongregacji Nauki Wiary, trzeci to oczywiście pontyfikat i czwarty - okres po rezygnacji, w odosobnieniu.

W komentarzach po śmierci Benedykta XVI dominuje jednak zachwyt nad jego niezwykłym intelektem. Mówi się o nim jako o wielkim teologu, przyrównując go nawet do św. Augustyna. Z pewnością Joseph Ratzinger był wybitnym teologiem. Na czym polega jego wielkość?

Czytając teksty Benedykta XVI w Polsce, odbieramy je inaczej niż na Zachodzie. To, co dla nas jest oczywiste, na Zachodzie niekiedy wywołuje sprzeciw, zdumienie i zaskoczenie. Z czego wynika ten różny odbiór Benedykta XVI, a jednocześnie zgodne przekonanie, że był on wybitnym teologiem posoborowym? Wielu podkreśla, że oryginalność Benedykta XVI wśród współczesnych teologów polegała na tym, że on wyraźnie czerpał z Tradycji. Widział teologię jako pewien ciąg dwóch tysięcy lat czerpania ze skarbca Pisma Świętego i Tradycji. Tam szukał odpowiedzi na pytania współczesnego człowieka. Dla niego bardzo istotne było to, że Kościół nie wymyśla sobie nowych źródeł Objawienia, tylko sięga do Tradycji. Pamiętajmy, że Ratzinger napisał doktorat ze św. Augustyna, a habilitację ze św. Bonawentury. Znał Tradycję, a jedocześnie potrafił o niej pisać w sposób fascynujący dla współczesnego czytelnika. Na tym polega jego wielkość. Gdy czytamy choćby trzy części "Jezusa z Nazaretu", to z jednej strony widzimy tam znajomość najnowszych odkryć egzegezy, a z drugiej strony nieustanne odwoływanie się do Ojców Kościoła.

Z pewnością Joseph Ratzinger nie był teologiem piszącym do szuflady. Jego dzieła zajmują na półce sporo miejsca. Nie był też teologiem hermetycznym, tworzącym tylko dla innych teologów.

Jego wielkość polegała też na tym, że potrafił zdiagnozować, na czym polegają współczesne problemy - relatywizm, życie tak, jakby Boga nie było, budowanie rzeczywistości wbrew chrześcijaństwu - a jednocześnie szukał możliwości dialogu ze współczesnym człowiekiem. Miał odwagę nawiązywać dialog z filozofami nawet przeciwnymi chrześcijaństwu, którzy go jednak szanowali. Przypomnę choćby słynną debatę z Jürgenem Habermasem, przedstawicielem marksizmu, filozofii lewicowej, który bardzo szanował Benedykta XVI i w wielu punktach nawet zgadzał się z nim. To przecież Benedykt XVI zapoczątkował za swojego pontyfikatu inicjatywę Dziedziniec Pogan, a więc platformę spotkań wierzących z niewierzącymi w poszukiwaniu wspólnych płaszczyzn dialogu. Był to więc człowiek, który diagnozował, ale także szukał odpowiedzi i dialogu.

Wspomniał Ksiądz Profesor o tym, że Joseph Ratzinger, czy potem Benedykt XVI odbierany był inaczej na Zachodzie, a inaczej w Polsce, ponieważ coś, co u nas nie wywołuje kontrowersji, tam postrzegane jest inaczej. Co konkretnie miał Ksiądz Profesor na myśli?

Mam na myśli np. podejście do Pisma Świętego. W pierwszym tomie "Jezusa z Nazaretu" Benedykt XVI zrobił doskonałe wprowadzenie do współczesnych metod egzegetycznych. W swoim duchowym testamencie nawiązał do nurtów naukowych, które były bardzo modne, a dziś już niewiele znaczą. Na Zachodzie egzegeza poszła bowiem w kierunku odmitologizowania Pisma Świętego i traktowania go raczej jako zwykłej książki albo interpretowania go w kluczu egzystencjalnym, albo nawet marksistowskim. Natomiast w Polsce takich problemów nie było. Raczej nie mamy problemów z uznaniem, że Pismo Święte jest księgą natchnioną. Na Zachodzie w niektórych środowiskach tak do Biblii już się nie podchodzi. A zatem dla Benedykta XVI, jako teologa fundamentalnego, jednym z ważnych zadań teologii było przywrócenie wiary w Pismo Święte.

Gdybyśmy mieli z całego bogactwa spuścizny Benedykta XVI wyłuskać najważniejsze elementy, to na co trzeba by wskazać?

W całej jego twórczości, która przecież rozpoczęła się, gdy na Zachodzie kryzys odchodzenia społeczeństwa od chrześcijaństwa już miał miejsce i co widoczne było także w samym Kościele, Benedykt XVI cały czas podkreślał, że w teologii prymat Boga jest najważniejszy. Nie dyskusje o strukturach kościelnych, o reformach, ale o istocie. Zwrócenie uwagi na prymat Boga widać w pierwszej jego ważnej książce "Wprowadzenie do chrześcijaństwa" i w kolejnych. Papież bardzo bolał, że po soborze wielu jego kolegów, jak choćby Hans Küng, czy nawet Karl Rahner, zaczęli patrzeć na Kościół przede wszystkim jako na instytucję, którą trzeba zmienić czy zreformować. Benedykt XVI natomiast zawsze podkreślał, że jeśli nie będzie relacji wertykalnej z Bogiem, to ta horyzontalna, między ludźmi, w Kościele, nie będzie pełna. Podkreślał, że nieprzypadkowo pierwszym dokumentem Soboru Watykańskiego II była Konstytucja o Liturgii. Sobór chciał w ten sposób pokazać - mówił Ratzinger - prymat adoracji Boga. Podobnie soborowa Konstytucja o Kościele nosi tytuł Lumen gentium, czyli światłość świata, którą jest Chrystus - przypominał Ratzinger. Kościół, jak mówili Ojcowie Kościoła i co przypominał Joseph Ratzinger, jest jedynie Księżycem – misterium lunae, który odbija światło Słońca. Nie skupiajmy się tylko na Księżycu, patrzmy na Słońce - mówił. W tych dokumentach, także jeszcze w Dei Verbum o Objawieniu Bożym, był dla niego klucz do odczytania soboru. Dlatego z żalem mówił o tym, że Konstytucję o Liturgii zaczęto traktować jako podręcznik do zmian w liturgii, Konstytucję o Kościele jako przyczynek do nieustannych dyskusji o kolegialności w sensie socjologicznym, a Dei Verbum jako zachętę do odrzucenia Tradycji i rozczłonkowania Pisma Świętego. Dla niego adoracja Boga była istotą teologii.

Może właśnie dzięki takiemu podejściu do teologii Joseph Ratzinger nigdy jako teolog nie wykoleił się. Czy jednak były w jego życiu momenty, które można by nazwać jakimś rodzajem teologicznego dryfowania?

Były. Jako młody teolog Joseph Ratzinger trochę zachłysnął się kierunkiem, nazwijmy go, rewolucyjnym. W pewnym momencie także jemu wydawało się, że trzeba skupić się na zmianach w Kościele.

Szybko zobaczył, że takie podejście do niczego nie prowadzi?

Zobaczył to w Niemczech i już w roku 1960 podczas Światowego Kongresu Eucharystycznego w swojej konferencji podkreślał, że to tu jest istota. Widać to u niego także później. Gdy został papieżem, na pierwszym swoim Światowym Dniu Młodzieży w Kolonii zaproponował właśnie adorację Najświętszego Sakramentu. Podobnie uczynił w Sydney i w Madrycie. Kontemplacja, adoracja - to był punkt, do którego on chciał doprowadzić nas, ludzi XX i XXI wieku.

Z pewnością więc ostatnia dekada życia, którą Benedykt XVI spędził wręcz jako pustelnik, na kontemplacji i adoracji, z dala od świata, była dla niego darem. Jego rys kontemplacyjny było też chyba widać w podejściu do liturgii. W jego celebracjach nie było żadnej ekstrawagancji, zwracania uwagi na siebie, przesady, tylko prostota i głębia.

Papież emeryt zawsze podkreślał, że urodził się w Wielką Sobotę, a liturgia była dla niego źródłem życia od samego dzieciństwa. W roku 1934 napisał on w liście do Dzieciątka Jezus (w jego stronach dzieci pisały takie listy, podobnie jak u nas do św. Mikołaja): "Chciałbym dostać mszał, zielony ornat i Najświętsze Serce Jezusa. Chcę zawsze być dobry".

Książka "Duch liturgii" jest chyba doskonałym streszczeniem jego wizji tej sfery życia człowieka wierzącego.

Bolały go bardzo niektóre liturgiczne eksperymenty posoborowe, w których człowiek stawał na miejscu Boga. Joseph Ratzinger zawsze podkreślał, że w liturgii to Bóg ma być na pierwszym miejscu. Trzeba tutaj też wspomnieć jego motu proprio "Summorum Pontificum", w którym przypomniał o ciągłości tradycji liturgicznej i możliwości modlenia się w dwóch formach tego samego rytu. O nic więcej papieżowi Benedyktowi w tym dokumencie nie chodziło.

Który z traktatów teologicznych był dla Benedykta XVI najważniejszy, czy jakoś przez niego szczególnie wybrany?

Myślę, że należą do nich eklezjologia i chrystologia. Na podkreślenie zasługuje też kwestia relacji wiary i rozumu. To były dla niego bardzo istotne tematy.

Co zatem Benedykt XVI mówił o Kościele, co warto byłoby usłyszeć także dzisiaj?

Myślę, że ważne dla niego było patrystyczne sformułowanie, że Kościół jest "Mysterium Lunae", czyli dosłownie tłumacząc z łaciny "Misterium Księżyca" - wspomniałem już o tym wcześniej. Powtarzał, że Kościół jest istotny, jest sakramentem zbawienia, ale nie trzeba go stawiać w miejscu jego Założyciela, czyli Jezusa Chrystusa. Kościół o tyle ma sens, o ile przekazuje Chrystusa. Dla niego Kościół był zawsze faktycznie Ciałem Chrystusa, stąd także mocno angażował się ekumenicznie. Bolały go podziały wśród chrześcijan. Brał aktywny udział w działaniach ekumenicznych, a jednocześnie miał odwagę przyjąć anglikanów, którzy chcieli przejść do Kościoła katolickiego. Wydał przecież dokument "Anglicanorum coetibus" dla tych, którzy chcieli powrócić, nie mówiąc, żeby zostali tam, gdzie byli. Ważny był też jego gest zdjęcia ekskomunik z biskupów tworzących Bractwo św. Piusa X. Tłumaczył to chęcią pojednania w Kościele.

Które dzieło Benedykta XVI jest dla Księdza Profesora osobiście najważniejsze?

Na pewno są to pisma dotyczące właśnie liturgii i Kościoła. Chętnie wracam do "Jezusa z Nazaretu", ponieważ jest to książka dostępna chyba dla każdego. Pokazuje misterium Chrystusa z różnych punktów widzenia: egzegezy, teologii, Ojców Kościoła.

Jak można by scharakteryzować pisarstwo Benedykta XVI?

Jako teolog rzadko w swoich pismach daje odpowiedzi do końca. Raczej pobudza do myślenia, inspiruje. Podejmuje dany temat, wskazuje kierunek, ale rzadko kiedy stawia kropkę. Jako papież zostawił też wspaniałe dokumenty. Triada: wiara, nadzieja i miłość jest obecna w jego encyklikach. Zaczął od miłości w "Deus caritas est", potem dotknął nadziei w "Spe salvi", a następnie, otwierając Rok Wiary z okazji 50-lecia zakończenia Soboru Watykańskiego II, opublikował tekst "Porta fidei". Encyklika o wierze "Lumen fidei" została już podpisana przez papieża Franciszka, ale wyszła jeszcze spod ręki Benedykta XVI.

Czego po śmierci Benedykta XVI będzie nam najbardziej brakowało?

Myślę, że takiego ostrego i zarazem wyważonego spojrzenia na problemy współczesności. Może także wierności Tradycji. Mam nadzieję, że pojawią się nowi teologowie, którzy będą kontynuować jego myśl. Są już tacy. Może z braku Benedykta XVI zostaną bardziej docenieni. Możemy też Benedykta XVI naśladować w pełnym życzliwości oglądzie rzeczywistości świata, w próbach nawiązywania ze światem dialogu, w poszukiwaniu odpowiedzi na współczesne problemy nie tylko w najnowszych źródłach, ale także sięgając do Tradycji, w duchu hermeneutyki ciągłości.

TAGI: