Nie musi być idealna, byle miała otwarte serca i drzwi domu dla dzieci, które pilnie potrzebują bezpieczeństwa i opieki. Czekających jest dramatycznie dużo.
Agnieszka i Waldek cieszą się, że odważyli się na ten krok.
Karolina Pawłowska /Foto Gość
Dominika Tłuszczak nie ukrywa, że sytuacja jest kryzysowa. Choć dzień się dopiero zaczął, już jest po trudnej interwencji. Piątkę dzieci trzeba było w trybie natychmiastowym zabrać spod opieki odurzonej narkotykami matki. Siedmiomiesięczny maluch trafił do szpitala, dla czwórki starszego rodzeństwa szukano miejsc. A tych już zwyczajnie w Koszalinie nie ma.
– Od początku roku do pieczy zastępczej trafiło 52 dzieci. Postanowień jest ciągle bardzo dużo, a my nie mamy już miejsca w rodzinach zastępczych. Nie pojawiają się też nowi chętni, gotowi stworzyć dzieciom tymczasowy dom – przyznaje kierownik działu pieczy zastępczej Centrum Usług Społecznych w Koszalinie. Ambitny pomysł deinstytucjonalizacji opieki okazał się mało realny. W miejsce likwidowanych placówek nie pojawiły się rodziny gotowe otworzyć swoje domy dla dzieci w potrzebie. – Prowadzimy kampanię od dłuższego czasu. Nie wiemy już, jak przekonywać i zachęcać. Zaczynamy więc mówić o pieniądzach. Najniższe wynagrodzenie to 4,1 tys. zł – dodaje D. Tłuszczak. Zawodowa rodzina zastępcza i prowadzący rodzinny dom dziecka mogą też liczyć na szereg świadczeń, środki finansowe na utrzymanie lokalu oraz fachowe wsparcie. – Rodzina otrzymuje koordynatora, który pomaga, oraz cały system wsparcia. Psycholog i pedagog są do dyspozycji. Bycie rodziną zastępczą jest trudne, ale my też kompleksowo do tego przygotowujemy – przyznaje pani kierownik.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.