Jesteśmy posłani

Katarzyna Matejek

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 03/2024

publikacja 18.01.2024 00:00

Przez dwa lata będą chodzić do domów i mieszkań z Biblią i glejtem od proboszcza.

Panie Joanna i Helena z krzyżem misyjnym i zaświadczeniem z parafii. Panie Joanna i Helena z krzyżem misyjnym i zaświadczeniem z parafii.
Katarzyna Matejek /Foto Gość

Członkowie Drogi Neokatechumenalnej z parafii ojców franciszkanów w Koszalinie realizują dwuletnie posłanie na głoszenie Ewangelii po domach. Przed rokiem, na początku akcji, parafianie poinformowani zostali o niej przez proboszcza za pośrednictwem ogłoszeń duszpasterskich, a apostołowie wyposażeni w odpowiednie zaświadczenie i nieduży krzyż. Grupę ewangelizatorów stanowi kilkanaście osób, które przygotowywały się do tego przez lata formacji w Neokatechumenacie. Ruszyli po dwoje – w rozlosowanych uprzednio parach damskich lub męskich. Od zeszłej wiosny przez dwa lata chodzą na wyznaczone przez proboszcza ulice, do domów i bloków, raz w tygodniu lub w innych odstępach czasu. Jedno takie wyjście zajmuje im mniej więcej godzinę. W tym czasie udaje im się wejść do kilku mieszkań albo i żadnego, zależnie od okoliczności; lub przynajmniej porozmawiać w progu z gospodarzami.

Dzieci Boga

Wyjście na osiedle poprzedza modlitwa we wspólnocie – wspólne nieszpory całej grupy i błogosławieństwo kapłana. Potem apostołowie kierują się pod otrzymane adresy. Jak zacząć rozmowę? A przede wszystkim jak w ogóle zdecydować się wyruszyć na misję?

– Najpierw snułam się po domu, robiłam wszystko, by to odwlec – przyznaje Helena Kamińska – ale w końcu zdecydowałam: idę do kościoła. Pomogło mi to, że u nas w kościele wisi duży Chrystus z szeroko rozwartymi ramionami: widzę w Nim otwartość dziecka Bożego. Tego najpiękniejszego tytułu, jaki nosi człowiek na tym świecie, nic nie przebije. Mówię więc Chrystusowi: kładę pod Twoje boskie stopy mój lęk, moje obawy, a nawet odrzucanie mnie przez tych ludzi, do których chcesz mnie posłać. Niech Twój Duch da mi wymowność, bym wiedziała, co do nich mówić. To stąd bierze się potem ta wielka radość. Zwłaszcza z tej pierwszej misji, bo przecież i w życiu pamięta się te pierwsze ważne osoby czy wydarzenia.

Rozmowę z mieszkańcami zaczynają zazwyczaj od informacji, że przychodzą od ojców franciszkanów, by głosić Chrystusa, a następnie pytają, czy gospodarz chciałby porozmawiać na ten temat lub czy życzyłby sobie jakiejś pomocy ze strony parafii.

– Są różne sytuacje. Chodzimy po południu, w niektórych mieszkaniach nie ma wówczas nikogo. Trochę pomaga informacja, że jesteśmy z parafii franciszkańskiej. Jeśli ludzie nie chcą z nami rozmawiać, to odmowy są zazwyczaj grzeczne. Słyszymy: „Nie, dziękuję”, „Nie interesuje mnie to” i często też „Miłego dnia” – mówi Joanna Szutowicz.

W progu

Przed paniami Heleną i Marzeną pojawia się docelowy punkt na mapie osiedla – duży czteropiętrowy blok, 30 mieszkań w każdej klatce.

– Otworzyły się przed nami dopiero piętnaste drzwi. Wcześniej każdy reagował: „Nie, dziękuję”. Pomyślałam – aż taka posucha? Więc mówię: „Marzenka, tu przecież trzeba się modlić do Ducha Świętego” – opowiada pani Helena. – Pomodliłyśmy się. W dwu ostatnich mieszkaniach była już „gloria”. Na progu stanęła starsza kobieta, schorowana. Zapytałyśmy, czy nie chciałaby, aby odwiedzał ją kapłan z sakramentami. Ucieszyła się, zapisałyśmy jej prośbę.

Podobnie było u jej sąsiadki: rozmowa o problemach w rodzinie, świadectwo pani Heleny, która z pomocą Bożą przeszła podobne trudności, modlitwa, przeczytanie fragmentu Ewangelii. Sąsiadka zdecydowała, że umówi się z kapłanem na dłuższą spowiedź, taką po wielu latach. – Ta starsza pani wpatrywała się we mnie jak w monitor. Zapytałam, czy ją przytulić. Chciała. To był piękny moment. Jeszcze przy drzwiach trzymała mnie za ręce – wspomina pani Helena.

Nie jest lekko

Dzielenie się Ewangelią, także tą wplecioną we własne doświadczenia, jest świadomą, przemyślaną decyzją, którą podejmują członkowie Neokatechumenatu, wyruszając na osiedla. To wymagające zobowiązanie.

– Za pierwszym razem czułam ogromny strach. Taki lęk robi z człowieka miazgę – uśmiecha się pani Helena. – Byłam sparaliżowana. Pięć schodów do drzwi szeregowego domku było jak dwa kilometry. Ale chwyciłam za poręcz i upomniałam się: „Nie idziesz sama. Duchu Święty, prowadź!”. Wtedy już z odwagą nacisnęłam dzwonek. Kobieta odmówiła, ale grzecznie. Okazało się, że nie jest to aż takie straszne.

– Faktem jest, że niektórzy traktują nas jak Świadków Jehowy, zresztą żadna odmowa nie jest przyjemna – przyznaje Joanna Szutowicz. – Ale my nie szukamy siebie, bo mamy przekonanie, że posyła nas Duch Święty. A skoro tak, to On daje nam słowo, myśl, wymowę. Mimo lęku czujemy pokój, bo rozumiemy, że nie musimy błyszczeć, wymyślać czegokolwiek. Ale to jest moje świadczenie o Nim. Jeżeli wiem, że jedynie On jest źródłem miłości i wszelkiego dobra i że w Nim znajduję wszystkie odpowiedzi na ważne pytania, a w życiu miałam takich sporo, to chcę dawać to innym ludziom. Ponadto wierzę, że istnieje tchnienie Ducha Świętego, dlatego jeśli czuję pokój w sercu, to się nie waham.

Obawy? Pewnie, że je ma. Na przykład, że spotka swojego ucznia albo jakiegoś rodzica ze szkoły, w której uczy, lub znajomych z pracy, którzy deklarują się jako antykościelni. – A nawet, że trafię na jakiegoś szczekającego psa, bo się ich po prostu boję – wyznaje pani Joanna.

Posłani z Neokatechumenatu mają świadomość, że sam temat Kościoła wzbudza u wielu osób negatywne emocje. – Ostrzegano nas, że mogą być różne trudne sytuacje, ale na razie takich nie doświadczyłyśmy. Kto wie, może jak się w tym wprawimy, to trafimy na „większy kaliber” – śmieje się pani Helena.

– Ja mam takie podejście, jak śpiewał Wojciech Młynarski: róbmy swoje, czyli to, na co powiedzieliśmy „amen” – podsumowuje Joanna Szutowicz.

Stopniowo, ale  konsekwentnie

Droga Neokatechumenalna to propozycja duszpasterska na całe życie. Przygoda z nią zazwyczaj rozpoczyna się od katechez kerygmatycznych, a potem następuje wprowadzanie uczestników w środowisko skupione wokół słowa Bożego i liturgii. Ci, którzy zaczęli odkrywać, że nie są wystarczająco dojrzali w wierze, otrzymują możliwość dalszego wzrostu na Drodze, nie czują się pozostawieni samym sobie, ale przeciwnie – że są podjęci i niesieni przez Kościół.

Neokatechumenat oferuje drogę wzrastania w wierze przez różnego rodzaju etapy: katechezy, skrutynia, ryty, celebracje sięgające do katechumenatu pierwszych wieków chrześcijaństwa. Kolejne stopnie nawrócenia zmierzają do świadomego i głęboko przeżytego odnowienia przyrzeczeń chrztu świętego.

Choć uczestnictwo w Drodze Neokatechumenalnej jest czasochłonne i prowadzi przez wiele wymagających wydarzeń, jak głoszenie Ewangelii w różnych sytuacjach i w miejscach publicznych razem ze wspólnotą lub posłania w małym dwuosobowym gronie do domów i mieszkań ludzi, to dojrzewanie odbywa się etapami – poprzez słuchanie i rozważanie słowa Bożego i głębiej przeżywaną liturgię, co sprawia, że odtąd nie jest ona rozumiana już tylko jako „odprawiona”, lecz jako przestrzeń przemiany ducha. To także odkrywanie wspólnoty Kościoła, pozbawionej anonimowości i obdarzonej łaską, by mimo trudnej niekiedy różnorodności osób trwać w autentycznej jedności.

Trzy dekady

W naszej diecezji najstarsi członkowie Neokatechumenatu rozpoczęli formację w 1992 roku – w Koszalinie i Darłowie. Później powstawały młodsze wspólnoty, z czasem niektóre łączono ze sobą. W Koszalinie funkcjonuje sześć wspólnot: trzy w parafii franciszkańskiej i trzy w parafii pw. św. Wojciecha. Ponadto w diecezji są grupy w Darłowie, Darłówku, Kołobrzegu, Słupsku, Szczecinku, Pile, Ustce, Trzciance i Wałczu. Dwuletnie posłanie koszalinian po domach zwieńczy uroczystość w parafii franciszkańskiej: publiczne wyznanie świadectw wiary. – Takie spotkanie otwarte jest dla wszystkich wiernych i jest to piękny, budujący czas. Byłam świadkiem kilku takich spotkań i niezwykłe jest, jak poruszające historie działania Boga w życiu składają niektórzy – mówi Joanna Szutowicz. – Warto, by więcej osób mogło to usłyszeć, dlatego już teraz zapraszamy wszystkich na takie wydarzenie.

Podobnie uroczysta prezentacja będzie miała miejsce, gdy grupa ukończy – przewidzianą na 30 lat – formację na Drodze Neokatechumenalnej. W ubiegłym roku zakończyły ten długi etap dwie wspólnoty w diecezji – pierwsze wspólnoty z parafii franciszkańskich w Koszalinie i Darłowie, a uroczystym momentem potwierdzenia wierności i otrzymanych łask było odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych podczas Liturgii Wielkiej Nocy w katedrze. Kilkudziesięciu koszalinian i darłowian podkreśliło to przez uczestnictwo w tym wydarzeniu w białych albach, które kilka dni wcześniej przyjęli z rąk biskupa Zbigniewa Zielińskiego. Niedługo potem wspólnoty te przedstawiły się także podczas spotkań w swoich parafiach.

Nie tylko dla wybranych

Co warto podkreślić, Droga Neokatechumenalna, choć wymagająca i angażująca w wielu wymiarach życia, nie jest propozycją dla wybranych, ale dla każdego. Wśród członków Neokatechumenatu są np. tacy, którzy dopiero w wieku dojrzałym, będąc w Drodze, przyjęli sakrament chrztu świętego. Innych, którzy wcześniej żyli w związku niesakramentalnym, formacja, wiara i oparcie we wspólnocie doprowadziły do pełni uczestnictwa w sakramentach – poprzez zobowiązanie do życia w czystości. Są też małżeństwa, które dopiero na Drodze doceniły wartość sakramentalnego związku i – nie mając ku temu przeszkód – zawarły ślub kościelny.

W okresach Adwentu i Wielkiego Postu członkowie Drogi Neokatechumenalnej celebrują wspólnie śpiewaną jutrznię dla wszystkich parafian, a szczególnym staraniem obejmują przygotowanie celebracji Triduum Paschalnego. Katechiści neokatechumenalni, którzy – w ekipach z prezbiterami – prowadzą katechezy w parafiach i zakładają nowe wspólnoty to świeccy, którzy mają rodziny, pracę zarobkową. Nadto czynnie włączają się w działania duszpasterskie: w przygotowanie do sakramentu chrztu świętego, do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania czy posługując w poradnictwie rodzinnym.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.