Kroniki pani Róży

Katarzyna Matejek

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 04/2024

publikacja 25.01.2024 00:00

Jest ich już osiem, pięknie oprawionych. Dokumentują ponad trzy dekady koszalińskiej parafii.

Na zdjęciach sprzed lat może odnaleźć się wiele osób. Na zdjęciach sprzed lat może odnaleźć się wiele osób.
Katarzyna Matejek /Foto Gość

Kronika parafii pw. św. Ignacego Loyoli w Koszalinie być może nie ma sobie równych w diecezji. To starannie zbierane, redagowane i ilustrowane informacje z życia tej społeczności, wydawane cyklicznie w twardej oprawie. W styczniu tego roku wydano kolejny, ósmy już tom. Nic się tu nie zagubi – żadne istotne wydarzenie, zarówno wizytacja biskupia, jak i gest osób, które przynoszą kwiaty do strojenia kościoła.

Od 18 lat kronikarką parafii jest Róża Gorońska, pasjonatka zbierania informacji i podawania ich w estetycznej formie. Zajmuje się tym, odkąd przeszła na emeryturę, czyli od 2006 roku, ale dla celów publikacji przepisała też to, co wcześniej było pisane ręcznie lub na maszynie przez jej poprzedniczkę Barbarę Jeleńską, począwszy od roku 1991, kiedy to erygowano parafię św. Ignacego. – Basia przekonała mnie, że sobie z tym poradzę, byłam przecież szefową wydziału informatyki – mówi o stanowisku w Głównym Urzędzie Statystycznym Róża Gorońska.

Rzetelność i elegancja

Jej pierwszym krokiem jako kronikarki była wizyta u proboszcza, by poznał on osobę, która odtąd będzie kręcić się z aparatem po kościele w czasie uroczystości, rozstawiać statyw, notować w zeszycie fragmenty przemów, kazań. – Przyniosłam księdzu próbkę, jak bym to widziała: tekst ze zdjęciami. Potem, jeszcze krótki czas, kronika miała formę albumu – skanowałam opracowane graficznie strony i wklejałam do albumu lub umieszczałam je w foliowych koszulkach w segregatorze. Bierzmowania, Komunie, pasterki, gwiazdki, Wielkanoc, Boże Ciało i inne uroczystości znajdowały miejsce na kartach kroniki, która co jakiś czas była wydawana w drukarni, w jednym egzemplarzu, w eleganckiej oprawie na kredowym papierze.

Kroniki parafii św. Ignacego w Koszalinie stoją dumnie na półce w kancelarii parafialnej. Wyglądają bardzo profesjonalnie, jednak pani Róża zapewnia, że bycie kronikarzem jest w zasięgu każdego. I nie potrzeba do tego drogiego sprzętu – sama ma aparat fotograficzny starej daty (tyle że bezwzględnie używa statywu, by zapewnić kadrom ostrość), laptop, zeszyt i długopis. Korzysta z legalnego darmowego oprogramowania do obróbki zdjęć, graficznego układu strony i redakcji tekstów, przy czym rozumie, że technika rozwija się szybko i trudno nadążyć za trendami w publikowaniu. Ma za sobą kurs dla fotografów, co roku organizowany przez kurię diecezjalną. Tym, co według niej liczy się jednak najbardziej, to zwracanie uwagi na to, by wszystko dobrze zapisać i zapamiętać, bez przekłamań. Dodatkowo wiele informacji sprawdza sama w internecie, redagując notatki o kościelnym wydarzeniu – dodaje do użytego cytatu jego źródło, np. tytuł encykliki, weryfikuje opisy świętych patronów czy informacje o świętach kościelnych. – Lubię wiedzieć, sprawdzić, zajrzeć do kilku źródeł – zapewnia. – Taki nawyk kronikarki.

Do publikowania w formie cyfrowej przekonał Różę Gorońską bp Krzysztof Zadarko podczas jednej z wizytacji (zresztą wszyscy wizytujący biskupi zauważyli i docenili pracę kronikarską pani Róży). – Gdy pokazałam biskupowi Zadarce grube tomisko naszej kroniki, zwrócił uwagę na nietrwałość tej formy. Pomyślałam: „Jak to? Ja, stary informatyk, nic nie wymyślę?”. I wymyśliłam: że dam radę napisać tekst, zrobić zdjęcia, opracować to graficznie – wspomina. Wzięła sobie to tak mocno do serca, że odtąd nie tylko opracowywała kronikę cyfrowo, ale i zdigitalizowała poprzednie jej tomy, przepisując skrupulatnie rękopisy i maszynopisy. Szczególną trudność sprawiło jej skanowanie tomiszcza dokumentującego powstawanie kościoła, od etapu błotnistej łąki do wzniesionych murów. – To była tak duża i ciężka księga, że trzeba było dwóch osób, by poradzić sobie z nią przy skanerze. Wykorzystałam do pomocy moją siostrę Jolantę, która dobrze rozumiała mój zapał, ponieważ sama jest kronikarką swojej parafii w Poznaniu – opowiada pani Róża, która także niekiedy pisze teksty do tamtejszego tygodnika parafialnego „Dobra Nowina”, na przykład tworzy relacje z parafialnych pielgrzymek.

Zatrzymani w kadrze

Nie brakuje ciekawostek, które można wyłowić, dopiero dokładnie przeglądając strony kroniki. Na jednym ze zdjęć znalazł się, wówczas mający niewiele wspólnego z naszą diecezją, ks. Zbigniew Zieliński – ówcześnie proboszcz parafii pw. Świętej Trójcy w Gdańsku, dziś nasz biskup diecezjalny. Był on gościem w kościele pw. św. Ignacego Loyoli w Koszalinie w 2012 roku podczas święceń diakonatu swojego parafianina – kleryka Tomasza Zabielskiego, dziś wikariusza w parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Kołobrzegu.

Łez, które w poruszających momentach różnych wydarzeń kręciły się niejednemu w oku, na zdjęciach zazwyczaj nie widać, bo trudno uchwycić momenty niezaplanowane. Dumą kronikarza jest, gdy jednak czasem to się udaje. – Bardzo wzruszające były momenty podczas Mszy prymicyjnych naszych parafian, ks. Przemka Głowackiego i ks. Marka Mazgaja, gdy dziękowali oni swoim rodzicom i udzielali im prymicyjnego błogosławieństwa. Wtedy byłam przygotowana i mam te chwile zatrzymane w kadrze, widać je na stronach naszej kroniki – mówi z dumą pani Róża.

Osobny rozdział mogłyby stanowić sympatyczne sytuacje w wykonaniu dzieci, choć z różnych względów pani Róża nie umieszcza takich kadrów w kronice. – Zdarza się, że podczas Mszy św. maluchy biegają po kościele (a za nimi ich rodzice) i czasem chciałoby się burknąć: „Nie biegaj, bo przeszkadzasz”. Ale kiedy taki maluch stanie obok ciebie i uśmiechnie się od ucha do ucha, trudno nie odwzajemnić takiego szczerego uśmiechu – zapewnia emerytka.

Zdalnie też się da

Czego wymagała od niej kronikarska praca, gdy ją zaczynała? – Odwagi w wychodzeniu z aparatem przed wiernych – mówi Róża Gorońska – zresztą dotąd czuję dyskomfort związany z tym, że komuś mogę przeszkadzać w przeżywaniu liturgii, rozpraszać go. Ta trema na początku była spora. Ale czułam, że to moje zadanie, więc mówiłam sobie: trudno.

Upomnienie za kręcenie się po kościele dostała tylko raz, za to od… ks. Jana Kaczkowskiego. Obecnie nieżyjący już, znany rekolekcjonista i propagator idei hospicyjnej, dyrektor hospicjum w Pucku, podczas pobytu w parafii św. Ignacego w 2014 roku podpisywał swoją książkę „Szału nie ma, jest rak”. – Gdy podeszłam i ja do niego, prosząc o dedykację, spojrzał na mnie, rozpoznał osobę, która w kościele robiła zdjęcia, i powiedział: „No, myślałem, że mnie ktoś szpieguje”. Oczywiście to był żart, ale sympatyczny, więc mam po księdzu miłe wspomnienie – uśmiecha się kronikarka.

Pani Róża nie zawsze jest na miejscu, gdy dzieje się coś ważnego. Do swoich zadań przyuczyła koleżankę, Mariannę Stolarz, także emerytkę, która ją zastępuje: zrobi zdjęcie, napisze tekst. – Bez laptopa się nie ruszam, więc nawet będąc na drugim końcu Polski, mogę coś uzupełnić w kronice – mówi pani Róża.

Redaguje także kalendarium na internetowej stronie parafii, gdzie publikowany jest wybór ważniejszych wydarzeń. Plusem internetowej kroniki jest możliwość ekspresowej publikacji materiałów. Koszalinianka cieszy się zwłaszcza z jednej sytuacji, gdy mogła z tego skorzystać – zdarzyło się to ponad rok temu, w czas pogrzebu ks. Kazimierza Mordacza, rezydenta parafii. – Nie było mnie w Koszalinie, ale w bardzo krótkim czasie przygotowałam ponad 200 zdjęć z okresu, kiedy śp. ksiądz Kazimierz pełnił u nas posługę. To był taki mój hołd dla zmarłego kapłana, którego nie mogłam pożegnać osobiście – mówi pani Róża.

Czarno na białym

Czy wszystko się udaje? – Niekiedy jest jakaś specjalna chwila, którą bardzo chce się uwiecznić, a tu, ups, zdjęcie się nie udało. Zdarza się. Choć jesteśmy amatorami, robimy wszystko najlepiej, jak potrafimy. W każdym razie nie spotykam się z negatywnymi uwagami – mówi Róża Gorońska.

Tym bardziej zachęca innych, by prowadzili parafialne kroniki. – To zrozumiałe, że mojemu pokoleniu w tych kwestiach jest trudniej niż młodym, jesteśmy na bakier z techniką, ale wystarczy dobra wola. Każda parafia wiele by zyskała, gdyby ktoś zechciał opisywać wydarzenia, które się w niej dzieją. Co lepsze? Biała plama czy fakty czarno na białym? To przecież są lata, dekady historii. Momenty, do których wraca się w rozmowach, wspomnienia, informacje rzeczowe i te podnoszące na duchu, o tym, że działo się tu wiele dobra – mówi i wskazuje na zdjęcia, gdy kościół, jeszcze przed pandemią, był pełen wiernych – dorosłych i dzieci. To cieszy, bo przecież bywa dziś, że nawet interesujące inicjatywy przechodzą bez większego odzewu. – To trudne, gdy widzę, że do ołtarza ksiądz wychodzi sam, bez ministrantów. Ale nie upiększam rzeczywistości. Pokazuję to, co jest.

Mieć nosa

Kronikarstwo to jedna z kilku pasji Róży Gorońskiej. Przyjemność sprawiają jej również projektowanie okolicznościowych kart i pocztówek, dziewiarstwo maszynowe, haft krzyżykowy. Ale to prowadzenie kroniki daje jej szczególną satysfakcję, bo aby oddać charakter parafii, trzeba być uważnym, mieć nosa, zauważyć czasem pozorne, ale istotne sytuacje. Pani Róża myśli, że w jakimś stopniu to jej się udaje.

– Czasem pozornie nic się nie dzieje w parafii. Ale na przykład ksiądz proboszcz apeluje, by kto może, przyniósł kwiaty do dekoracji, w przedsionku wystawione są wazony. W niedzielę przychodzę i widzę: wszystkie ołtarze udekorowane! No jak nie zrobić zdjęć, jak nie wspomnieć czegoś takiego? – daje wyraz wyczuciu dziennikarskiemu. Skąd je ma? – Moja funkcja kronikarza jest już pełnoletnia, może to dlatego? Wszystko: pracę, czas, środki poświęcam ad majorem Dei gloriam – na większą chwałę Bożą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.