Więcej takich Jurków

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 05/2024

publikacja 01.02.2024 00:00

Rodzina salezjańska i mieszkańcy Czaplinka pożegnali ks. Jerzego Szurgota. W ostatniej drodze wrócił do kościoła, w którym przyjął pierwsze sakramenty, gdzie służył przy ołtarzu i marzył, by zanieść Ewangelię na krańce świata.

Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył ksiądz inspektor Tadeusz Itrych. Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył ksiądz inspektor Tadeusz Itrych.
Karolina Pawłowska /Foto Gość

Spełnił to marzenie, wstępując do zgromadzenia księży salezjanów. Większą część swojego kapłańskiego życia spędził jako misjonarz w Afryce: w Zambii, Zimbabwe, Namibii.

Fach w ręku

W ostatnią drogę wyruszył z kościoła, w którym wszystko się zaczęło. – Tutaj przyjęliśmy sakramenty chrztu, Komunii Świętej, bierzmowania. Tutaj razem służyliśmy przy ołtarzu. Bawiliśmy się w Indian, marząc, żeby kiedyś spotkać jednego z nich. Chodziliśmy do jednej szkoły, siedzieliśmy w jednej ławce. Stąd pojechaliśmy razem do Koszalina do pracy. Byliśmy u jednego majstra, mieszkaliśmy w jednym pokoju w hotelu robotniczym. Tam Jurek uśmiechał się z niedowierzaniem, gdy pisałem podanie do nowicjatu – wspomina ks. Stanisław Pikor przy ołtarzu czaplineckiego kościoła Podwyższenia Krzyża Świętego. – Na drugi dzień spotkaliśmy się tu, na rogu, przy kościele. Powiedziałem, że niosę podanie do proboszcza. Bez wahania powiedział: „Idę z tobą”.

Ich drogi rozeszły się, kiedy ks. Stanisław jako pierwszy ruszył na misje. – Umowa była taka, że spotkamy się w Boliwii. Ale ja wróciłem do Polski, żeby skończyć studia, a on pojechał do Afryki. Potem w każdym liście pisał: „Przyjeżdżaj, bo tu jest praca dla ciebie” – wspomina kapłan. Obaj z wykształcenia byli stolarzami. I od tego ks. Jerzy rozpoczął swoją pracę misyjną. – Chciał ludziom dać fach do ręki, żeby mogli godnie żyć. Dzisiaj wielu jest mu wdzięcznych za pracę – mówi ks. Tadeusz Niedziela. Razem przyjmowali święcenia kapłańskie, razem też pracowali w Afryce, choć jeden na północy, drugi na południu kontynentu. Ksiądz Jerzy od zawsze marzył o odległych kontynentach. – Opowiadał kiedyś, że na lekcji geografii zastanawiał się, jak to jest tam, w dalekich krajach, w Ameryce Południowej, w Afryce. Kiedy składał podanie do nowicjatu, napisał, że chciałby pracować z biedną młodzieżą na misjach. Motyw misji powracał w każdym podaniu – mówi także pochodzący z Czaplinka ks. Mariusz Chamarczuk, dyrektor wspólnoty w Lądzie nad Wartą. Nie ukrywa, że postać starszego współbrata wpisana jest mocno i w jego powołanie. Zresztą nie tylko jego. − Kiedyś rozmawiałem z ks. Bernardem Popowskim, pytając o jego powołanie misyjne. Powiedział, że wzorem dla niego jest Jerzy Szurgot: ciągle z ludźmi, ciągle dla ludzi. I Bernard też taki chciałby być – opowiada.

Afryka w sercu

Gdy w 1984 roku ruszał na Czarny Ląd, należał do pierwszych salezjańskich misjonarzy z Polski. – W wielu miejscach, gdzie dopiero powstawały struktury naszego zgromadzenia, był jednym z pionierów. Był też jednym z pionierów programu Adopcji na Odległość, działającym przy naszym salezjańskim ośrodku misyjnym w Warszawie. Pisał listy, przedstawiał historię dzieci i młodzieży, opowiadał o Kościele. Dzisiaj program jest obecny w 21 państwach w 45 placówkach. Około 13 tysięcy dzieci i młodzieży bez tego wsparcia z zewnątrz nie mogłoby ukończyć szkoły – mówi ks. Jacek Zdzieborski, dyrektor Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie.

Każdy pobyt w Polsce wykorzystywał do tego, by zapraszać ludzi do włączenia się w dzieło misyjne. Tylko z Czaplinka wyjechało do Afryki kilka kontenerów z darami. Inspirował, zachęcał, podpowiadał. Pisał też książki. A mieszkańcy Afryki byli mu za to ogromnie wdzięczni. Dowodem na to, jak wielkim szacunkiem otaczano misjonarza, była przywoływana kilkukrotnie wizyta w Czaplinku zambijskiego hierarchy bp. Chinhsa podczas jubileuszu 25-lecia święceń kapłańskich ks. Jerzego. Na zakończenie kazania biskup powiedział: „Dajcie nam więcej takich Jurków”. Ostatnie miesiące misjonarz spędził w pilskiej parafii Świętej Rodziny. Tu też opowiadał o Afryce, o jej mieszkańcach i posłudze misjonarzy. Zmarł w poznańskim szpitalu 16 stycznia − w 72. roku życia, 43. kapłaństwa i 53 lata od ślubów. – Wiara w świętych obcowanie każe nam ufać, że kiedy modlimy się dzisiaj za Jerzego, on modli się za nas. I prosi, nie tylko do naszego zgromadzenia, ale przede wszystkim o powołania misyjne – mówił ks. Tadeusz Itrych, inspektor pilskiej prowincji salezjańskiej, który przewodniczył Mszy św. pogrzebowej w Czaplinku. Zmarły kapłan spoczął na czaplineckim cmentarzu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.