Być franciszkaninem. Być kapłanem

Katarzyna Matejek

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 10/2024

publikacja 07.03.2024 00:00

Tym, jakie to szczęście, dzieli się po półwieczu trwania w powołaniu o. Witold Regulski.

27 lutego, sanktuarium na Górze Chełmskiej. Ojciec z krzyżem w formie laski w dniu odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych. 27 lutego, sanktuarium na Górze Chełmskiej. Ojciec z krzyżem w formie laski w dniu odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych.
Katarzyna Matejek /Foto Gość

Jubileusz 50-lecia kapłaństwa franciszkanin o. Witold Regulski OFM Conv zapragnął świętować wyjątkowo: zarówno przy ołtarzu, jak i na kolanach – trwając od dwóch lat na modlitwie. Postanowił również uwiecznić w formie książki nie tylko wspomnienia, ale przede wszystkim świadectwo tego, jak cennym darem jest kapłaństwo i zakonne życie. Bo, jak zaświadcza o. Witold, żyjąc w powołaniu do życia zakonnego i do kapłaństwa, można być bardzo szczęśliwym.

Liturgia pełna tajemnic

W kościele ojców franciszkanów w Koszalinie o. Witolda Regulskiego można spotkać przy ołtarzu, w konfesjonale, w rozmównicy. Zakonnik pełni funkcje zastępcy gwardiana klasztoru, asystenta Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, opiekuna wspólnoty Neokatechumenalnej. Jest spowiednikiem i kierownikiem duchowym. Na swój wiek – a liczy już trzy ćwierćwiecza – się nie skarży, przeciwnie, jest całkiem nieźle: ma nieco mniej obowiązków niż młodsi współbracia, co sprzyja modlitwie, lekturze i refleksji. I dziękczynieniu za dar powołania, które rozpoznał bardzo wcześnie.

– Od zawsze chciałem być kapłanem. To zapewne jest związane z wychowaniem w moim domu rodzinnym, zabawami w dzieciństwie, byciem ministrantem i pragnieniem znajdowania się blisko Pana Boga. Bardzo zaciekawiała mnie Msza Święta, wówczas jeszcze po łacinie w tzw. rycie trydenckim, pełna tajemnicy i godności. Intrygowała mnie postawa mojego dawnego proboszcza ks. Mariana Smolińskiego, pełna skupienia i wiary – mówi z przekonaniem o. Witold i wspomina dziecięce zabawy w odprawianie „mszy” z młodszym bratem Andrzejem. – Odprawialiśmy w koncelebrze, wprawdzie każdy miał swój ołtarz, którym był… taboret. Z dwunastu kielichów po naszych zabawach zostały ostatecznie cztery, które dotąd stoją na półce w moim pokoju – wspomina z uśmiechem dzieciństwo spędzone w leśniczówce przy drodze do Rakoniewic.

Uśmiech do Jezusa

To z inicjatywy braci – Witka i Andrzeja – rodzina Regulskich zaczęła wspólnie odmawiać wieczorny pacierz. Bo początkowo chłopcy odmawiali go sami z mamą, a potem, gdy już leżeli w łóżkach, rodzice modlili się w kuchni. – W letnie dni słońce jeszcze przezierało przez szyby, więc nie spaliśmy, tylko słyszeliśmy mamę i tatę modlących się głośno. Powiedziałem do Andrzejka: „Dlaczego musimy mówić pacierz sami, a nie razem z rodzicami?”. Postanowiliśmy powiedzieć o tym mamie. Odtąd każdego wieczoru modliliśmy się wspólnie, a przewodniczył temu tatuś. Tak trwało do śmierci ojca – mówi zakonnik.

Wiele lat później, po śmierci mamy, o. Witold zabrał z rodzinnego domu wyjątkowo cenną pamiątkę – obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa. – To właśnie przed tym obrazem modliliśmy się wszyscy – mówi. – Pamiętam opowieść mamy o czasach, gdy byłem niemowlęciem: kiedy przewijała mnie na stole, odwracałem główkę w stronę tego obrazu i rozkosznie się śmiałem. Bardzo ją zastanawiała moja reakcja.

Habit św. Franciszka

Jako dzieciak Witek żył w zgodzie z kolegami. Chłopcy grywali w skoczka, palanta, klasy, latem kąpali się wspólnie w gliniankach w cegielni, zimą jeździli na sankach i łyżwach. Wielkim przeżyciem dzieciństwa była dla niego I Komunia Święta.

Uroczystość odbyła się w deszczowy poranek. Podczas Eucharystii 10-latek modlił się, by być dobrym księdzem i franciszkaninem – bo już wtedy wiedział, że tego właśnie pragnie.

Na upodobanie do zakonu św. Franciszka wpłynęło pewne zdarzenie. – Do mojego ojca, który był leśniczym, przyjeżdżali różni ludzie, by załatwić drewno na budowę bądź na opał. Między innymi pojawił się człowiek, który był tercjarzem franciszkańskim. Czekając na mojego tatę, opowiadał ciekawie o św. Franciszku i o trzecim zakonie. Wtedy podjąłem decyzję, by pójść do zakonu i otrzymać piękny brązowy habit. W domu była duża księga w czerwonej oprawie ze złoconymi brzegami pt. „Obrazki świąteczne Kościoła Rzymsko-Katolickiego”. Tam pod datą 4 października widniał przepiękny obraz stygmatyzacji św. Franciszka na Alverni i trzynastostronicowy życiorys świętego. Był czas, że ten życiorys umiałem na pamięć – deklaruje zakonnik. Pod koniec szkoły podstawowej podobnie pochłonęła go książka Marii Winowskiej „Szaleniec Niepokalanej” o ojcu Maksymilianie Kolbe. – Umieszczone tam liczne zdjęcia ilustrujące życie braci w Niepokalanowie pomogły mi podjąć ostateczną decyzję: jak najwcześniej znaleźć się w zakonie.

Hokej z rektorem

Do Niepokalanowa odwiozła 14-letniego Witolda mama. – Na furcie klasztornej, drewnianej, o specyficznym zapachu podłogi, przywitał mnie ojciec Ignacy Rejch, rektor niższego seminarium. Swoim wyglądem, zachowaniem i osobistą kulturą zrobił na mnie ogromne wrażenie – mówi o. Regulski. – Po zdaniu egzaminów wstępnych poczułem się jak w domu. Wzrastałem intelektualnie i fizycznie.

Z czasów Niepokalanowa utkwiły mu w pamięci wesołe przeżycia. – Jesienią chodziliśmy na podchody do Puszczy Kampinoskiej. Byliśmy wyposażeni w latarki i sprawdzaliśmy ich zasięg oraz moc, świecąc na wieżę kościoła. Kiedy światło dochodziło do wieży, oznaczało, że latarka jest sprawna i możemy ruszać do lasu – wspomina po latach. – Zimą graliśmy w hokeja z ojcem rektorem na stawie, który zamarzał skutecznie i mogliśmy prowadzić rozgrywki między drużynami małoseminarzystów. Po przerwie świątecznej, spędzanej w domu rodzinnym, wracaliśmy zaopatrzeni w kije hokejowe i odpowiednio przygotowane łyżwy. Ci bardziej zamożni mieli tzw. hokejówki.

Nie dać się zgorszeniu

Ojciec Witold łatwo się wzrusza. Jak przyznaje, zawsze był wrażliwy, zbyt delikatny. Nic więc dziwnego, że kiedy przed 55 laty obłóczono go, wówczas nowicjusza, w wymarzony czarny habit, ogarnęło go roztkliwienie. – Jak zawsze w takich momentach, łzy płynęły mi po policzkach. Z drugiej strony odczytałem to jako krok ku kapłaństwu. Cały proces formacji w nowicjacie przeżywałem jako przygotowanie do niego. Ojciec magister zachęcał nas, czternastu nowicjuszy, do modlitwy w różnych intencjach. Ja wybrałem modlitwę o dobrą śmierć dla siebie i w tej intencji odmawiam codziennie Litanię Loretańską – zaświadcza zakonnik.

Po zakończeniu rocznego nowicjatu pierwsze śluby czasowe – na trzy lata – br. Witold złożył 27 sierpnia 1967 r. Potem rozpoczął studia filozoficzne w wyższym seminarium w Łodzi-Łagiewnikach, a następnie teologiczne w Krakowie. Trudnym doświadczeniem był dla niego głośny w swoim czasie skandal związany z odejściem z kapłaństwa ks. prof. Tomasza Węcławskiego, jako że był on promotorem pracy magisterskiej o. Regulskiego obronionej w 1998 r. na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu (24 lata po święceniach kapłańskich). – Czas ten wspominam jako bardzo owocny z tego względu, że teologia katolicka wzbogaciła moje rozumienie wiary, Kościoła i kapłaństwa. Znamiennym był fakt, że ks. prof. Węcławski, dogmatyk, świetny teolog, który sprawił, że postanowiłem dalej rozwijać się intelektualnie i duchowo, niestety sam opuścił stan kapłański, ożenił się i dokonał aktu apostazji. Osobiście bardzo to przeżyłem. To uświadomiło mi, jak ważne w życiu kapłana jest zjednoczenie z Mistrzem oraz zawierzenie Niepokalanej. Sam dziwiłem się, skąd miałem takie natchnienie, by zaraz po święceniach kapłańskich, w tamten wieczór, zacząć modlić się o wytrwanie w kapłaństwie – odtąd do dziś codziennie odmawiam akt oddania się Niepokalanej autorstwa św. Maksymiliana Marii Kolbego. Skąd wiedziałem? Przecież tak pragnąłem kapłaństwa! A jednak czułem, że muszę bardzo modlić się za to powołanie.

Rozpoznać swój krzyż

Na pierwszą placówkę o. Regulski został skierowany do Koszalina. – Dojechałem tam 31 lipca 1974 roku. Pierwsze wrażenie było wspaniałe: wówczas były to mały kościół i klasztor, skupiający kilku braci z gwardianem o. Pawłem Domańskim. Zostałem katechetą młodzieży i wykonywałem różne powierzane mi zadania. Spędziłem tam dwa lata – relacjonuje franciszkanin. 40 lat później, czyli w sierpniu 2016 r., ponownie trafił do koszalińskiego klasztoru. – Koszalin zastałem poniekąd ten sam, ale zmieniony diametralnie. Zmieniła się architektura, zarówno miasta, jak i klasztoru. Niektórych ulic zupełnie nie pamiętałem. Nowe nazewnictwo, zabudowa, klimat międzyludzki… to wszystko sprawiało wrażenie, jakbym się znalazł w nowej rzeczywistości. Doświadczałem miasta, którego nie znałem.

To tutaj, w Koszalinie, 15 czerwca 2024 roku o. Regulski będzie obchodził Złoty Jubileusz Kapłaństwa. Zakonnik przygotowywał się do tego przez dwa lata; codziennie na kolanach przed Najświętszym Sakramentem i przy ołtarzu. Inną formą jest będąca w przygotowaniu publikacja – ilustrowana książka, zapis przeżyć i Bożych łask udzielanych franciszkaninowi od trzech ćwierćwieczy. Są także posty.

– Posty cenię sobie szczególnie, gdyż sądzę, że są one jednym z istotnych oręży walki ze złem. Ważną rzeczą jest rozpoznanie i przyjęcie osobistego krzyża, gdyż bez tego nie możemy być uczniami Pana Jezusa. Doświadczenia życiowe i trwanie na modlitwie uświadomiły mi, co jest moim krzyżem. Wydaje mi się, że go właściwie rozpoznałem – ocenia duchowny.

Jak podkreśla o. Witold, radość jubileuszu i w ogóle powołania, chce dzielić z ludźmi. Zarówno tymi w klasztorze, w parafii, ale też z pamięcią o tych wszystkich – poczynając od rodziny i nauczycieli wiary – dla których w powstającej książce znalazło się sporo miejsca.

– Każdy człowiek, jest dla mnie niepowtarzalną wartością. Jednych rozpoznaję łatwo, inni stanowią nierozwiązaną zagadkę. Jedni uczą mnie jak żyć, inni – czego unikać. Jednych i drugich Bóg stawia na mojej drodze – mówi z przekonaniem o. Regulski. – Wszystkich ich ogarniam modlitwą, a każde słowo z ich strony dopinguje mnie do jeszcze bardziej ofiarnej posługi w moim kapłaństwie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.