Miłosierdzie nie do ogarnięcia

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 10/2024

publikacja 07.03.2024 00:00

Zrobiła wiele, żeby je zniszczyć. Teraz opowiada o tym, co się dzieje, gdy Bóg wkracza w poranione i pogubione życie.

Swoim świadectwem Marta Przybyła pomagała osadzonym w wielkopostnych przygotowaniach. Swoim świadectwem Marta Przybyła pomagała osadzonym w wielkopostnych przygotowaniach.
Karolina Pawłowska /Foto Gość

Jak było w jej przypadku? − Wywrócił je do góry nogami – przyznaje Marta Przybyła, która dawała świadectwo swojego nawrócenia osadzonym w Zakładzie Karnym w Czarnem. Nie unikając dosadnych porównań, bez owijania w bawełnę dzieliła się wspomnieniem trudnego dzieciństwa z dysfunkcyjnej rodziny i staczania się po równi pochyłej w dorosłości.

Białe kółko

Wielu ze słuchających jej mężczyzn w zielonych drelichach ma podobne doświadczenia. – Mój ojciec uczył mnie nienawiści. Nie byłam chwalona za to, że jestem dobrym dzieckiem. Byłam chwalona, kiedy kogoś dojechałam. „Moja krew!” – mówił tata. Postanowiłam, że będę właśnie taka. Inni będą płakali przeze mnie, ja już przez nikogo płakać nie będę – mówi Marta. Fascynacją okultyzmem zaspokajała brak miłości, pogonią za kasą – potrzebę akceptacji. Nałogi, depresja, brak sensu, a także nękanie przez złe duchy popchnęły ją do granicy, za którą było już tylko samobójstwo. Wtedy spotkała Boga, choć przez 23 lata nie przekroczyła progu kościoła. Namówiona przez znajomych, trafiła jednak na adorację Najświętszego Sakramentu. – Najpierw usiadłam w ławce i miałam totalnie wywalone. Dla mnie to było przedstawienie. Ksiądz ze złotej szafki wyjął białe kółko, wsadził do takiego słoneczka, a wszyscy katole padli na kolana. Banda świrów klęczy przed białym kółkiem! Ale zaczęłam się na nie gapić i wtedy to się stało. Może to brzmieć, jakbym totalnie zwariowała, ale doświadczyłam wtedy wszechogarniającej miłości – opowiada.

Pokruszone serce

Tamtego wieczoru przed Najświętszym Sakramentem rozpoczęło się jej nawrócenie. Zaowocowało przystąpieniem do sakramentu pokuty i pojednania. – Przygotowywałam się tydzień. Spowiadałam – prawie trzy godziny. Wywalałam najohydniejsze brudy, a Jezus powtarzał: „Wybaczam ci”. Nie mogłam ogarnąć takiego miłosierdzia – przyznaje. Decyzja, by pozwolić Bogu wejść w jej poranione i pogubione życie, wszystko zmieniła. Przede wszystkim przemieniła ją samą. Nastawiona na zdobywanie pieniędzy egoistka podjęła pracę w Domu Pomocy Społecznej. Za najniższą krajową robiła rzeczy, których wcześniej nie zrobiłaby za żadne pieniądze. – Zrozumiałam, że hajs to nie wszystko. Pierwszy raz poczułam, że to, co robię, ma jakąś wartość. Patrzyłam na ciężko chore dzieci, zdeformowane, które nie mogły się nawet same przewrócić na bok, o których przez lata myślałam, że należałoby je zabić, i Bóg kruszył moje serce – wyznaje kobieta.

Teraz poznanianka jest wolontariuszką w hospicjum. Przyznaje, że ta posługa uczy ją wdzięczności za najprostsze sprawy. – Dziękuję, że mogę iść samodzielnie do łazienki. Bo widziałam właściciela potężnej firmy, człowieka z dużymi pieniędzmi, kobietą o 20 lat młodszą, który płakał z bezradności, gdy musiałam zmienić mu pampersa. Dziękowałam, że mogę zjeść sama posiłek – jakikolwiek by był. Bo widziałam kobietę po tracheotomii, która bez przerwy oglądała programy kulinarne, żeby przypomnieć sobie smak zupy pomidorowej i makaronu ze szpinakiem – opowiada osadzonym. Hospicjum to też miejsce, w którym oddała się w opiekę Matki Bożej. – Oddałam Jej swoje oczy, żeby widoki nie budziły mojej odrazy. Oddałam Jej swoje usta, bo nie wiedziałam, co mam mówić umierającym. Nawet stopy Jej oddałam, żeby prowadziła mnie do pacjentów, którzy potrzebują mojej modlitwy, a nie do tych, których lubię – wyznaje.

Umieć zapłakać

Dzisiaj jeździ do najtrudniejszych miejsc, głosząc wolność od śmierci, depresji, smutku. Wzywa do nawrócenia i świadczy o wierze w Jezusa, który jest obecny w Kościele i w sakramentach. W ramach wielkopostnych rekolekcji opowiadała osadzonym z Czarnego o nadziei, jaką daje wiara, i zapraszała, by ze wszystkimi swoimi winami, nałogami i zranieniami przyszli do Jezusa. Zapisywali je i w symbolicznym geście zgniecionej kartki składali na ołtarzu. – Widziałem, że wiele serc poruszyło się przed Najświętszym Sakramentem, w kilku oczach pojawiły się łzy. Mimo przeszłości, doświadczeń, konkretnych wyroków. Moment, w którym wyrzekali się zła i podchodzili do Jezusa z deklaracją na ustach, był dla wszystkich, także dla mnie, mocnym przeżyciem – przyznaje ks. Marcin Gajowniczek. – Na ile będzie to trwałe doświadczenie – nie wiem. Ale być może ważne będzie nawet to wspomnienie, że potrafili zapłakać – dodaje kapelan Zakładu Karnego w Czarnem.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.