Czy pieczone przez elfów lembasy mają związek z Eucharystią i jakich wątków chrystologicznych można doszukać się w świecie wykreowanym przez autora „Władcy pierścieni”?
Miłośnicy twórczości pisarza mogli skosztować elfiego chleba.
Karolina Pawłowska /Foto Gość
Między innymi nad tym zastanawiali się w Koszalinie miłośnicy twórczości angielskiego pisarza. Próbowali również, jak smakują przeczytane treści.
Próbowali, i to dosłownie, bo na każdego z uczestników II Koszalińskiego Dnia Czytania Tolkiena czekały lembasy, czyli chleb elfów. – To zasługa mojej żony, która przygotowała te wypieki. Okazuje się, że w internecie można znaleźć przynajmniej kilka przepisów – śmieje się katecheta Sławomir Kaczmarek, inicjator wydarzenia. I – już całkiem poważnie – wskazuje na eucharystyczne implikacje zgodne z rzymskokatolickim nauczaniem między książkowym pokarmem a Chlebem Życia. Lembasy dosłownie podtrzymują życie hobbitów, są tym, czym dla wierzących Eucharystia.
Doktor Łukasz Neubauer z wydziału humanistycznego Politechniki Koszalińskiej odwołuje się do korespondencji, jaką prowadził Tolkien ze swoim przyjacielem Przemysławem Mroczkowskim. – W jednym z tych listów Tolkien miał powiedzieć, że w jakiś sposób lembasy przypominają nam o Chlebie Eucharystycznym. Można doszukiwać się tu swego rodzaju zapowiedzi, przygotowania do sakramentu Eucharystii, podobnie jak ma to miejsce w starotestamentalnej historii proroka Eliasza – podpowiada jeden z uznanych tolkienistów. Sam Tolkien przyznał, że „Władca pierścieni” jest dziełem katolickim, choć nie było to jego zamiarem od początku, z czasem elementy katolickiej wizji świata w najsłynniejszej powieści pisarza zaczęły brać górę.
Tym razem jednak w koszalińskiej siedzibie Civitas Christiana, gdzie odbywało się spotkanie, rozmawiano o mniej znanych utworach Tolkiena, choć i tu nie zabrakło odniesień religijnych. Temat wątków chrystologicznych w „Legendzie o Sigurdzie i Gudrun” podjął dr Łukasz Neubauer. – Większość utworów Tolkiena to historie wymyślone przez niego od początku do końca. Tu mamy do czynienia z czymś innym. Nie zapominajmy, że był on też naukowcem. Legenda to próba uzupełnienia pewnej luki, znajdującej się w manuskrypcie Eddy poetyckiej – mówi koszaliński filolog, przywołując najstarszy zabytek piśmiennictwa islandzkiego, który opowiada o Sigurdzie, pogromcy smoka. Jaki związek ma germański bohater z Chrystusem? – Najważniejszy w tej historii jest motyw walki ze smokiem. Znajdujemy go w wielu legendach całej Europy. Ze smokiem walczą św. Jerzy czy archanioł Michał. Wątek walki z najgorszym złem, jakie uosabia archetypiczna postać smoka, ma ewidentny rys chrystologiczny – mówi dr Neubauer. Odsyła do starotestamentalnych typologii chrystologicznych zapowiadających Jezusa. – Dostrzegając, że Stary Testament przygotowuje na przyjście Chrystusa, zaczęto zastanawiać się, czy mity i legendy mają cokolwiek wspólnego z chrześcijaństwem. Możemy je oczywiście odrzuć jako pogańskie bzdury, ale jak zauważał niejeden z ojców Kościoła i teologów badaczy, także tych, którzy zajmowali się literaturą antyczną i średniowieczną, widać w nich wyraźne paralele z Ewangelią. Widać je również w historii o Sigurdzie. Nie zaryzykowałbym twierdzenia, że jest on figurą Chrystusa, ale pewne elementy, które widzimy w jego historii, opowiedziane przez Tolkiena, są czytelne – wyjaśnia.
Drugi z gości, łódzki badacz angielskiej literatury prof. Andrzej Wicher, omówił jeden z nieco mniej oczywistych aspektów twórczości Tolkiena. – Pojawiły się one już po śmierci pisarza, dzięki działalności jego syna. To też tolkienowski fenomen: można powiedzieć, że po śmierci wydał znacznie więcej tekstów niż za życia – zauważa filolog. Opowiadał o temacie upadku u Tolkiena jako odbiciu zachodniej tradycji katastroficznej. – Moje refleksje zmierzają oczywiście do postawienia zasadniczego pytania, na ile Tolkien jest pisarzem optymistycznym, a na ile pesymistycznym. Tadeusz Andrzej Olszański, wybitny tolkienista polski, określa go jako tego, który odważył się na optymizm w literaturze modernistycznej, która jest przeniknięta duchem pesymizmu. Ja tego optymizmu nie neguję, ale dostrzegam u Tolkiena obsesję upadku, zmierzchu, wywołanego nie konkretną katastrofą, ale zamieraniem z nie do końca jasnych powodów. Oczywiście – zawsze ktoś się ratuje, zawsze jest nosiciel nadziei – zauważa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.