Jestem sama, mam tylko psa. Choroba zbliżyła mnie do Boga. Lubię z Nim pogadać - mówi Barbara z onkologii.
Światowy Dzień Chorego - w koszalińskim szpitalu to po prostu kolejny dzień z chorymi.
W szpitalnej kaplicy pojawia się sanitariusz w czerwonym uniformie. Nie zatrzymuje się. - Kaplica to dobry skrót na oddział - mówi. Faktycznie, przechodząc przez nią, nie trzeba iść naokoło do Wewnętrznego.
Są jednak tacy, którzy wpadają tu z powodu innego skrótu. Przed tabernakulum jest im jakoś bliżej do Niego. - Można się wyciszyć, pomodlić, coś przemyśleć - mówi Stanisław z Ustki, który przyszedł podziękować za udaną operację zatok. - Wreszcie, po tylu latach, mogę normalnie oddychać - cieszy się.
Ks. Piotr Subocz, kapelan, bierze bursę i idzie na obchód. - Ludzie odbierają mnie raczej dobrze. Są wdzięczni. Jeśli nie przyjmują sakramentów, proszą o błogosławieństwo czy modlitwę. Zdarzają się sytuacje, kiedy ktoś mówi: "nie życzę sobie", "pan wprowadza zamęt i straszy ludzi". Wtedy grzecznie życzę dobrego dnia - mówi kapłan.
Nawet wśród wierzących wciąż pokutuje pojęcie sakramentu chorych i obecności księdza jako zapowiedzi śmierci. - Staram się to wykorzeniać, ale czasami nie jest to łatwe. Nawet ci, którzy chodzą do kościoła, potrafią odmówić księdzu słowami: "Nie chcę zapeszać" - uśmiecha się kapelan.
- E tam. Księdza się będę bał? Niech przychodzi nawet codziennie - kwituje takie podejście pan Marian. Po chwili dodaje po męsku: - W razie czego, jestem gotowy. Po minie widać, że raczej nie żartuje.
Wojtek z onkologii widać, że cierpi i głos mu się łamie. Też chce przyjąć sakrament chorych. - Jest poważnie. Rak. Chemia mi nadziei nie da, a Bóg - jak najbardziej. Dla mnie to oczywiste - mówi.
Przed wejściem na kolejny oddział niecodzienna, niestety, reakcja pewnej kobiety. Na widok księdza z bursą klęka tak, jak stoi, przy wszystkich, jedyna. - Przecież to Pan Jezus jest - mówi.
Jej mamę przywieziono po udarze. - Dla mnie to ważne, żeby była w stanie łaski uświęcającej. Cieszę się, że jest ksiądz - mówi pani Iwona.
Lucyna Werner-Kuchta, oddziałowa z Wewnętrznego B, przyznaje bez skrępowania: - Wsparcie duchowe jest szalenie ważne. Pacjenci oczekują na księdza i czują się bezpieczniej z takim wsparciem. Jest to jeden z elementów ułatwiających leczenie. Kiedy widzimy, że jest taka potrzeba, podpowiadamy rodzinie, że można zawołać księdza. Robimy to delikatnie i ludzie są nam za to wdzięczni.
Na pytanie, czy takie postępowanie nie stoi w sprzeczności z ideą świeckiego państwa, doświadczona pielęgniarka odpowiada: - W szpitalu, szczególnie u kresu życia, społeczeństwo jest jak najbardziej katolickie. Rzadko zdarzają się ateiści. Ludzie wracają do Boga.
Potwierdza to Barbara z onkologii. - Kiedyś śmiałam się z koleżanki, że "jak trwoga to do Boga". Sama tego doświadczyłam. Ale choroba naprawdę zbliżyła mnie do Niego - mówi.
Na schodach do kapelana dobiega roztrzęsiona kobieta. - Czy może ksiądz przyjść do mojego syna? Źle z nim. - Właśnie u niego byłem. Proszę się modlić - odpowiada kapłan. - Dziękuję - mówi przez łzy kobieta.
Idąc korytarzem, ks. Piotr Subocz opowiada poruszającą historię. - Na oddziale dziecięcym chodziłem z Komunią świętą. Do małych dzieci też zachodzę, chociaż nie przyjmują jeszcze sakramentów. Modlimy się, błogosławię im. Chodziłem tak po salach i na jednej z nich była babcia z 4-letnim chłopcem. Był jakiś problem gastryczny. Nie chciał jeść, bawić się, wstawać, był markotny. Przeszedłem obok sali i chłopiec powiedział babci: "Przeszedł Pan Jezus". Babcia na to: "Jak to, Pan Jezus? Chyba ksiądz!". Dzieciak do niej: "Nie, Pan Jezus". Zmierzyła mu gorączkę. Nie miał. Potem tam zaszedłem i porozmawiałem z tym chłopcem. Udzieliłem mu błogosławieństwa i dałem obrazek. On go tak bardzo przytulił. Babci akurat nie było. Kiedy wróciła, on znowu do niej: "Pan Jezus był u mnie". Babcia tłumaczy: "Nie, to był ksiądz". Ale chłopak się uparł: "Pan Jezus". Lekarz miał przyjść i powiedzieć, że są słabe wyniki i dziecko musi zostać w szpitalu. Jednak po mojej wizycie ten chłopiec po prostu wstał, zaczął jeść i bawić się normalnie. Po prostu odzyskał zdrowie. Dziecko zostało wypisane do domu.
O godz. 12 w kaplicy koszalińskiego szpitala kilkadziesiąt osób zgromadziło się na Mszy św. Przewodniczył jej ks. Tadeusz Gorla, były kapelan. Wraz z obecnym duszpasterzem udzielili sakramentu namaszczenia chorych wszystkim chętnym.
Podobnie było w wielu szpitalach w całej diecezji.