Dwie siostry zakonne - śmiertelne ofiary wypadku, który wydarzył się 19 lutego na DK 11, w chwilę po zdarzeniu otrzymały sakramenty.
Koszalińska redakcja "Gościa Niedzielnego" dotarła do kapłana diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, który jechał w kolumnie samochodów kilkaset metrów za uczestnikami tragicznego wypadku.
Jak relacjonuje w rozmowie z naszą redakcją, zaraz po zdarzeniu udał się w kierunku rozbitego samochodu. Gdy pozostali kierowcy usiłowali ugasić palący się silnik, on udzielał uwięzionym w pojeździe siostrom sakramentu namaszczenia chorych. Jak twierdzi, nie jest w stanie określić, czy siostry w tym momencie jeszcze żyły. Jednak w takich sytuacjach, gdy istnieje poważna i uzasadniona wątpliwość, co do śmierci człowieka, sakramentu udziela się normalnie.
Duchowny przyznaje, że olej chorych wozi ze sobą w samochodzie od kilku miesięcy. Stwierdza, że jest to dobry zwyczaj, o którego słuszności przekonał się już nie pierwszy raz.
Przypomnijmy. Do wypadku doszło w niedzielę 19 lutego ok. godz. 15 na DK 11 w okolicach Manowa. Zginęły s. Edyta Figura ze Skępego i s. Teresa Żbikowska z Żuromina. Obie siostry były przełożonymi wspólnot sióstr Służek NMP Niepokalanej i katechetkami. S. Edyta pochodziła z Radomia, a s. Teresa z podpłockiej parafii Blichowo.
Ze wstępnych ustaleń policji, do których dotarł Głos Koszaliński, kierujący osobowym volkswagenem mężczyzna, jadąc od Mostowa w kierunku Koszalina, przed Manowem rozpoczął manewr wyprzedzania osobowego fiata, którym podróżowały siostry. Kiedy zjechał na przeciwległy pas ruchu zauważył nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę. Zdecydował się wrócić na swój pas, jednak podczas manewru uderzył w fiata.
Siostra prowadząca samochód straciła nad nim panowanie i uderzyła w nadjeżdżającą ciężarówkę. Obie siostry zginęły na miejscu.