Panna młoda, która nie podoba się panu młodemu... absurd. A jednak, to zjawisko częstsze niż można by się spodziewać... w architekturze. Rozmowa z o. Marko Rupnikiem.
O sztuce sakralnej, pracy artysty, Skrzatuszu i własnej śmierci, w rozmowie z ks. Wojciechem Parfianowiczem, mówi o. Marko Ivan Rupnik, jezuita, teolog, artysta, autor znanych w całym świecie mozaik.
Ks. Wojciech Parfianowicz: Na naszych ziemiach nie mamy zbyt wiele zabytków architektury sakralnej. Sporą część naszych kościołów stanowią budowle wzniesione w ostatnich kilku dziesięcioleciach. Niektórzy mówią, że współczesne kościoły są raczej brzydkie - a przynajmniej wiele z nich. Na pewno bez porównania choćby z gotykiem, czy barokiem. Co to znaczy, że kościół jest brzydki? Czy widział Ojciec wiele takich kościołów?
O. Marko Rupnik: O tak, widziałem wiele brzydkich kościołów. Kiedy kraje chrześcijańskie podbijali muzułmanie, albo kiedy przychodzili komuniści, w kościołach denerwowały ich wizerunki świętych. Zdzierali je ze ścian, albo po prostu zamurowywali, żeby je zakryć. Tak czy inaczej, kosztowało ich to wiele wysiłku, żeby zmienić kościół w coś innego. Tymczasem wiele współczesnych kościołów z łatwością można by zmienić w estradę, zwyczajnie wstawiając do nich np. fortepian. Jest wiele kościołów bez charakteru. W całej naszej tradycji kościół rozumiany był jako obraz, portret, Kościoła przez duże "K". Kościół jest Oblubienicą Oblubieńca Jezusa. Jest jasne, że Oblubienica jest piękna w oczach Oblubieńca.
Pytanie, czy piękny jest Jej portret, który my malujemy. W czym tkwi problem?
Ojcowie Kościoła zawsze podkreślali, że mury, architektura kościoła, mają odzwierciedlać to, co w świątyni się dzieje. Przestrzeń kościoła niejako rejestruje to, co dzieje się w liturgii. A zatem, mury kościoła są mocnym wyrazem naszej tożsamości. Pokazują to, kim jesteśmy.
Nie chodzi więc tylko o samą estetykę wnętrza.
To dynamika liturgii jest fundamentem architektury sakralnej.
Dlaczego więc niektóre świątynie, nawet schludne, estetyczne, nie mają jednak klimatu gotyckich katedr? Przypominają nieraz aulę z krzyżem.
Kościół (świątynia) przestał być miejscem "zamieszkania" wizji teologicznej, a stał się przestrzenią do organizowania praktyk pobożnych. Korzenie tego stanu rzeczy sięgają bardzo daleko w przeszłość. Już wieki temu zaczęły pojawiać się kościoły, które zdradzały tę pierwotną tradycję, zgodnie z którą, przestrzeń kościoła wyrażała tożsamość liturgii i niejako opowiadała Kościół. Nastąpił rozdział pomiędzy: liturgią, teologią, duchowością i duszpasterstwem. Zatraciliśmy integralną wizję chrześcijaństwa. Okazało się nagle, że można uprawiać teologię poza liturgią, sprawować liturgię bez odniesienia do teologii, czy organizować duszpasterstwo, które nie jest wyrazem wizji teologii i duchowości - coś nie do pomyślenia w pierwszym tysiącleciu.
Po Soborze Watykańskim II mówiło się dużo o konieczności inkulturacji. Niestety, nauczanie Soboru zostało przekazane bardziej przez dziennikarzy niż przez pasterzy. W porządku, jeśli inkulturację rozumiemy, jako szukanie nowych form wyrazu dla niezmiennych treści. Zamiast tego, wzięliśmy formy pochodzące ze świata i zaczęliśmy do nich dopasowywać naszą tradycję. Zaczęliśmy przestrzeń liturgiczną dopasowywać do panujących trendów architektury tak, jakby wystarczyło tylko trochę dany budynek poprawić, żeby zrobić z niego kościół.
Czasami wołano mnie do różnych miejsc, gdzie cały budynek kościoła był już postawiony, wszystko właściwie już było, a brakowało tylko decyzji, gdzie umieścić ołtarz, czy ambonę. Kiedy Mojżesz otrzymał od Boga zadanie zbudowania Przybytku, pierwszą rzeczą, jaką Bóg mu przekazał, było miejsce umieszczenia Arki Przymierza. W projektowaniu kościoła wychodzi się od ołtarza, a nie od całej reszty. Ołtarz, ambona, miejsce przewodniczenia, chrzcielnica - to są elementy, które decydują o całej strukturze budynku.
Może dzieje się tak dlatego, że czasami liturgię traktujemy za bardzo funkcjonalnie. Przestrzeń kościoła ma służyć po to, żeby dobrze zorganizować wydarzenie Mszy św.
Liturgię rozumiemy na sposób socjologiczny. Pytamy się, jak zgromadzić ludzi razem. Tymczasem, to teologia decyduje, jak zorganizować przestrzeń w kościele. Czasami, np. w przypadku chrzcielnic, zwycięża współczesna zasada emancypacji. Wszyscy muszą widzieć wszystko. Gdzie więc udziela się chrztu? Przed ołtarzem, nieraz nawet w misce, żeby wszyscy widzieli. Kto powiedział, że wszyscy muszą widzieć wszystko?
Czasami w świątyniach umieszcza się wątpliwej jakości dzieła, albo wręcz banery z różnymi informacjami, albo z wizerunkami świętych, czy nawet samego Jezusa Chrystusa. Co ma prawo trafić do prezbiterium?
Jan Paweł I, jeszcze jako Patriarcha Wenecji, przy okazji procesu beatyfikacyjnego pewnego rzeźbiarza, przypomniał, że sztuka w Kościele nie jest autonomiczna. Wszyscy wchodzimy do Kościoła przez chrzest, czyli przez śmierć. Podobnie, wszystko inne, co wchodzi do kościoła, musi umrzeć.
Problemem dzisiaj jest to, że współczesna sztuka jest subiektywna i opiera się na jednostce. Jest wyrazem konkretnego indywiduum (artysty). Ale to nie ma nic wspólnego z liturgią. Ta bowiem zawiera esencjalną i fundamentalną obiektywność Chrystusa. Liturgia jest obiektywną obecnością i działaniem Ducha Świętego.
Oczywiście sztuka w liturgii w jakiś sposób odzwierciedla także czynnik kulturowy, uwarunkowania danego czasu, gusta, ale to wszystko nie może stać się zasłoną, która uniemożliwia mi zobaczenie tego, co istotne.
Jeśli na zasłonce, która wisi na oknie, namaluję to, co widać przez to okno, nie będę już więcej widział świata przez okno, tylko to, co namalowałem. Niektóre rzeczy obecne dzisiaj w liturgii stały się właśnie czymś, co tak naprawdę przysłania tajemnicę, która się dokonuje.
Mówi Ojciec, że sztuka i artysta, aby móc trafić w przestrzeń sakralną, musi umrzeć. Czy Marko Rupnik też umarł?
Im dalej mijają lata, tym bardziej jestem świadomy, że w mojej pracy artystycznej zalała mnie fala łaski Bożej, która przewyższa mnie we wszystkim. Kiedy Jan Paweł II poprosił mnie, żebym zaprojektował wystrój kaplicy Redemptoris Mater, przychodziłem tam codziennie i czułem się jakby prowadzony. Miałem wrażenie, że robiłem coś, co nie pochodziło ode mnie, ale co było mi dawane. To, co możemy zrobić my, artyści, to oczyszczenie. Chodzi o to, żeby oczyścić się w taki sposób, aby mogła przez nas przepływać łaska.
Dla mnie, wiele lat temu, przełomem był moment, kiedy zrozumiałem, że sztuka jest smokiem, który może artystę zniszczyć. Człowiek staje się sławny, robią mu wystawy, piszą o nim, jego imię jest na ustach wszystkich. Poszedłem do Bazyliki św. Pawła. Długo się modliłem, aż w końcu ofiarowałem Panu wszystkie moje pędzle i farby oraz sam talent. Wróciłem do domu i zamalowałem na czarno wszystkie moje obrazy, które znajdowały się w pracowni. Było ich ok. 40. Przestałem malować na wiele lat. Malowałem tylko w sercu i modliłem się: "Panie, uwolnij mnie przez Ducha Świętego ode mnie samego. Największym wrogiem Twego dzieła jestem ja".
Potem przyszła zmiana. Generał mnie wezwał i powiedział: "Nadszedł czas, żebyś wrócił do sztuki". Następnie Jan Paweł II zlecił mi pracę w kaplicy Redemptoris Mater. Poczułem zmianę. Inną rzeczą jest chęć zrobienia czegoś, która wypływa z nas, od bycia posłanym. Wcześniej to ja chciałem być artystą, a potem wezwał mnie Kościół. To jest zasadnicza różnica.
Odwiedził Ojciec nasze diecezjalne sanktuarium w Skrzatuszu. Jakie wrażenie wywarło na Ojcu to miejsce?
Pierwsze wrażenie zrobiło na mnie samo usytuowanie sanktuarium, na równinie. Jest coś pięknego i eleganckiego w tej jakby nieproporcjonalnej wysokości świątyni wyrastającej z ziemi. Sprawia wrażenie Oblubienicy, która czeka na Oblubieńca. Jakby czekała na coś, co ma się wypełnić.
W środku tej świątyni dotknęło mnie to, że nie znalazłem w niej nic niepotrzebnego, przesadnego. Wszystkie elementy zdają się być na swoim miejscu.
Poruszające jest też oblicze Matki Bożej. Wszystkie Madonny, które czcimy na przestrzeni wieków, mają w swoich obliczach coś tajemniczego. Ta też jest taka. Prostota i elegancja.
Pieta skrzatuska nie jest jednak znanym dziełem sztuki. Nawet nie wiadomo, kto ją wyrzeźbił.
W sanktuariach jest inne spojrzenie na sztukę. Nie mamy wielkich sanktuariów, w których czci się wizerunki ze sławnymi autografami. Indywidualizm artysty to fiksacja porenesansowa. Czasami ludzie przychodzą oglądać nie to, co na płótnie, tylko podpis na nim. Kościół ma inne spojrzenie. Jesteśmy jak położne. Kiedy dziecko się rodzi, nie jest podobne do położnej i nie będzie nosiło jej imienia. Staramy się pokazać światu Boga, nie nas samych.
o. Marko Ivan Rupnik odwiedził diecezję koszalińsko-kołobrzeską 8 marca. Relacja ze spotkania TUTAJ. Jego mozaiki znajdą się w sanktuarium w Skrzatuszu oraz w kościele pw. św. Krzysztofa w Szczecinku.