Jak co roku, w pierwszą niedzielę lipca, w Skrzatuszu dziękowali Bogu za trzeźwość - własną i swoich najbliższych.
Przyjechali z różnych stron diecezji: z Drawska Pomorskiego, Złocieńca i Czaplinka, z Piły, Szczecinka, Czarnego. Z przyjaciółmi z klubów abstynenckich i indywidualnie. Jak mówią, u stóp Matki Bożej Bolesnej, łatwej wybaczać otrzymane zranienia, łatwiej też za nie przepraszać.
Podczas dorocznej pielgrzymi prosili o pomoc w trwaniu w dobrych postanowieniach, o wybaczenie i zrozumienie ze strony współuzależnionych członków rodziny.
Uśmiechnięty pielgrzym przedstawia się krótko: alkoholik Tadeusz. Jest trzeźwy od 12 lat. Co roku przyjeżdża ze Złocieńca w pierwszą niedzielę lipca do Skrzatusza.
- Ja Matkę Boską proszę o każde następne trzeźwe 24 godziny. Ona pomaga podnieść się z kolan. Kiedyś byłem skłócony z Bogiem. Dopiero w stowarzyszeniu się przeprosiłem. Wiele dały mi pielgrzymki: do Skrzatusza, do Lichenia, do Częstochowy. Można więc powiedzieć, że u Matki Boskiej wymodliłem swoją trzeźwość. I wyprosiła ją dla mnie moja żona. Samemu nie da się rady. Dopiero z Panem Bogiem i ze wspólnotą uwierzyłem, że mogę to zrobić - wyznaje mężczyzna.
Pątnicy prosili również, by Matka Boża uczyła ich miłości większej niż uczucia, które można po ludzku zranić.
- Czy jako uzależniony, współuzależniony, dorosłe dziecko alkoholika, czułeś się kiedyś okradziony? Bo ja tak. Czułem się okradziony z miłości do ojca, okradziony z miłości do Pana Boga, bo ja nigdy jej nie poznałem. Mama zawsze mówiła: szanuj ojca. Ale jak można kogoś szanować i kogoś, gdy się tego człowieka boisz? Jak rozmawiać, gdy się go nie zna. Jak wyciągnąć dłoń, kiedy on wyciąga pięść? Jak wyjść z dobrym słowem, gdy on cię zbluzga? Możemy dużo rzeczy wyciągać przeciwko naszym uzależnionym ojcom, matkom, mężom. Ale i sobie mamy wiele do zarzucenia, wypominając trzeźwiejącemu ojcu czy mężowi, jaki był wcześniej, ile rzeczy popsuł. Nienawidzimy. Nad tymi wszystkimi naszymi relacjami jest coś więcej, jest relacja z Panem Bogiem - mówił o. Mirosław Kurkiewicz, który przewodniczył Mszy św. sprawowanej w intencji pielgrzymów z Ruchu Trzeźwościowego. Salezjanin z Piły dzielił się również świadectwem swojego życia jako syna alkoholika.
- Patrząc na cierpienie Chrystusa, łatwiej się wybacza, łatwiej znajdować dobro w każdej sytuacji. Maryja jest naszą wspomożycielką, do Niej się uciekamy, bo uczy nas pięknej, cierpliwej miłości. Uczy nas prawdziwej miłości, czyli relacji z Panem Bogiem - dodaje o. Kurkiewicz.
- To prawda, że alkohol okrada z miłości. My uczymy się na nowo kochać. Właśnie dlatego przyjeżdżamy tutaj, żeby się uczyć: pod krzyżem, razem z tymi wszystkimi ludźmi, którzy są z nami. To daje siłę - mówi pani Joanna, która pielgrzymuje razem z mężem i synem.
- Po tym wszystkim, co przeszliśmy nasze uczucia są głębsze, mądrzejsze. Jest więcej szacunku w domu, spędzamy czas razem, chociażby tak jak dzisiaj. Pewne rzeczy musiały się wydarzyć. Ja akceptuję to, że mam męża alkoholika. Pod krzyżem łatwiej to odkrywać - przyznaje.
- Łatwiej też trwać w trzeźwości - dopowiada z namysłem pan Dominik.
Ojciec Mirosław prosił pielgrzymów, by nie bali się obchodzić jubileuszy trzeźwości we wspólnotach parafialnych.
- To ważne, żeby mówić o tym, że Pan Bóg daje łaskę nawrócenia, podnosi z upadku. Problemów alkoholowych w naszych rodzinach, w naszych parafiach jest bardzo wiele. Alkoholizm dotyka niezależnie od wieku, wykształcenia, środowiska. Dlatego to takie ważne, żeby dawać świadectwo, że z pomocą Boga można się podnieść - dodaje salezjanin.