Młoda kobieta wrzuca tabletkę do butelki z napojem. - Ja mogę ci zapewnić znacznie lepsze doznania - zagaja jeden z chłopaków w czerwonej koszulce. Za chwilę opowiada, czego sam doświadczył, gdy... Bóg zaczął działać w jego życiu.
Do zachodu słońca ewangelizatorzy śpiewają, tańczą, rozmawiają z przechodniami i rozdają ulotki. Najtrudniejsza praca to piątkowy i sobotni wieczór, gdy w pobliskim amfiteatrze zaczynają rozbrzmiewać festiwalowe dźwięki. Nie tylko ich zażywają uczestnicy festiwalu.
Młoda kobieta wrzuca tabletkę do butelki z napojem. - Ja mogę ci zapewnić znacznie lepsze doznania - zagaja jeden z chłopaków w czerwonej koszulce. Za chwilę opowiada, czego sam doświadczył, gdy... Bóg zaczął działać w jego życiu.
- Wtedy przychodzi diler i zaczyna się wydzierać. Aż kipiał gniewem, złością i adrenaliną. To było coś niesamowitego. Na szczęście takich reakcji jest niewiele, w większości spotykamy się z dużą życzliwością i otwartością na to, co mówimy - mówi Magda Plucner ze Szkoły Nowej Ewangelizacji diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, organizującej „Przystań z Jezusem”.
Od 8 lat, a pod tym szyldem od 5, ewangelizatorzy na jeden weekend rozstawiają swoją scenę i nadmuchiwany kościół przy kołobrzeskim amfiteatrze. Idą z Dobrą Nowiną do mieszkańców kurortu, wczasowiczów i uczestników festiwalu muzyki elektronicznej Sunrise Festival.
- Dobrej zabawy wam życzymy i za was się modlimy! - zapewnia zmierzających do amfiteatru Beata.
Ktoś odkrzyknie: „Dziękuję!”, ktoś zapewni, że też się modli, a inny przystanie.
- Jeszcze nigdy tyle razy całego kerygmatu nie przerabiałam na ulicy! - przyznaje ze śmiechem Beata Oleksiewicz. W tym roku napis na czerwonej, charakterystycznej koszulce ewangelizatorów zapewnia przechodniów, że Jezus o nich walczy. Oni też walczą o każdego mijanego człowieka. Miłością.
- Uśmiech, spojrzenie z miłością i nawet negatywne, bojowe nastawienie się zmienia. Nie jesteśmy tutaj, żeby kogokolwiek potępiać - zapewnia ewangelizatorka.
- Ludzie potrzebują naszej modlitwy. Doświadczam tego na każdym kroku. Nie potrzebują naszych mądrości, słów, ale naszej modlitwy. Nie mamy osądzać, krytykować, zastanawiać się, tylko okazywać miłość. Z tym nas Bóg tu posłał - dodaje Aneta Wasiluk.
Sobotnie popołudnie wypełniły koncerty na scenie przy kolorowym kościele, świadectwa, pantomimy, w tym roku także loteria fantowa i zabawy dla najmłodszych. Nocą na scenie trwa cicha adoracja Pana Jezusa. Reszta ewangelizatorów rusza do akcji.
Na brak pracy nie narzekają też kapłani z „Przystani”. - Niesamowitym doświadczeniem jest pustka, na którą się trafia. Brak odzewu czy nawet zaczepki, która może być punktem wyjścia do rozmowy. Zupełna obojętność, spowodowana nie tylko alkoholem, narkotykami czy transową muzyką. Potrzeba znacznie więcej niż w innych miejscach, żeby ci ludzie zrzucali maski. Ale kiedy to zrobią, zaczynają się poważne i ważne rozmowy, są też piękne spowiedzi - mówi ks. Andrzej Zaniewski, jeden z 4 posługujących w tym roku podczas ewangelizacji kurortu.
- To jak spotkania Jezusa z Nikodemem! Kiedy robi się ciemno, zaczynają się rozmowy, pytania o sens życia, o wiarę, o Pana Boga - przyznaje s. Pia, jedna z setki ewangelizatorów biorących udział w akcji. Przyjechała ewangelizować nad morzem z Przemyśla. Przyczepione do welonu nad czołem białe litery zapewniają każdego o miłości Jezusa, a duża marionetka, którą dźwiga zakonnica, przybija piątki przechodniom. I przyciąga uwagę.
- Patrzą na nas i dziwią się, że my tak świetnie się bawimy... na trzeźwo. Pytają, jak my to robimy - śmieje się siostra Opatrzności Bożej.
To dobry punkt wyjścia do rozmowy. - Nikogo na siłę nie przekonujemy, nie nawracamy, nie potępiamy. Dzielimy się tym, co mamy, czego sami doświadczyliśmy - mówi s. Pia.
- Podchodzą, bo widzą, że jest ktoś, kto ich wysłucha. A oni potrzebują opowiedzieć o swoim życiu, o pogubieniu. My się za nich modlimy. I siejemy, nie nastawiając się na natychmiastowe owoce, ale wierząc, że one będą - dodaje.