„Najlepszy muzyk wśród fotografów i najlepszy fotograf wśród muzyków” – tak żartobliwie powiedziano kiedyś o Mateuszu Otrembie, czyli Mate.O, którego koncert odbył się 16 listopada w kościele akademickim Chrystusa Dobrego Pasterza w Pile.
Organizatorem koncertu było pilskie duszpasterstwo akademickie. Mate.O zagrał akustycznie w duecie z gitarzystą Tomkiem Lipertem znanym ze współpracy m.in. z De Mono, Marylą Rodowicz czy Ryszardem Rynkowskim. Sam Mate.O, natomiast, ma za sobą wiele lat pracy nie tylko jako wokalista, ale i autor piosenek. Jego muzyczna kariera zaowocowała trzema autorskimi albumami (m.in. „Totalne Uwielbienie”), a jego współpraca z zespołami TGD oraz New life’m sześcioma kolejnymi płytami. – Obok systematycznych spotkań duszpasterstwo stwarza i takie okazje, aby dzięki zaproszonym gościom nie tylko dać szansę do głębszego przeżycia artystycznego, ale pokazać ludzi, którzy swoimi pasjami i wrażliwością głoszą Dobrą Nowinę, choćby właśnie jak MateO. na scenie – wyjaśnia ks. Remigiusz Szauer, duszpasterz akademicki w Pile.
Jeśli ktokolwiek jeszcze nie dowierzałby pochwałom talentu muzycznego Mate.O, po tym koncercie nie mógłby już mieć żadnych wątpliwości. Mateusz, radosny i serdeczny człowiek, przywitał pilską publiczność piosenką „Zapominam siebie”, która spokojnie wprowadziła nie tylko w klimat samego koncertu, ale także modlitwy. I już przy drugiej piosence Mate.O porwał słuchaczy. Niektórym nie wystarczyło samo klaskanie w rytm wybijany przez gitary – trzeba było wstać i trochę się poruszać. Żywe, radosne rytmy porwały do końca. Ten koncert wymagał jednak także trochę skupienia, ponieważ trzeba było dzielić uwagę i podziw między przepiękne brzmienie dwóch idealnie zgranych gitar, niebanalne i głębokie, choć proste teksty oraz modlitwę, która zdawała się płynąć razem z muzyką prosto z serc artystów. Na tę muzykę, na tę głębię nikt nie pozostał obojętny. Każdy włączył się tak jak potrafił – śpiewem, klaskaniem, przytupywaniem nogą czy choćby kiwaniem głową.
Swoją muzyką, przeplataną jego przemyśleniami, Mate.O opowiedział nie tylko o swojej miłości do Boga i Jego miłości do nas, ale także przedstawił trochę siebie i swoją rodzinę. Kołysanka dla syna artysty poruszyła każde serce, a piosenka o dziadku Wincentym, pszczelarzu i hodowcy ziół, jeszcze po koncercie odbijała się echem pomiędzy publicznością: „tyle w życiu niosłeś, a jesteś lekki, coraz lżejszy jak ptak...”.
W czasie tego koncertu każdy usłyszał i przeżył co innego, ale jedno jest pewne: były to przeżycia niesamowite, takie, które na pewno pozostaną w pamięci na długo. Anię (l. 15) poruszyło poczucie więzi i wspólnego celu. – Poczułam wspaniałą atmosferę, razem stworzyliśmy wspólnotę. Wielbiliśmy Boga radosnym wspólnotowym śpiewem. Oprócz wspaniałych piosenek mogliśmy usłyszeć kilka budujących słów o doświadczaniu Zbawiciela w naszym życiu. Był to bardzo miły czas, gdy choć na chwilę mogliśmy oderwać się od codziennych zajęć i usiąść u stóp Chrystusa – opowiada. Na Pawle (l. 15) wersja akustyczna zrobiła ogromne wrażenie: – Akompaniament i solówki gitarowe były niesamowite. A teksty ''mega'' poruszające i dające do myślenia – powiedział po koncercie.
– Najbardziej zapamiętałem niecodzienne brzmienie gitary, bo przecież nie zawsze ma się okazję usłyszeć takie dźwięki, jak dla mnie fajne dźwięki – dodaje Bartek ( l. 20). Klaudię (l. 17) natomiast wzruszyło uczucie, jakim Mate.O darzy swojego dziadka. – Było wspaniale – piosenki były bardzo żwawe i można było do nich poklaskać czy poruszać się. Ale najbardziej spodobała mi się piosenka o dziadku Wincentym, ponieważ była taka prosto z serca i pokazywała, jaki ten człowiek jest ważny dla tego artysty – powiedziała.
Profesjonalna muzyka i niezapomniane w ocenie słuchaczy chwile pozwoliły nie tylko odetchnąć po pracy i zrelaksować się, ale także posłuchać muzyki, w którą ktoś wkłada całego siebie i całą swoją miłość do świata i Chrystusa
Mate.O umożliwił każdemu odnalezienie w swojej sztuce czegoś dla siebie oraz zanurzenie się w „totalnym uwielbieniu”. – Sądzę, że koncert jak najbardziej się udał, a gromkie brawa i słowa podziękowania mówią same za siebie – dodaje Ania.