– Nie kropią nas wodą święconą przed każdą lekcją, nie mamy na korytarzach konfesjonałów i naprawdę to nie klasztor. A my nie mamy nad głowami aureol – uczniowie słupskiego „katolika” gładko rozprawiają się z mitami o swojej szkole.
Nie tylko z okazji jubileuszu przekonują, że nawet doskwierające niekiedy mundurki noszą z dumą.
Bezstresowo
Trzeciego dnia testowych zmagań spodziewam się zobaczyć wymęczonych, zestresowanych gimnazjalistów. Nie w „katoliku”. – Jaki stres? Nawet nie było tak trudno. Tu przez trzy lata nie dało się ściemniać, więc przed testami strachu nie było – przekonują trzecioklasiści. Nic dziwnego, przygotowując się do pierwszego tak ważnego egzaminu w życiu, napisali po pięć prób z każdego przedmiotu. Wiedzieli, czego mogą się spodziewać.
– W małej szkole jest lepszy kontakt z nauczycielem. Wszyscy znają nas i nasze możliwości. Nie da się nie być pytanym, schować w tłumie. Nauczyciele pracują z nami indywidualnie i wymagają – Sławek Kamieniecki zdradza sekret tego luzu. – W pierwszej klasie miałem ogromne problemy z chemią. Te wszystkie wzory, nazwy! Na konsultacjach tak długo pani ze mną pracowała, że wyciągnąłem na czwórkę. Piłowała bardzo, ale efekt jest – kiwa głową chłopak. O wyniki testów też mogą być w zasadzie spokojni. Wśród 12 słupskich gimnazjów są w czołówce, a wyniki absolwentów przekraczają średnią miejską i wojewódzką.
Tu wszystko się zaczęło
Katolickiemu Liceum w Słupsku stuknęło właśnie 20 lat. O połowę krótszym stażem może pochwalić się gimnazjum. Na uroczystościach jubileuszowych nie mogło zabraknąć absolwentów. Wielu z nich wraca z sentymentem do swojej szkoły. – Dla mnie wszystko zaczęło się w Słupsku. Za namową mojej polonistki zaczęłam uczęszczać na zajęcia literackie, przygotowywaliśmy przedstawienia teatralne, wieczory poezji, śpiewaliśmy. Tradycją szkoły był również Dyskusyjny Klub Filmowy. Szukając kierunku studiów dla siebie, chciałam pogłębić to, co zyskałam w Słupsku – opowiada Milena Misztal, dzisiaj absolwentka polonistyki oraz łódzkiej Filmówki, dziennikarka i nauczycielka w gdańskim liceum.
Powód do dumy
– Trochę się bałem, że trafię do klasztoru, ale już po kilku dniach okazało się, że to w zasadzie normalna szkoła, a uczniowie to zwykłe nastolatki: fajni, ale wcale nie z aureolą na głowie – mówi Piotrek Zawadziński. Dla Kasi Wrońskiej „katolik” to już rodzinna tradycja. Przed nią uczyły się tu dwie starsze siostry. – Fajne jest to, że tu nie ma presji i nie trzeba niczego udawać. Ani tego, że jest się wierzącym i chodzi się do kościoła, ani na siłę włóczyć się po imprezach. My też się bawimy ze znajomymi, organizujemy imprezy, ale nikt nie musi nic udowadniać – opowiada nastolatka. Nie przeszkadzają jej też obowiązkowe mundurki. – Przynajmniej chłopcy nie przychodzą w dresach, a dziewczyny porozbierane do połowy. No i inaczej wyglądamy nawet na ulicy. Mundurek to powód do dumy – przekonuje. – Ale jakieś urozmaicenie kolorystyczne to by się jednak przydało. Zwłaszcza w zimie chciałoby się ubrać w coś żywszego, a nie tylko czarny, granatowy, w kółko dwa kolory – kręci głową Agata Choszcz. Za to nie ma wątpliwości, że dzięki matematykowi nikt nie bał się końcowych testów.
Mały może więcej
Słupski Zespół Szkół Katolickich to niewielka placówka. W liceum i gimnazjum uczy się w tym roku 118 uczniów. Ma to swoje zalety. Ola przeprowadziła się do Słupska w połowie drugiej klasy gimnazjum. Bała się iść do dużej szkoły, w której nikogo by nie znała. – Tu nikt nie zadziera nosa, nikt się nie wywyższa. Nie ma walczących między sobą grup – opowiada. – Wszyscy się znają, nikt nie jest anonimowy – dopowiada Agata. Niewiele jednak można ukryć. – Kiedyś próbowaliśmy urwać się ze szkoły. Nie zdążyliśmy jeszcze wyjść za płot, a już nauczyciele wiedzieli, że nas nie ma. No i rodzice oczywiście też. Nie ma „zmiłuj się”. W dużej szkole komu by zależało na tym, że kilkoro uczniów nagle znikło? Konsekwencje były, ale nikt nam głowy nie urwał. A jak pani dyrektor złapała nas na próbie wyjścia przez okno, też nie trafiliśmy do lochów. Do dzisiaj się z tego śmiejemy – przyznaje Sławek. Odpowiada mu tutejszy klimat, więc nie zamierza we wrześniu szukać innego liceum.
Jestem dumna z moich uczniów
Lucyna Kwiatkowska, dyrektor Zespołu Szkół Katolickich w Słupsku – „Katolik” różni się od innych szkół nie tylko rozmiarami klas i tym, że wszyscy się znają. W czasie kiedy zaciera się granica między dobrem a złem, my stawiamy na wartości. Prawda, odpowiedzialność, własny przykład mają ogromne znaczenie. Dlatego zatrudniając każdego nauczyciela, pytamy nie tylko o jego kompetencje, ale także o to, czy jest świadkiem Chrystusa, czy żyje Ewangelią. Pierwszym zadaniem szkoły bez wątpienia jest kształcenie, ale istotne dzisiaj jest także, by pomóc rodzicom w wychowaniu dzieci, w przechodzeniu przez nie trudnego okresu dojrzewania. Nasze dzieci to nie anioły, zdarzają im się wyskoki, normalne dla nastolatków, ale świadomie podejmują decyzję o tym, czy chcą chodzić do szkoły, w której dzień zaczyna się i kończy modlitwą, w której przed długą przerwą w kościele odmawia się „Anioł Pański” i… nosi się mundurek. I wiem, że gdziekolwiek idę z moimi uczniami, mogę być z nich dumna.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się