Marsz na marsz

Już niedługo w pięciu miastach naszej diecezji będzie można zamanifestować... normalność.

Czy Marsze dla Życia i Rodziny przynoszą jakieś wymierne skutki? Jaki jest sens wychodzenia na ulice z transparentami i radosnym śpiewem? Czy to coś naprawdę zmienia?

Ostatnio modne staje się stwierdzenie, lansowane także przez niektórych polityków, że ulica nie jest od tego, żeby wyrażać swoje poglądy.

Czasami wydaje się, że takie zdania padają ze strachu, żeby o niektórych sprawach po prostu nie mówić zbyt głośno. Przecież ktoś zasłuchany w jedynie słuszny medialny przekaz mógłby usłyszeć coś z tej ulicy i doznać niebezpiecznego dysonansu poznawczego. Może, o zgrozo, zastanowiłby się trochę i, co jeszcze gorsze, stwierdził, że nie wszyscy myślą tak, jak "trzeba"?

To straszne, ale niestety żyjemy w takich czasach, że jedną z tych rzeczy, o których trzeba mówić głośno i na ulicy, jest... normalność. Trzeba przypominać, że życie jest wartością, że małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety, że dzieci nie wolno zabijać. 

W normalnym świecie to elementarz, coś tak oczywistego, jak to, że do oddychania potrzebny jest tlen. Jednak w XXI wieku normalność nie jest już wcale oczywista.

Dlatego właśnie Marsze dla Życia i Rodziny mają głęboki sens. Nawet jeżeli nie uda się od razu zmienić prawa czy wpłynąć na rządzących, to w Marszach chodzi też o coś innego - o pokazanie tym, którzy myślą normalnie, ale boją się tego, że jest nas więcej.

Marsze dla Życia i Rodziny odbędą się u nas 26 maja w Koszalinie, Słupsku, Pile, Szczecinku i Kołobrzegu. Szczegóły tutaj.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..