To nie jest zwykły magazyn staroci. Między półkami pełnymi akt można przeżyć fascynującą podróż do przeszłości, która pomaga lepiej zrozumieć teraźniejszość.
Czasami trzeba było wchodzić na jakąś wieżę kościelną, bo proboszcz mówił, że tam coś jest. Kiedyś dostałem informację, że na jednej plebanii jest stara szafa, w której są jakieś dokumenty. Niektóre księgi włożone tam były jeszcze przez Niemców pod koniec wojny i to my po raz pierwszy otworzyliśmy je po tak długim czasie. Miały na sobie taką warstwę kurzu, że wszystko było aż tłuste. Na szczęście nie mam żadnej alergii. Nie ma sensu zajmować się archiwistyką bez pasji – mówi ks. dr Tadeusz Ceynowa, dyrektor archiwum diecezjalnego.
Kiedy 4 listopada 2003 roku bp Marian Gołębiewski erygował archiwum, właściwie nie wiadomo było, co tak naprawdę znajduje się w terenie i co powinno do niego trafić. Trzeba było przejechać dziesiątki tysięcy kilometrów, przeszukać wiele zakurzonych strychów i starych szaf, żeby stworzyć to, co jest dzisiaj.
– Nasze archiwum jest bardzo młode i tak naprawdę jesteśmy spadkobiercami tego, co pozostało nam po II wojnie światowej. Trzeba powiedzieć, że wojna ogromnie spustoszyła archiwalia. Również po wojnie było tak, że wszystko, co niemieckie, budziło awersje i wrogość, więc po prostu to niszczono – mówi ks. Ceynowa. Mimo wszystko dwa kilometry półek wciąż się zapełniają. W archiwum przechowywane są księgi metrykalne, dokumenty związane z działaniem parafii, jak opisy inwentarza, charakterystyka ludności, różnego rodzaju korespondencja, fotografie.Oprócz dokumentacji bieżącej w koszalińskiej placówce są archiwalia wytworzone nawet w połowie XVII wieku.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się