Ad limina apostolorum. To papież mianuje biskupów i ustanawia diecezje, dlatego każdy Kościół lokalny jest z nim nie tylko symbolicznie, ale i realnie związany. Podróż biskupa do Rzymu jest więc swego rodzaju powrotem do źródeł.
Był rok 2005. Do Rzymu z Koszalina pojechał bp Kazimierz Nycz. Towarzyszyli mu bp Paweł Cieślik i bp senior Ignacy Jeż. Wszyscy pełni napięcia czekali w antykamerze na sygnał wejścia do ojca świętego. Jeden z biskupów, który dopiero od niedawna był ordynariuszem, wychodząc od Benedykta XVI, powiedział w stronę bp. Ignacego: „Nie ma się czego bać!”. Biskup senior zmierzył go wzrokiem i z właściwym sobie humorem odparował: „Panie, do kogo te słowa? Ja tu już za Pawła VI bywałem”. Wszyscy wybuchli śmiechem i tak atmosfera przed wejściem do papieża nieco się przeczyściła. Ad limina to sędziwa i piękna tradycja. Jest to jednak spotkanie papieża bardziej z całym episkopatem danego kraju niż z biskupami poszczególnych diecezji. Papież nie jest w stanie głęboko wejść w problemy każdej wspólnoty. Czasami jednak przy takiej okazji dzieją się rzeczy ważne, niespodziewane czy wręcz humorystyczne. Tak też było w historii wizyt ad limina biskupów koszalińsko-kołobrzeskich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.