Ten talerz zupy rozgrzewa też serce i dodaje otuchy, że nie wszystkim jesteśmy obojętni.
Ten talerz zupy rozgrzewa też serce i dodaje otuchy, że nie wszystkim jesteśmy obojętni – mówi, z trudem kryjąc wzruszenie, jedna z pierwszych klientek franciszkańskiej stołówki. – Mąż nie żyje, ja nie mam pracy. Razem z córką wyeksmitowano mnie na bruk. Teraz córka jest w rodzinie zastępczej, uczy się w gimnazjum. Ja jestem w zasadzie bezdomna, tułam się. Przygarnęła mnie jedna kobieta, też biedna, ale dała miejsce, w którym mogę się umyć, przespać. Jestem za stara dla pracodawców. Tak wygląda moje życie. Tu przynajmniej mogę coś zjeść – opowiada kobieta. Każdy z siedzących przy schludnie nakrytych stolikach ma swoją historię. Dla wielu z nich talerz z zupą będzie jedynym dzisiaj ciepłym posiłkiem. Jak przyznaje o. Piotr pomysł na stworzenie jadłodajni podsunęło samo życie i kolędowe odwiedziny u parafian. – Odwiedziłem kobietę, u której w mieszkaniu zobaczyłem taką biedę, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Byłem w domach, w których jest przerażająco zimno, bo ludzie nie mają na ogrzewanie, siedzą przy świeczce, bo nie stać ich na opłacenie prądu. I to nie dlatego, że przepijają. W większości są to ludzie starsi, samotni. Wydają pieniądze na konieczne opłaty i leki, niewiele im zostaje na jedzenie – relacjonuje gwardian koszalińskiego klasztoru.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.