Przed starostwem powiatowym w Świdwinie kilkadziesiąt osób głośno domagało się reakcji zarządu powiatu na dotychczasową sytuację szpitala w Połczynie Zdroju.
A ta zdaniem protestujących jest katastrofalna: brak pensji na czas, leków, sprzętu jednorazowego użytku, środków czystości, benzyny do karetek czy odczynników w laboratorium.
Winą za katastrofalny stan szpitala obarczają przede wszystkim spółkę Szpitale Polskie, która dzierżawi połczyńską placówkę, ale także zarząd powiatu za brak jakichkolwiek działań ratunkowych.
- Mamy wrażenie, że dąży się do degradacji szpitala, likwidacji poszczególnych oddziałów i zastąpienia ich bardziej rentownymi. One pewnie też są potrzebne, ale nam chodzi o to, byśmy mieli zapewnioną opiekę zdrowotną - mówi Marcin Olejnicki, który przewodniczył zgromadzeniu na świdwińskim Placu Konstytucji 3-go Maja.
- Nikt nie chce z nami rozmawiać. To, że wychodzimy na ulicę jest naszym krzykiem rozpaczy. Nie chcemy tego protestu upolityczniać. Ja po prostu bronię miejsca pracy mojej żony i jej kolegów ze szpitala, a także swojego własnego dobra jako pacjenta - dodaje.
Przed budynkiem starostwa pikietowali przede wszystkim pracownicy szpitala oraz mieszkańcy Połczyna Zdroju i Świdwina, którzy boją się likwidacji placówki.
- Jeśli szpital przestanie istnieć będziemy musieli jeździć po kilkadziesiąt kilometrów do Białogardu albo Drawska Pomorskiego. Tylko za co? - pyta świdwinianka, jedna z protestujących.
W proteście wzięli też udział związkowcy z innych firm oraz rolnicy z regionu, którzy do Świdwina przyjechali traktorami.
Protestujący chcą wymusić na zarządzie powiatu deklarację w sprawie wypowiedzenia umowy dzierżawy katowickiej spółce. Gdy takiej zabraknie, będą domagać się od radnych odwołania zarządu powiatu.
Starosta Mirosław Majka nie wyszedł do protestujących, spotkał się jednak z delegacją. Zapewniał, że sytuacja jest pod kontrolą powiatu.
- Sytuacja była katastrofalna, ale w styczniu. Szpital miał potężne problemy, jego działalność była zagrożona. Ale spółka prowadzi inwestycje, zapłaciła wszystkie zobowiązania, zapas leków na tydzień jest zrobiony, uzupełniła brak pieniędzy w Zakładowym Funduszu Świadczeń Pracowniczych i na dzisiaj nie mamy podstaw, żeby wypowiedzieć umowę. Spółka ma prowadzić działalność medyczną w takim zakresie, jaki jest w umowie i ją prowadzi - mówi Mirosław Majka.
Przyznaje jednak, że nie jest zadowolony z dotychczasowego zarządzania szpitalem przez spółkę. - To było nieprofesjonalne. Tak naprawdę dowiedzieliśmy się o katastrofalnej sytuacji dopiero w styczniu, po spotkaniu z akcjonariuszami - dodaje starosta.
Zapewnia również, że zarząd powiatu na bieżąco monitoruje sytuację szpitala i jest gotowy do podjęcia radykalnych działań. - Uchwałą rady powołaliśmy spółkę samorządową, rejestracja jest w trakcie. To nasze zabezpieczenie, gdyby sytuacja ze stycznia się powtórzyła. Wtedy będziemy mogli rozwiązać umowę w trybie natychmiastowym - zapowiada Mirosław Majka.