Setki mieszkańców Darłowa, uśmiechnięte twarze i sporo pieniędzy w puszkach. Za nami drugi charytatywny festyn "Morze miłości" na rzecz Domu Hospicyjno-Opiekuńczego Caritas.
W sierpniowe, niedzielne popołudnie darłowski rynek zamienił się w morze dobrych serc. Mieszkańcy aktywnie odpowiedzieli na apel o pomoc dla hospicjum.
Na placu przed ratuszem można było odwiedzić kilkanaście różnych straganów. Zza jednego uśmiecha się Anna Balak ze Starego Jarosławia, która specjalnie na tę okazję przywiozła domowe przetwory i nalewki. Każda sprzedana buteleczka lub słoiczek to kilka kolejnych złotych, które trafią do kasy hospicjum. Kilka metrów dalej pani Maria kusi lemoniadą. W wielkim słoju pływają plastry cytryny i liście mięty. Na duszne popołudnie jak znalazł. - Naturalne, bez konserwantów. Samo zdrowie! - zachwala pani Maria, po czym dodaje: - No, może ten cukier nie za zdrowy, ale cel szczytny - uśmiecha się wolontariuszka hospicjum, która regularnie pomaga pacjentom w dbałości o fryzurę.
- To doskonała okazja, żeby się spotkać. Nie przy łóżku chorego albo na korytarzu w hospicjum, tylko tu, na rynku, przy kiełbasce, rybie czy lemoniadzie - mówi ks. Krzysztof Sendecki, dyrektor Domu Hospicyjno-Opiekuńczego Caritas w Darłowie. Organizując festyn, chce przede wszystkim zintegrować społeczność, przypomnieć o hospicjum. - I podkreślić, że to nie jest „umieralnia”, jak niektórzy uważają. Dlatego pieniądze dziś są ważne, ale nie najważniejsze - dodaje ks. Sendecki.
Jednak na dobroczynność nie musi narzekać. Pan Jan, pochylony nad skrzynką z myśliwską kiełbasą z dzika, zachwyca się hojnością mieszkańców. - Darłowianie są z tego znani - mówi starszy mężczyzna, wskazując na stoisko z pstrągami. - W kilka minut większość zniknęła - uśmiecha się.
Wesołe miny mają też najmłodsi. Malowanie twarzy, wielka, dmuchana zjeżdżalnia czy loteria fantowa - tych atrakcji nie mogło na festynie zabraknąć. A kiedy młodzi się bawią, rodzice mogą na przykład zadbać o zdrowie. Badanie cukru? Bardzo proszę. Wystarczy tylko wrzucić monetę do skarbonki. Ci, którzy od numerków na gleukometrze wolą liczby na kuponie, mogli wziąć udział w loterii fantowej. - Niektórzy kupowali losy, ale ich nie brali. Chcieli po prostu pomóc hospicjum - mówi jedna z wolontariuszek.
Darłowski festyn nie odbyłby się bez darczyńców. A ci po raz kolejny nie zawiedli. - Mamy listę ponad 60 osób, które wspierają naszą akcję. Do tego spora grupa wolontariuszy - cieszy się Joanna Klimowicz, jedna z organizatorek imprezy. To właśnie dzięki nim znów udało się zasilić konto Domu Hospicyjno-Opiekuńczego.
Trwa liczenie zebranej kwoty. Jaka by ona nie była, ks. Krzysztof już ma plany, jak ją zagospodarować. - Wydrukowanie ulotek promujących naszą działalność, utrzymanie hospicjum domowego i zakup chłodziarki do śmieci. Nie mamy problemów z odpadami medycznymi, ale chciałbym, żeby nasza placówka działała na najwyższym poziomie - dodaje.