Ponad 200 dam i rycerzy z bractw z całego kraju przyjechało do Słupska na trzydniowy turniej rycerski.
Gospodarzem było Bractwo Rycerskie Księcia Bogusława V. Był obóz, w którym można było m.in. strzelać z łuku, przymierzyć zbroję, uczyć się lepienia z gliny, tkactwa, wyszywania czy szycia obuwia.
Jednak kulminacyjnym wydarzeniem było „Oblężenie Słupska”. Była to rekonstrukcja historyczna, która przedstawiała bitwę pod Słupskiem z 1259 r. między Warcisławem III, księciem pomorskim z dynastii Grafitów i Hermanem von Gleichen, biskupem kamieńskim, którzy uderzyli na Świętopełka II, wielkiego księcia gdańskiego.
Michał Iwańczyk z Okonka należy do Najemnej Roty Strzelczej od 10 lat. - Do tej przygody namówił mnie syn. To jego najpierw zafascynowała historia i rekonstrukcja historyczna, a potem zaraził mnie - wspomina.
Dla niego pasja jest odskocznią od codzienności. - To takie przedłużenie dzieciństwa. Ja wychowałem się na serialu o Winnetou, dlatego wraz z kolegami zawsze mieliśmy w głowie takie marzenia o rekonstrukcjach historycznych - dzieli się.
Pan Michał w czasie bitwy odpowiadał za artylerię. - Kiedy ją odpalamy, czuć wielką adrenalinę. Myślę, że widzowie mają podobnie, niezależnie od tego, co dzieje się w walce bojowej. Ważne jest, by mieć świadomość, że tu nikt niczego nie udaje. Oni walczą tak, jak to wyglądało w średniowieczu. To szczególnie widoczne jest w bitwach bohurtowych. Polegają one na nieudawanej, siłowej walce, w której nie chodzi o pokaz, ale o jak najszybszą eliminację przeciwnika - wyjaśnia.
Marcin Tyrko interesował się rycerstwem od dziecka. - Jak byłem młodszy, biegałem zawsze z kijem i już wtedy czułem się jak rycerz. Dziś to dla mnie też jest zabawa, ale to wcale nie jest takie proste. W czasie walki mam na sobie ponad 30-kilogramową zbroję, coś ciężkiego w dłoni i muszę się liczyć z tym, że przeciwnik będzie mnie okładał po głowie na wszelkie możliwe sposoby - uśmiecha się. - Jednak to pomaga przede wszystkim w rozładowaniu napięcia. Człowiek się uspokaja i nabiera większego dystansu do życia - mówi.
Wojciech Podsiadły trafił do bractwa przypadkiem. - Nigdy nie interesowałem się za bardzo historią, ale przyszedłem kiedyś na trening, powalczyłem trochę i to stało się moim hobby. Lubię je, bo można się poczuć, jak ludzie z tamtych czasów. Podoba mi się też to, że wyjeżdżamy na turnieje, czasem do lasu na parę dni, żeby odciąć się od świata i poczuć naprawdę ten styl życia - mówi.
Dziś zależy mu na tym, żeby mieszkańcy Słupska poznawali swoją historię. - Chcemy im pokazać, jak żyli ludzie w tamtych czasach. Dużo osób, mieszkając tutaj, nie ma pojęcia o historii tego miasta, dlatego my zasiewamy ziarenko, które ma być przekazywane dalej - wyjaśnia.
Rekonstrukcja bitwy o Słupsk odbywała się przy Baszcie Czarownic.