Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Szukaj wiatru w Mielnie

Sport. Kilkunastu zawodników mknie na deskach po falach. Nad nimi kolorowe czasze latawców. Na pięć dni września miasto stało się gospodarzem Mistrzostw Europy w Kitesurfingu.

Pokolenie młodych oglądające świat przez okno komputera nie jest dla morza stracone. Nawet klikając na myszkę, można połknąć bakcyla prucia po falach z latawcem. – Kajty znalazłem w internecie – mówi 19-latek Maks Żakowski, koszalinianin, mistrz Polski w  kitesurfingu. – Siedząc przed laptopem, zobaczyłem ludzi, którzy skaczą po falach, fruwają z latawcem... owszem, na bardziej przejrzystej wodzie, z palmami w tle, ale... Po prostu pochłonęło mnie. Potem odkryłem, że u nas też są dobre warunki – mówi rozczochrany nadmorską bryzą blondyn. Klęka na piasku, rozplątuje linki latawca.

Żagle na kajty

Zawodnicy nie wykonują ewolucji, tylko pędzą na złamanie karku. To kiteracing, wyścigi. Ale nie jest to zwykłe „kto pierwszy do mety”. Klasa race to strategia jak w szachach; to refleks, rywalizacja. Właśnie dlatego Maks oddał temu sportowi całe swoje serce. – Złapałem bakcyla sportów wodnych po dziadku i tacie. Tata jest żeglarzem, uprawia windsurfing i dzięki niemu przez pierwsze dziesięć lat żeglowałem na łódkach w klubie Tramp Mielno. Dziadek od wielu lat pływa na desce z latawcem i to on zachęcał mnie do kajtów. Kiedy dowiedziałem się o możliwości włączenia kiteracingu do programu igrzysk olimpijskich, nie zastanawiałem się długo. Rzuciłem żeglarstwo i postawiłem wszystko na kajty. Początkowo musiałem szukać nauczycieli w Szczecinie. W tym roku otworzono sekcję kitesurfingu u nas, więc wróciłem i trenuję w klubie Kite Mielno. Latawiec surfera bez wiatru jest tylko kolorową płachtą tkaniny. Za tym wiatrem trzeba się czasem najeździć. Zawodnicy podróżują po całym świecie, poszukując wietrznych wybrzeży. Magdalena Węgielnik, przedstawicielka organizatorów, a zarazem trenerka sportów wodnych, przekonała jednak świat, żeby tym razem podążył za wiatrem do Mielna. – Trzeba było trochę szczęścia, jeszcze więcej ciężkiej pracy, ale najbardziej przekonujące było to, że mamy świetnych zawodników, plasujących się w światowej pierwszej dziesiątce. Toteż inni ciągną do nas, chcą zobaczyć, w jakich warunkach trenujemy, podpatrzeć, co powoduje, że nasi są najlepsi.

Wkładają grubsze pianki

Polska ma bogate tradycje żeglarskie, co przekłada się na znakomite wyniki polskich kajterów. Żaden kraj nie ma w pierwszej dziesiątce międzynarodowej organizacji IKA tylu reprezentantów, co my. – Ponadto mamy najpiękniejsze plaże i bardzo dużo dni wietrznych – przekonuje M. Węgielnik. – Mamy i morze, i jezioro, co rzadko się zdarza. Mało kto wie, że Jamno jest 9. co do wielkości jeziorem w Polsce. Jest naprawdę czym się pochwalić, inni nam tego zazdroszczą – mówi, rozglądając się kątem oka po plaży, czy wszystko jest w porządku, czy niczego nie brakuje. Tę troskę się czuje. Maks słyszy same pochwały od kolegów z zagranicy. – Bardzo podoba im się Polska, nasza plaża, to, jak te zawody są zorganizowane, a są na naprawdę wysokim poziomie. Trochę ich nasz chłód zadziwił, ale dają radę. Wkładają grubsze pianki – mówi z uśmiechem, choć sam stoi w piankowym kombinezonie o krótkich rękawach i nogawkach. Agnieszka Grzymska z Łodzi, jedyna Polka startująca w zawodach, przekonuje, że chłód nie jest problemem. – Deski są bardzo wyporne i stabilne, rzadko wpada się do wody. A pomoczone nogi do kolan to chyba nie jest problem? Ją również kitesurfingu uczył tata, ale racing, ściganie, to już jej własny pomysł. – Nie ma dla dziewczyn łatwiejszego żeglarstwa. Kitesurfing nie jest tak trudny jak windsurfing czy inne klasy żeglarskie, a ma podobne prędkości i zasady – zachęca. – Dodatkowo dziewczyny są drobniejsze od chłopców, więc bardzo dobrze wypadają przy niezbyt mocnym wietrze, jaki mamy w Polsce. Mogą spokojnie konkurować z chłopcami. Agnieszka jest wysoka i szczupła, i właśnie to, jak mówi, pomaga w surfowaniu, nie muskulatura. Wystarczy ważyć przynajmniej 40 kg. Nie potrzeba nie wiadomo jakiej krzepy, ponieważ cała siła skupiona jest na pasie opinającym talię, a rękami tylko steruje się latawcem. Potrzebne są raczej spryt, zwinność. Aby zacząć się ścigać, należy opanować latawiec oraz podstawy pływania na małej desce. Gdy ma się to już za sobą, trzeba rozejrzeć się za deską przeznaczoną do wyścigów, tzw. rejsówką, na której pływanie jest trudniejsze niż na zwykłej desce kajtowej. Pierwszy ślizg można wykonać już po około 8 godzinach treningu, skoki po 15–20 godzinach. Po opanowaniu pierwszych ślizgów można już zacząć startować w zawodach i nabierać doświadczenia. Przyda się wówczas kondycja, ale amatorsko uprawiać ten sport może niemal każdy, od 13 lat wzwyż. Zdarzają się i 70-letni surferzy.

Cel: olimpiada

Mieleński klub ma już w planach wrześniową kampanię w szkołach, której celem będzie zapalenie do kitesurfingu młodzieży. A warto nie tylko dlatego, że jest to wspaniała przygoda, ale i szansa na wzięcie udziału w prestiżowych zawodach. W sierpniu tego roku odbyły się w Mielnie kitesurfingowe Mistrzostwa Polski, teraz trwają Mistrzostwa Europy. Organizatorzy mają nadzieję, że tego typu imprezy wejdą na stałe do kalendarza każdego sezonu. Perspektywa, która mobilizuje wszystkich, to rok 2020 – wówczas po raz pierwszy kiteracing będzie oficjalną dyscypliną sportową na olimpiadzie. – Chcemy powiedzieć młodym ludziom, co mogą znaleźć w Mielnie, bo do zaproponowania mamy nie tylko kajty, ale i żeglarstwo. Założyliśmy profesjonalną szkołę kajta w Unieściu, w tym roku będziemy chcieli otworzyć sekcję kitesurfingową. Pozostaje nam tylko przekonać młodzież z okolic, żeby do nas przyjechała i zechciała spróbować – mówi M. Węgielnik.

Surfing – czysta przyjemność

Jednak nie tylko dla nagród warto spróbować swoich sił na desce z latawcem. – Kiedy wypływasz na wodę, zapominasz o wszystkim – Maks próbuje opisać to, co czuje, kiedy wiatr poniesie go daleko od brzegu. – Cieszysz się chwilą. Agnieszka mówi o wolności, a Maciek Czernicki z Unieścia, trenujący od ośmiu lat, o tym, że lubi wypływać w morze czysto rekreacyjnie. – Kiedy pływam tu sam, to czekam na największy sztorm. Taki, kiedy zalewa plażę. Czterometrowe fale są daleko w morzu, wtedy jest najlepsza jazda. Potrafię wyskoczyć dwadzieścia metrów z góry, z fali. To jest adrenalina, prawdziwe emocje. Kitesurfing to sport kontuzyjny, zwłaszcza pełen ewolucji free- style. Ale racing jest bezpieczniejszy. Wersja turystyczna jest dla każdego, jednak nie warto zaczynać treningów samemu. Lepiej przyjść do klubu i poprosić o lekcję instruktora. Trenować można od maja do października, a specjalną wersję wyścigów na kajtach nawet zimą. Andrzej i Jolanta Obtułowiczowie z Żywca przyjechali do Mielna na pierwsze dwa tygodnie września. Obserwują Mistrzostwa Europy od pierwszego dnia. – Jadąc tutaj, nie wiedzieliśmy nic o zawodach. Jesteśmy zadowoleni, bo dzięki temu można ciekawiej spędzić czas – mówi A. Obtułowicz. – Ile można chodzić po głównej ulicy? – dodaje jego żona. – A tu, z promenady, jest na co popatrzeć. Siedzimy i patrzymy, co będzie się działo, kto wygra. Organizatorami ME byli klub Kite Mielno, a ich głównym partnerem mieleński deweloper Firmus Group.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy