Nie ma pasterzy, z nieba nie zstępują aniołowie, a zamiast betlejemskiej scenerii ulice, na których wciąż jeszcze są gruzy. Ale i tutaj Bóg się narodził. Wśród ludzi.
Bohaterami tych jasełek są czerwonoarmiści podpalający „wyzwolone” miasto, szabrownicy plądrujący mieszkania wypędzonych Niemców, puste miejsca przy skromnych, wigilijnych stołach i ci, których historia wygnała zapuszczać korzenie na Zachód.
To pierwsze Boże Narodzenie
– „Chociaż każdy powojenny miesiąc stabilizował nasze warunki życia, to jednak były to niespokojne czasy. Po zmroku, kto nie miał zbrojnej asysty, nie odważał się samotnie wędrować po ulicach zupełnie ciemnego miasta. Dlatego nie dziwiło wtedy, że gdy nadeszły pierwsze powojenne święta Bożego Narodzenia, ojcowie franciszkanie zaprosili nas na tradycyjną Pasterkę do kościoła Mariackiego – już na godzinę 14 po południu, byśmy zdążyli przed zmierzchem bezpiecznie powrócić do swych domów na wigilijną wieczerzę” – Rafał Semołonik czyta wspomnienia jednego z pionierów Koszalina, a uczniowie koszalińskiej budowlanki starają się oddać na scenie klimat tych pierwszych, powojennych świąt.
– Pomysł na jasełka podsunęła zbliżająca się 70. rocznica zdobycia Koszalina, którą będziemy obchodzić w marcu. Początkowo planowaliśmy, że przedstawienie opowiadać będzie tylko o grudniu 1945 r., ale obawiałem się, że taka scena będzie dla wielu młodych ludzi zupełnie niezrozumiała, więc warto to pierwsze Boże Narodzenie przedstawić w szerszym kontekście – wyjaśnia inicjator nietypowych jasełek ks. Piotr Zieliński, katecheta z Zespołu Szkół nr 7.
Wyjść poza schemat
Są więc obrazy z dokumentalnego filmu, na potrzeby którego czerwonoarmiści podpalili miasto, żeby stworzyć kadry z „wyzwalania” Koszalina, jest opowieść o bandach szabrowników grasujących na ulicach, jest także przypomnienie pierwszych posługujących w mieście duchownych. – Koszalin w pierwszych powojennych latach nie był bezpiecznym miejscem do życia. Chcieliśmy przy okazji świątecznego przedstawienia także o tym opowiedzieć – mówi Rafał Semołonik z 2. Pułku Ułanów 1. Warszawskiej Brygady Kawalerii, który pomagał młodzieży przygotować scenariusz. – Mam nadzieję, że dzięki temu, że były to zupełnie inne jasełka, na dłużej zapiszą się w pamięci. Nie będą tylko jednym z wielu przedstawień szkolnych, o których zapomina się zaraz po wyjściu z sali – kiwa głową Mateusz Snoch, jeden z aktorów szkolnego przedstawienia. – Bo dzięki nim sporo mogliśmy się dowiedzieć o tym, jak wyglądały początki Koszalina, jakie trudne było wówczas życie. Wcielanie się w tych, którzy obchodzili tutaj swoje pierwsze święta, było poruszające wyobraźnię i bardzo wzruszające – dopowiada Magdalena Karolak. Choć występowanie przed kolegami wymagało od nich sporo odwagi, nie żałują, że się zdecydowali. – Ja się cieszę, że się odważyłem, bo chciałem spróbować czegoś takiego, jak to jest brać udział w historycznej rekonstrukcji. Chociaż jak się zgłaszałem, to nie wiedziałem, że zagram księdza – dodaje ze śmiechem Mateusz Drabowicz, odtwórca roli o. Nikodema Szałankiewicza.
Ale jest Jezus…
– Posługa wspaniałych duszpasterzy dawała mieszkańcom miasta poczucie bezpieczeństwa. Jako pierwsi przyjechali do Koszalina oo. franciszkanie z o. Nikodemem na czele, i to oni pomagali osadnikom. Chcemy i o nich przypominać młodzieży – wyjaśnia Rafał Semołonik i przyznaje, że, choć interesuje się przeszłością swojego miasta, sam poznał kilka interesujących szczegółów. – Choćby ta Pasterka o godz. 14. Podyktowane było to panującymi w mieście warunkami: ciemnością, zagrożeniem, ryzykiem chodzenia wieczorem po mieście. Nawet taki drobiazg, jak godzina sprawowania Mszy św., może pomóc w wyobrażeniu sobie, jak wyglądało życie w pierwszych powojennych miesiącach – zauważa rekonstruktor. – To wydarzenia, o których warto pamiętać, zwłaszcza w Koszalinie, w którym przez dziesięciolecia, w myśl zaszczepianej przez władzę ideologii, były tylko dwie parafie. Dzisiaj to nie do wyobrażenia, prawda? A przecież to tak niedawno było. 14 maja 1945 r. odprawiona została pierwsza Msza katolicka w kościele Mariackim, dzisiejszej katedrze. Mało kto o tym pamięta – mówi ks. Zieliński. – To trochę nietypowe jasełka. Nie ma w nich Maryi i Józefa, nie ma żłóbka ani pasterzy, ani aniołów, ale jest Jezus. Towarzyszy On pierwszym mieszkańcom Koszalina w budowaniu nowego miejsca do życia. Jak mówił kard. Wyszyński, to, że tzw. Ziemie Odzyskane stały się polskie, to zrządzenie Bożej Opatrzności. Bóg towarzyszył tym ludziom w budowaniu domu. My jesteśmy ich kontynuatorami: budujemy to miasto naszą wiarą, nauką, pracą, patriotyzmem – dodaje duszpasterz.