W salce przy parafii pw. św. Wojciecha w Koszalinie odbył się bal przebierańców dla dzieci z terenu parafii.
Bal przygotowała s. Aleksandra Mikołajczak z Szensztackiego Instytutu Sióstr Maryi wraz z dziewczętami zgromadzonym w Ruchu Szensztackim.
Dziewczęta stroiły salę, rozłożyły obrusy, zastawiły stoły, dbały o to, by każdy miał herbatę. W czasie balu tańczyły z dziećmi i pomagały im podejmować inicjowane przez siostrę gry i zabawy ruchowe. A po balu zajęły się sprzątaniem sali.
S. Aleksandra zauważa, że bale w „Wojciechu” to już mała tradycja.
- To już 4 taki bal w parafii. Rodzice chętnie przyprowadzają tu swoje dzieci, ponieważ mało jest inicjatyw tego typu dla najmłodszych dzieci. Zabawy dobrane są do ich wieku, nie wszystkie pomysły nadają się do realizacji w takiej grupie. Chciałyśmy, żeby dzieci mogły pobawić się, wytańczyć w miejscu, które kojarzy się im z parafią - powiedziała siostra.
Na balu pojawiły się maluchy przebrane za postaci z bajek i filmów. Były gry ruchowe i konkursy. Po parkiecie sunęły węże, były tańce w parach i w kółku, a także ulubione przez dzieci tańce z pokazywaniem. - Piosenki do tańca podsunęły mi dziewczęta z grupy szensztackiej i są to typowe dyskotekowe piosenki. Dzieci są z nimi osłuchane na co dzień, więc chętnie włączają się nie i śpiewają - zauważyła s. Aleksandra.
W pewnym momencie poprosiła dzieci o… rękę. A właściwie o jej ślad na pamiątkę dzisiejszego balu. Maluchy dostały kredki i na spuszczonych z sufitu rolkach papieru odrysowywały kształty swoich dłoni. Same lub z pomocą rodziców podpisały je imieniem i liczbą lat. Jedna z takich pamiątek należała do proboszcza ks. Andrzeja Hryckowiana.
- Konkursy, które przeprowadzamy, nie wprowadzają elementu rywalizacji o nagrodę. Każde dziecko wychodząc dostanie pamiątkę, bez względu na to, jak się bawiło. Chodzi nam o to, by mogło nauczyć się czegoś w grupie rówieśniczej, w czymś się rozwinąć, a nie walczyć o nagrody. Ważny jest też element umiejętności bycia dzieci ze sobą, w dużej grupie, bo już w tych najmłodszych latach dzieci uczą się bycia we wspólnocie - wyjaśniła s. Aleksandra.
- Chcemy coś zrobić dla dzieci, a tym samym dla ich rodziców, bo jesteśmy razem w Kościele. To jest nasz sposób na pokazanie, że interesujemy się sobą nawzajem. Nie musi to koniecznie zmierzać do jakiegoś wymiernego celu. Nie robimy tutaj agitacji do grup, jest to bezinteresowne, a poza tym nigdy nie wiadomo, jaki będzie tego dalszy ciąg. Jeden sieje, drugi zbiera, ale to Pan Bóg daje wzrost tam, gdzie sam chce - tłumaczyła siostra.
- Żyjemy w takich czasach, gdzie nawet oswojenie się przez dzieci z widokiem siostry zakonnej jest cenne. Dzieci zresztą są bardzo otwarte, reagują na mnie z dużą sympatią, ciągną za suknię, ale nie myślą, że to suknia księżniczki - śmieje się s. Aleksandra. - Zdarza się, że zwracają się do mnie „proszę pani”, ale to jest mówione bez lęku, bez niepotrzebnego dystansu. Są po prostu urocze. Aż chętnie się robi dla nich taki bal.
Rodzice starszych dzieci uczestniczących w zabawie, zostawili je bez obawy pod opieką siostry i dziewcząt, które cały czas „miały oko” na bawiących się. Rodzice młodszych zostali w wystrojonej sali balowej i przyglądali się zabawie przy słodkim poczęstunku.
- Mój syn należy do scholi i jesteśmy związani z parafią już trochę mocniej, dlatego włączamy w się w ciekawe akcje, które tu są proponowane – powiedziała pani Iwona, mama jednego z chłopców. – Takie bale to świetny pomysł, bo w dzisiejszych czasach my, katolicy, jesteśmy postrzegani jak ludzie z innej planety: że chodzimy tylko do kościoła i rozmawiamy wyłącznie o Panu Bogu.
Pani Aneta usłyszała zaproszenie proboszcza na bal karnawałowy dziś rano podczas ogłoszeń parafialnych na Mszy św. Nie zastanawiała się długo. Przebrała pociechę i przyszła z nią na plebanię. - Takie propozycje integrują wiernych. A kiedy się już z kimś zapozna, porozmawia, to już inaczej mija się go na ulicy czy rozpoznaje w kościele – powiedziała.